Yellowstone - sezon 4, odcinek 5 - recenzja
Data premiery w Polsce: 24 listopada 2024Yellowstone wytraciło impet z początku sezonu. Nowy odcinek nie porwał, ale dobrze przygotował grunt na dalszą część serii. Oceniam.
Yellowstone wytraciło impet z początku sezonu. Nowy odcinek nie porwał, ale dobrze przygotował grunt na dalszą część serii. Oceniam.
Tradycyjnie w połowie sezonu nastąpiło w Yellowstone drobne zwolnienie akcji. Piąty odcinek próbuje to ukryć świetnie dobraną muzyką, pięknymi krajobrazami Montany – widokami gór, lasów i otwartych przestrzeni – a także pokazywaniem realiów życia kowbojów na ranczu. W niektórych widzach może to powodować zniecierpliwienie, szczególnie po dynamicznym otwarciu serii, gdzie apetyty na podobne wydarzenia wzrosły. Natomiast jest to nakręcone z wyczuciem. Zamiast nudzić, to fascynuje. Nie następuje żaden przesyt tego typu zabiegami, które mają odwracać uwagę od spowolnienia w rozwoju historii. Po prostu chłonie się te pejzaże, dzikie plenery oraz telewizyjną, wizualną hipoterapię. Co nie oznacza, że nic ciekawego się nie wydarzyło w tym epizodzie.
Najbardziej interesujący okazał się wątek protestu proekologicznego, który eskalował przemocą i został stłumiony przez ludzi Kaycego. To trochę emocjonowało, jednak nie jest to historia, która bardzo intryguje. Twórcy mądrze podeszli do tematu, w którym osoby protestują przeciwko sponsorowaniu przez stan sił policyjnych chroniących industrializację rolnictwa i zabijanie zwierząt. Poprzez świadomą postawę pragmatycznego Johna nie zaprzeczają, że istnieje problem związany z ekologią. Nie odmawiają słuszności Summer. Pokazują, że istnieje też druga strona medalu, jaką jest perspektywa ranczerów oraz ich ciężkiej pracy. Można powiedzieć, że twórcy stają w ich obronie za sprawą Duttona, który cierpliwie przedstawia swój punkt widzenia, szanując też poglądy liderki osób protestujących. A to przy okazji też pozytywnie wpływa na postrzeganie tego bohatera. Nawet Summer (niezła w tej roli Piper Perabo), która jest nową postacią w tym sezonie, wysłuchała argumentów Johna. To też ociepliło jej wizerunek, ponieważ na początku irytowała. Twórcy trochę idealistycznie przedstawili ten spór związany z przekonaniami, w którym dochodzi do pewnego rodzaju wzajemnego zrozumienia. Natomiast ważne, że nie uciekają od tego trudnego, istotnego i kontrowersyjnego tematu. Dzielnie się z nim mierzą, tak jak to robili z życiową historią zaginionych kobiet w poprzednim sezonie. Oby ten wątek rozwinął się w tak samo emocjonalny sposób, choć raczej ma on znamiona romansu, bo Johnowi doskwiera samotność, co można było dostrzec na początku odcinka.
W miarę ciekawie rozwijała się historia Jamiego. Postanowił się skonfrontować z więźniem, który stoi za zamachem na rodzinę Duttonów. Wydawało się, że jego biologiczny ojciec wpadł w niemałe kłopoty, ale znowu nieźle namieszał mu w głowie, sprowadzając do nowej posiadłości Christinę z jego synem. Można było zapomnieć o tej bohaterce, ponieważ ostatni raz widzieliśmy ją w 2. sezonie i od tamtej pory o niej nie wspominano. Twórcy sprytnie wykorzystali motyw dziecka, bo teraz rzeczywiście Jamie ma twardy orzech do zgryzienia. Z jednej strony chce być lojalny rodzinie Duttonów, a z drugiej Garrett sprawia, że jego życie staje się lepsze. Nie zmienia się jednak to, że znowu nie ma kontroli nad wydarzeniami, które się wokół niego dzieją. Ponownie jest manipulowany i wykorzystuje się jego niską pewność siebie. To trochę tragiczna postać, ale dzięki pojawieniu się Christiny jego historia się komplikuje, a decyzje, jakie musi podjąć, nie należą do łatwych. Ciekawi, jak Jamie poradzi sobie w tej sytuacji. Po której stronie się opowie?
W odcinku nie zabrakło Beth, ale jej wątek nie angażował. Głównie opierał się na jej wyzywających i wulgarnych komentarzach. Niewątpliwie są one nasycone czarnym humorem, który bawi. Bohaterka większość czasu spędzała na przygotowaniach do przejęcia stołka Boba Schwartza. Wyrzucenie go z jego biura nie odbyło się w zniewalający sposób, który mógłby zapaść w pamięć. To trochę rozczarowało, bo wiemy, na co stać humorzastą Beth.
W odcinku pojawiają się również poboczne wątki uzupełniające fabułę. Oglądaliśmy, jak Monica i Tate powoli wychodzą z traumy i odzyskują humor. Kobieta skupiła swoją uwagę na poszukiwaniach nowego domu, a chłopak w indiański sposób wypacał stres w towarzystwie Rainwatera. Na razie ich historia rozwija się spokojnie, ale może w późniejszej fazie sezonu nabierze kolorów - tak jak Lloyda. Jego wątek zaczyna niepokoić, ponieważ mężczyzna, choć słusznie ukarany za swoje zachowanie, ciężko znosi to upokorzenie i odstawienie na bok. Możliwe, że twórcy szykują jakiś niespodziewany zwrot akcji. Bohater staje się coraz bardziej nerwowy, a do tego zżera go zazdrość. Natomiast nie zanosi się na to u Jimmy’ego, który trafił na ranczo 6666, choć przez chwilę wydawało się, że do domu spokojnej starości na łonie natury… Po przypomnieniu mu, że musi poczuć w sobie miłość do kowbojskiego życia i koni, bohater wyruszyły w drogę. Jego wątek nudził, ale przynajmniej rozbawiła jego reakcja, gdy chodziła po nim obrzydliwa skolopendra. Dużo sympatii zyskał Ross (Barry Corbin), który opowiadał o życiu na ranczu.
Najnowszy odcinek Yellowstone był dobry i solidnie rozwijał poszczególne wątki, przygotowując fabułę pod przyszłe wydarzenia. Jak zwykle przyjemnie było odwiedzić Montanę i głównych bohaterów. Na razie nie ma powodów do niepokoju czy zniecierpliwienia, ale w kolejnym epizodzie liczymy na konkretniejsze zdarzenia i więcej emocji.
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1974, kończy 50 lat