Zamęt: sezon 1, odcinek 4 – recenzja
Po emocjonującym trzecim odcinku Zamęt znacznie zwalnia, pozwalając bohaterom rozliczyć się z własnymi czynami i ze sobą nawzajem, jednocześnie trzymając poziom dramatu dobrej jakości.
Po emocjonującym trzecim odcinku Zamęt znacznie zwalnia, pozwalając bohaterom rozliczyć się z własnymi czynami i ze sobą nawzajem, jednocześnie trzymając poziom dramatu dobrej jakości.
Stylistyka Seldom Realized znacznie odbiega od poprzednich trzech odcinków. Przede wszystkim akcja skupia się tu niemal wyłącznie na Macu i Joni, czasem tylko ukazując działania polującego na nich mężczyzny. Większość czasu kamera nie opuszcza terytorium motelu, w którym skryli się bohaterowie, co niewątpliwie może widzowi przeszkadzać. Quarry dotychczas nie szczycił się nadmierną ilością przyśpieszeń fabularnych, niemniej jednak opowieść snuta była dość emocjonująco, czasem powodując skoki adrenaliny, a przez większość czasu wywołując uczucie specyficznego ciężaru, za co po raz kolejny należy pochwalić scenarzystów.
Przez znaczną część czwartego odcinka jest lżej niż poprzednio. Niewiele się dzieje, a bohaterowie, choć zaszczuci, w większości sprzeczek nieświadomie podbijają zaistniałe napięcie odwołaniem do problemów, jakie dotknęły ich małżeństwo. Wszystkie mniej i bardziej agresywne dialogi pomiędzy parą prowadziły do starcia z błędami i demonami w ich relacji, zmierzając do świetnego, ostatniego ujęcia, które było dla mnie pozytywnym zaskoczeniem. Nie chciałbym, by Quarry zbyt wiele czasu poświęcał partnerskim zgrzytom i walkom - tego w tradycji serialowej jest już nadto. Bardzo chętnie zobaczę małżeńską zgodę i wsparcie w tej opowieści. Czy koniec końców się uda? Zobaczymy. Podsumowując jednakowoż konstrukcję odcinka, rozmowy z właścicielem motelu, konflikt męża z żoną, nie czułem się znudzony czy zawiedziony. Mimo mozolnego tempa obserwowałem rozwój wydarzeń z zainteresowaniem. Twórcom udało się nadać im odpowiednio przejmujący akcent. Pytanie brzmi, czy w kolejnych odcinkach (których to, nawiasem mówiąc, pozostały tylko cztery) będą się w tym powtarzać. Na dłuższą metę może to zniechęcić sporą część widzów.
Brak gęstych oparów papierosowych, bourbonów w barze i tworzących świetny klimat, charakterystycznych kawałków w stylu Otisa Reddinga czy Big Star również może sprawiać lekki zawód. Do tej pory były to elementy świetnie podkreślające atmosferę i stające się elementem flagowym serialu. Mimo to uważam Seldom Realized za odcinek bardzo dobry na swój obyczajowy sposób; twórcy nie poskąpili zresztą w kulminacji chwili mogącej przyśpieszyć puls. Na całkowity zastój nie można więc narzekać, a biorąc pod uwagę całokształt, fabuła postąpiła naprzód o wcale niemały krok.
Wciąż jestem pod wrażeniem budowy i narracji każdego z dotychczasowych odcinków. Trzymam za Zamęt kciuki, mając wielkie nadzieje na solidną drugą połowę sezonu, skrycie jednak licząc również na nieco więcej adrenaliny, rzecz jasna bez rezygnacji z tej obyczajowości, z ciekawych i wciągających obserwatora, nacechowanych silnymi emocjami dialogów.
Źródło: zdjęcie główne: Cinemax
Poznaj recenzenta
Michał JareckiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat