Znacie. Nie musicie oglądać
Popkultura od lat opowiada wciąż te same historie. Lekko je zmieniając, wykorzystując innych aktorów, nowe miejsca, przesuwając akcenty czy kolejność wydarzeń. Czasem któraś z wersji mocniej odciska się w pamięci i robi za wzorzec danej fabuły, a wszystko inne już się potem z tym konkretnym tytułem kojarzy. Dlaczego od tego zaczynam recenzję filmu Czas zemsty? Bo to nie jest takie dzieło. To wszystko już jakoś było, gdzieś to widzieliśmy czy czytaliśmy. Ot, następna permutacja znanych motywów.
Popkultura od lat opowiada wciąż te same historie. Lekko je zmieniając, wykorzystując innych aktorów, nowe miejsca, przesuwając akcenty czy kolejność wydarzeń. Czasem któraś z wersji mocniej odciska się w pamięci i robi za wzorzec danej fabuły, a wszystko inne już się potem z tym konkretnym tytułem kojarzy. Dlaczego od tego zaczynam recenzję filmu Czas zemsty? Bo to nie jest takie dzieło. To wszystko już jakoś było, gdzieś to widzieliśmy czy czytaliśmy. Ot, następna permutacja znanych motywów.
Oto on jest przestępcą. Ale nie jest przestępcą, tylko człowiekiem, który utracił bliskich i chce się zemścić na przestępcach, więc rozpracowuje ich od środka. Ale spotyka kobietę. I wszystko się komplikuje.
Prawda, że było? Mnóstwo razy. Paradoksalnie fabuła najbardziej klimatem i niektórymi zwrotami akcji przypomina nie jakiś konkretny film, a raczej komiks. "Punisher" Marvela (swoją drogą, już trzy razy ekranizowany) to właśnie opowieść o takiej zemście. Bywały opowieści, w których bohater tej serii, Frank Castle, przyłączał się na chwilę pod przykrywką do przestępców, by ich rozpracować, czy takie, w których spotykał na swej drodze jakąś kobietę, acz wymogi komiksowej cykliczności sprawiały, że były to krótkotrwałe zmiany – liczyła się zemsta.
I również ona przede wszystkim liczy się dla Victora, w którego wciela się w tym filmie sam Colin Farell. Patrząc na jego kreację, spokojnie można stwierdzić, że to po prostu przyzwoity, drugoligowy aktor, który miał swoją szansę w Hollywood i przez kilka lat wybierał właściwe filmy, ale (podobnie jak związek z Alicją Bachledą-Curuś) to już przeszłość. Teraz tu jest jego miejsce. W solidnie kręconych, drugoligowych filmach sensacyjnych. Partnerują mu Terrence Howard i z filmu na film coraz lepszy Dominic Cooper (możecie go kojarzyć chociażby jako ojca Tony'ego Starka z marvelowskich filmów).
Ale jak rozumiem, podstawowym powodem nakręcenia tego filmu było wypróbowanie na amerykańskim rynku tandemu, który przygotował pierwszą, europejską wersję thrillera "Millenium": reżysera Nielsa Ardena Opleva i aktorki Noomi Rapace. On sprawdził się tak sobie i raczej ulokuje się w amerykańskiej telewizji niż w Hollywood; ona zadomawia się tu coraz lepiej (zagrała przecież także w drugim "Sherlocku Holmesie" i "Prometeuszu").
Czy warto więc obejrzeć Dead Man Down? Jeśli lubicie mroczne thrillery, które niczego nowego nie wnoszą do gatunku i są po prostu przyzwoitym rzemiosłem, to czemu nie. Ale nie znajdziecie tu niczego, co będziecie pamiętać tydzień później.
Wydanie DVD |
Dodatki: brak |
Język: angielski - DD 5.1, polski (lektor) - DD 5.1 |
Napisy: polskie |
Obraz: 16:9 |
Dystrybutor: Monolith |
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat