Zoolander 2: Tak głupi, że aż nieśmieszny – recenzja DVD
Data premiery w Polsce: 4 marca 2016Choć niektórym wydaje się, że ujmą jest przyznawanie się do faktu, iż bawi nas humor najbardziej podstawowy i prymitywny, każdy z nas miewa dni, w których potrzebuje dokładnie czegoś takiego. W nastroju, w którym nie oczekujemy od filmu zupełnie, ale to zupełnie niczego i nie stawiamy przed nim żadnych wymagań, możemy śmiało sięgnąć po tegoroczną produkcję Bena Stillera – Zoolander 2. Ci, którzy zapoznali się z częścią pierwszą z roku 2001, wiedzą dobrze, na co się porywają, zaś tych, którzy wciąż żyją w błogiej nieświadomości, na dobry początek warto uprzedzić: zarówno "jedynka", jak i "dwójka" to jedne z najgłupszych filmów, jakie można sobie wyobrazić.
Choć niektórym wydaje się, że ujmą jest przyznawanie się do faktu, iż bawi nas humor najbardziej podstawowy i prymitywny, każdy z nas miewa dni, w których potrzebuje dokładnie czegoś takiego. W nastroju, w którym nie oczekujemy od filmu zupełnie, ale to zupełnie niczego i nie stawiamy przed nim żadnych wymagań, możemy śmiało sięgnąć po tegoroczną produkcję Bena Stillera – Zoolander 2. Ci, którzy zapoznali się z częścią pierwszą z roku 2001, wiedzą dobrze, na co się porywają, zaś tych, którzy wciąż żyją w błogiej nieświadomości, na dobry początek warto uprzedzić: zarówno "jedynka", jak i "dwójka" to jedne z najgłupszych filmów, jakie można sobie wyobrazić.
Derek Zoolander (Ben Stiller), dawno zapomniana gwiazda wybiegów, wraca w światło reflektorów razem ze swoim kolegą po fachu, Hanselem (Owen Wilson). Duet półgłówków podejmuje próbę odzyskania syna Zoolandera (świetna rola debiutującego Cyrusa Arnolda), plącząc się przy okazji w zawiłą intrygę uknutą przez śmietankę świata mody. Partnerująca im Valentina Valenzia (Penelope Cruz) stanowi dla widzów pewne odbicie od płycizny intelektualnej prezentowanej przez głównych bohaterów – ich głupota wydaje się momentami tak przytłaczająca, że z ulgą przyjmujemy każdy, choćby najmniejszy przejaw jakiegokolwiek myślenia z sensem. Być może właśnie z tego powodu na pierwszy plan kreacji aktorskich wysuwa się w pewnym momencie cwany antagonista, Jacobim Mugatu (Will Ferrel), który w sequelu Zoolandera wypada jeszcze lepiej niż w pierwszej części. Niestety, w obliczu półtorej godziny trwania filmu, Mugatu błyszczy na ekranie stosunkowo krótko. Przez resztę seansu możemy jedynie załamywać ręce nad działaniami głównych bohaterów, którzy każdą swoją akcją czy wypowiadaną kwestią udowadniają nam, że głupota faktycznie nie ma granic.
Dowcip Zoolander 2 wydaje się momentami odgrzewany, zatem nie będzie bawić tak jak poszczególne epizody części pierwszej (fakt, czy w ogóle którekolwiek kogoś bawiły, jest kwestią sporną – załóżmy, że jednak tak). Film stawia na głupawe dialogi, udziwnioną mimikę i najprostszy humor sytuacyjny, przez co rzeczywiście potrafi czasem wywołać wesołość, jednak tak naprawdę nie widzimy na ekranie nic, czego nie znalibyśmy z wersji sprzed 15 lat. Dużym plusem Zoolander 2 jest przede wszystkim jego strona techniczna – ciekawszy montaż, ujęcia i energiczna muzyka sprawiają, że ogląda się go jakby przyjemniej niż przestarzałą w tym obliczu część pierwszą. Jednak przesyt głupotą i idiotyzmem wciąż obejmuje prowadzenie, sprawiając, że przestajemy dostrzegać cokolwiek innego. Nawet ten najważniejszy fakt - że tak naprawdę to wszystko są kpiny.
Choć bezsens i absurd fabuły napędzają film, tak jak miało to miejsce w pierwowzorze, Zoolander 2 wydaje się nieco nudniejszy. Dużo czasu mija, zanim właściwa akcja zdąży się rozkręcić, a kiedy w końcu nabiera tempa, okazuje się, że to już w zasadzie koniec. Karykaturalne postacie robią, co mogą, by dorównać młodszym wersjom siebie sprzed 15 lat i należy przyznać, że wychodzi im to całkiem dobrze. Mimo tak długiej przerwy zarówno Stiller, jak i Wilson świetnie reaktywują swoje role, powtarzając te same durne miny i gesty, które są nam dobrze znane z części pierwszej. Wyśmiewanie hermetycznego i nadętego światka mody trwa w najlepsze i choć nie do każdego ten humor trafi, wszyscy zauważymy, że aktorzy bawią się przy tym świetnie. Wnioskować to można również już po samym rzucie oka na obsadę, w której znalazły się takie nazwiska jak Sting, Katy Perry, Justin Bieber, Tommy Hilfiger, Billy Zane czy Benedict Cumberbatch. To tylko część gwiazd, które wsparły Zoolandera 2 swoimi bardziej lub mniej epizodycznymi występami – jest ich tam naprawdę cała plejada. Fakt, że obraz na etapie produkcji miał siłę, by przyciągnąć do siebie tyle sław, jest swego rodzaju fenomenem, tym większym, że jako efekt końcowy nie może pochwalić się kokosami zebranymi w box office. Obydwie części Zoolandera pozostają bowiem filmami raczej przeciętnymi. Wniosek jest prosty – dobra zabawa aktorów na planie nie zawsze przekłada się na dobrą zabawę widzów przed ekranem.
Wydanie DVD oferuje lektora i napisy w wielu językach oraz przejrzysty wybór scen. Zawiera też materiały dodatkowe z polskimi napisami, a w nich: Zoolander: Dziedzictwo, w którym aktorzy i twórcy porównują pracę przy części pierwszej oraz drugiej, a także Bądź wielki albo jedź do Rzymu – reportaż opowiadający o urokach wiecznego miasta, w którym toczy się akcja Zoolandera 2. Materiały te zapewniają nam dodatkowe kilkanaście minut w realiach filmowych oraz możliwość zapoznania się z ciekawymi spostrzeżeniami ludzi, którzy brali udział w przedsięwzięciu.
Jeśli traktujecie Zoolandera 2 jako pozycję obowiązkową z tej prostej przyczyny, iż urzekła Was część pierwsza, śmiało polecam włączyć. Nowicjuszom natomiast radzę poczekać na „ten odpowiedni dzień”, w którym zdarza nam się zupełnie wyłączyć mózg i odłożyć go na półkę. Dopiero na tak przygotowanym gruncie można podjąć próbę zapoznania się z Derekiem Zoolanderem i jego perypetiami, a i to nie gwarantuje, że ten specyficzny film trafi w Wasze gusta.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1974, kończy 50 lat