„Wrogie niebo”: Ewoluuj lub giń – recenzja
Wrogie niebo może się podobać w 4. sezonie, bo skok jakości w porównaniu do poprzednich jest bardzo wyraźny. W końcu czuć tutaj jakiś spójny pomysł, a jego realizacja pozbawiona jest przesadnych absurdów.
Wrogie niebo może się podobać w 4. sezonie, bo skok jakości w porównaniu do poprzednich jest bardzo wyraźny. W końcu czuć tutaj jakiś spójny pomysł, a jego realizacja pozbawiona jest przesadnych absurdów.
Wrogie niebo przedstawia widzom nową, zapowiadaną wcześniej postać Sary (Mira Sorvino), która okazuje się ciekawym dodatkiem. Bohaterka jest oszustką, kombinatorką i ma niewyparzoną buzię - nic więc dziwnego, że producenci wybierają na pierwsze spotkanie scenę Sary z Pope'em (Colin Cunnigham). Nie da się ukryć, że oboje do siebie bardzo pasują. Czuć, że się świetnie uzupełniają, chemii odmówić aktorom nie można, a to razem tworzy zabawny efekt. Na tle wielu innych bohaterów serialu Wrogie niebo Sara wydaje się wyrazistsza i ciekawsza, bo ma osobowość i szybko wzbudza sympatię.
Czytaj także: Będzie 5. i ostatni sezon "Wrogiego nieba"
Ważnym elementem jest dojrzewanie Hala (Drew Roy), który pierwszy raz dostaje od ojca tak ważne zadanie. Dotychczas w wodzów bawili się Tom (Noah Wyle) oraz Dan (Will Patton), a teraz obaj wyruszają na misję. I to jest bardzo trafny ruch ze strony scenarzystów, bo potrafią pokazać rozwój bohatera z sensem, którego często brakowało w poprzednich sezonach. Jasne, jego rozmowa z nowym kompanem i metafora o meczach rugby jest trochę banalna, ale to kompletnie tutaj nie przeszkadza. Dzięki temu ruchowi zmienia się dynamika serialu, rozwijając się w atrakcyjną stronę.
Intrygująco wygląda rozmowa Matta (Maxim Knight), kiedyś najbardziej irytującego dzieciaka telewizji, z chłopakiem odpowiedzialnym za pranie mózgów. Nie da się ukryć, że perspektywa brzmi przekonująco - może w istocie tę wojnę zaczęli ludzie, bo nie zrozumieli intencji Espheni? Pewnie nieprawdziwe, ale przemyślane i prawdopodobne, bo zasiewa ziarno wątpliwości. Samo odbicie Matta przeprowadzono w miarę sprawnie - nie ma zbyt wielu absurdów i nieporozumień, wszystko jest w miarę wiarygodnie. Może się to podobać.
[video-browser playlist="635496" suggest=""]
Zaskoczeniem jest wątek tajemniczej istoty podróżującej za wesołą kompanią dowodzoną przez Toma. Nie spodziewałem się, że pójdzie to w tę stronę. Ruch scenarzystów jest świetny z tak naprawdę dwóch powodów: po pierwsze - Jeannie w końcu ginie, więc Dan może otrząsnąć się z marazmu, w którym znajduje się od początku sezonu; po drugie - mamy raczej ostateczne potwierdzenie nikczemnych zamiarów Espheni, które są podlejsze, niż przypuszczałem. Pomysł drastyczniejszej asymilacji niż ta zaprezentowana w poprzednich sezonach jest o wiele ciekawszy.
Niespodzianką odcinka są sami Espheni, gdyż po raz pierwszy widzimy scenę ich rozmowy. Dzięki temu w końcu odgrywają oni w serialu aktywniejszą rolę i nie są tylko bezosobowymi postaciami kosmitów będącymi antagonistami Wrogiego nieba, ale istotami mającymi plan, charakter i wewnętrzne relacje. Trochę psuje tutaj wrażenie fakt, że mówią po angielsku - czy tak trudno było wymyślić jakiś bełkotliwy język i wstawić napisy? Klimat sceny byłby o wiele lepszy. Wygląda to jednak całkiem dobrze, miejmy więc nadzieję, że motyw ten będzie kontynuowany. Zwłaszcza że tajemniczy Espheni zostaje pojmany przez grupę bohaterów - może to zapewnić sporo wrażeń w kolejnych odcinkach.
Wrogie niebo w 4. sezonie jest serialem powyżej średniej, a to duży wzrost w stosunku do poprzednich sezonów, gdzie dobre bywały jedynie momenty. Emocji nie brak, historia jest rozbudowana i ciekawa, a perspektywy - bardzo optymistyczne.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1977, kończy 47 lat