„Wrogie niebo”: sezon 5, odcinek 3 – recenzja
"Wrogie niebo" stawia w finałowym sezonie na proste schematy i ograne rozwiązania, ale realizuje je w miarę sprawnie, przez co zapewnia przyzwoitą rozrywkę.
"Wrogie niebo" stawia w finałowym sezonie na proste schematy i ograne rozwiązania, ale realizuje je w miarę sprawnie, przez co zapewnia przyzwoitą rozrywkę.
Byłem naiwny, myśląc, że ostatni sezon serialu „Falling Skies” wyniesie produkcję na wyższy poziom i rozwinie mitologię tej opowieści w jakiś fascynujący sposób. To wciąż lekka i często głupiutka produkcja science fiction, która jednak ma obecnie – w przeciwieństwie do poprzedniej serii – jakiś pomysł na siebie. Przybrała ona niemalże format proceduralny. Każdy odcinek to jakaś misja, którą muszą wykonać bohaterowie, aby krok po kroku przejmować kontrolę nad planetą. Właśnie dowiedzieliśmy się, że ostateczne starcie z kosmicznymi siłami zła nastąpi najprawdopodobniej w Waszyngtonie, jednak zanim Tom i spółka tam dotrą, część postaci polegnie.
Scenarzyści zaczęli od uśmiercania postaci drugiego planu. Były to pożegnania do bólu przewidywalne, ale – co ważne – niosą one za sobą ważne dla fabuły konsekwencje. Najpierw była rozerwana na strzępy Deni, co sprawiło, że szaleć zaczął Anthony, który nabawił się zespołu stresu pourazowego. Zagraża życiu innych swoim niezdecydowaniem podczas wypadów w teren, a teraz zamordował z zimną krwią jedyny trop, który mógłby dać 2nd Mass potrzebne odpowiedzi na najważniejsze pytanie – co Espheni robią w stolicy?
[video-browser playlist="725361" suggest=""]
Teraz przyszedł czas na Sarę, ukochaną Pope’a. Ich misja w tym odcinku to był z początku zwykły i mało emocjonujący zapychacz, ale na szczęście nabrał rumieńców. Jasne, kobieta wpakowała się w śmiertelne tarapaty w idiotyczny sposób, ale twórcy osiągnęli to, co zamierzali – sprawili, że relacja Pope-Mason znów jest interesująca. Temu pierwszemu już kołatają się w głowie myśli o zemście i to powinno dodać historii nieco więcej animuszu. Zresztą podoba mi się to, że nasza ekipa nie jest taka zwarta, jakby mogło się wydawać. Spore dylematy doprowadzają do tego, że ludzie umierają i lojalności są testowane, a silny kolektyw zaczyna się sypać.
Pozytywnie zaskoczył tym razem brak ckliwych i irytujących scen z trójkątem miłosnym, a wyprawa Maggie w celu uratowania nietypowego rodzeństwa nie ciągnęła się cały odcinek, tylko ograniczyła do meritum. Było krótko, zwięźle i na temat – bez zbędnego przedłużania. Szybkie schwytanie overlorda pozwoliło rozwinąć jeszcze bardziej postać Toma, który już nie zastanawia się zbyt długo, gdy jedną z opcji zdobycia potrzebnych informacji są tortury – nawet jeśli krzywdzi przy tym swojego syna. Świetnie jego ewolucję podsumował pod koniec Weaver, który stwierdził, że pamięta czasy, kiedy Mason najpierw pomógłby bliskiej osobie, a dopiero później skupił się na operacji kluczowej dla dobra ogółu.
Czytaj również: „Into the Badlands” – informacje o serialu z Comic-Con
„Falling Skies” ogląda się całkiem nieźle w finałowym sezonie, ale wszyscy doskonale wiemy, że tkwi tu potencjał na więcej. Wciąż otrzymujemy jedynie szczątkowe informacje dotyczące nowej rasy kosmitów i dalej nie znamy genezy inwazji. Czas nieco bliżej zająć się tymi sprawami.
Poznaj recenzenta
Oskar RogalskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat