Cari Mora: przeczytaj fragment nowego thrillera autora Milczenia owiec
Już w najbliższy wtorek ukaże się Cari Mora, nowy thriller Thomasa Harrisa. Mamy dla was do przeczytania fragment tej książki.
Już w najbliższy wtorek ukaże się Cari Mora, nowy thriller Thomasa Harrisa. Mamy dla was do przeczytania fragment tej książki.
Cari Mora, nowy thriller Thomasa Harrisa, twórcy Hannibala Lectera, trafi na polski rynek już 21 maja nakładem wydawnictwa Agora. Fabuła powieści koncentruje się wokół wyścigu po skarb ukryty przez Pablo Escobara, a tytułowa bohaterka to jego tajemnicza strażniczka. Między nią a jednym z poszukiwaczem toczy się rozgrywka, którą Harris prowadzi w znanym już czytelnikom stylu.
Przeczytajcie obszerny fragment powieści Cari Mora w przekładzie Jana Kraśko:
FRAGMENT
O pierwszej w nocy stał już za żywopłotem obok wielkiego domu na plaży. Jasno świecił księżyc i na srebrzystej ziemi malowały się czarne jak krew sylwetki palm. Kiedy wieje wiatr, cienie ich wielkich liści poruszają się jak cień człowieka. A czasem jest to naprawdę cień człowieka. Hans-Peter zaczekał na podmuch wiatr i wraz czarnymi palmami ruszył przez trawnik.
Gdy dotarł na miejsce i stanął przy ścianie, okazało się, że z domu wciąż bije skwar dnia, jak z wielkiego, ciepłego zwierzęcia. Przywarł do ściany, żeby ciepło rozlało się po całym ciele. W głowę łaskotały go promienie księżyca. Czuł się jak nowo narodzone kangurzątko, które wspina się po brzuchu matki, żeby dotrzeć do przytulnej torby.
W domu było ciemno. Weranda miała przyciemnione szyby i nic przez nie nie widział. Niektóre żaluzje przeciwhuraganowe były opuszczone. Wetknął wytrych do zamka i kilka razy nim poruszał, żeby zadrapać zapadki.
Potem powoli wsunął do zamka klucz od Feliksa. Jakby zanurkował do lodowatej wody - miłe uczucie. Przytulanie się do ciepłego domu i wkładanie klucza do zamka były czynnościami niezwykle intymnymi. Słyszał, jak zapadki ustępują z serią cichutkich kliknięć i przypomniały mu się gawędzące ze sobą owady na ciele martwej kobiety, którą odwiedził w buszu po wielu dniach, kobiety martwej i cieplejszej niż za życia, bo cudownie ogrzanej przez gromady larw.
Główka klucza oparła się o rozetkę. Przylgnęła do niej, tak jak on przylgnie do Cari, jeśli zdecyduje się wejść na górę. Przylgnie i nie wstanie, dopóki jej ciało nie ostygnie. Niestety, będzie stygło szybciej niż dom oddający ciepło dnia. Zwłaszcza w klimatyzowanym pokoju, nawet gdyby przytulił się do niej pod kocem. Zawsze tak było. Tak szybko stawały się wilgotne i lepkie, tak szybko się wyziębiały.
Nie musiał decydować już teraz. Mógł iść za głosem serca. Ciekawe, czy dałby radę nie pójść. Serce GŁOWA, głowa SERCE, bum! Miał nadzieję, że Cari ładnie pachnie. Nie lubię buraczków z kiszoną kapustą.
Przekręcił gałkę klamki i otworzył drzwi. Zasyczała uszczelka. Wykrywacz metalu, przyklejony taśmą do buta, powinien wykryć każdą metalową matę alarmową ukrytą pod wykładziną. Ostrożnie przesunął nogę po podłodze i dopiero wtedy oparł na niej ciężar ciała. Przystanął w chłodnej ciemności, z dala od snujących się po trawniku cieni i rozgrzewających głowę promieni księżyca.
Cichy brzęk i szelest. W kącie werandy, za nim.
- Carmen, a chuj z tym!
Trzymał w ręku pistolet, choć nie pamiętał, żeby go wyjmował. Znieruchomiał. Ptak otrząsnął się w klatce i cicho mamrocząc, przeszedł po żerdzi tam i z powrotem.
Sylwetki manekinów na tle srebrzystych okien. Czyżby któryś się poruszył? Kiedy je mijał, dotknęła go czyjaś gipsowa ręka.
To tu jest. To tu jest. Złoto. Es ist hier! Wiedział, że jest. Gdyby miało uszy, usłyszałoby, jak woła do niego z salonu. Okryte pokrowcami meble, okryte pokrowcem pianino. Wszedł do baru, gdzie stał okryty pokrowcem stół bilardowy. Kostkarka wypluła kilka kostek lodu i błyskawicznie ukucnął, czekając, nasłuchując i myśląc.
Cari Mora znała ten dom na wylot. Zanim cokolwiek zrobi, powinien wyciągnąć z niej jak najwięcej informacji. Zawsze może sprzedać ją potem. Martwa będzie warta nie więcej jak kilka tysięcy dolarów, na dodatek musiałby przetransportować ją w suchym lodzie.
Nie było sensu jej budzić, lecz na tarasie wyglądała tak uroczo, tak przyjemnie, że chciał popatrzeć, jak śpi. Miał prawo trochę się zabawić. Ot, spuścić kropelkę na prześcieradło, na jej pokryte bliznami ramiona, nic więcej. Ach, albo parę kropelek na pogrążony we śnie policzek. A co tam, idźmy na całego, mały spust na twarz! Cieniutką strużką w kącik oka. Żeby przygotować gałki dla późniejszych łez. Ach, witaj!
Na udzie zawibrowała ukryta w kieszeni komórka. Przesunął ją trochę, żeby było mu milej. Potem spojrzał na ekran i poczuł się jeszcze lepiej. SMS. Od Feliksa.
Załatwione. Za 10k i parę bzdetów zrezygnował z najmu. Od jutra dom jest wasz. Możecie się wprowadzać!
Hans-Peter wyciągnął się na wykładzinie pod stołem bilardowym i napisał kilka SMS czymś, co nazywał „palcem cynkowym”. Paznokieć palca wskazującego zniekształciła ta sama przypadłość genetyczna, która całkowicie pozbawiła go włosów. Dowiedział się o tym na studiach medycznych, zanim wyrzucono go za naganną postawę moralną. Ojciec miał już na szczęście swoje lata i nie mógł go za to zbić. Paznokieć był ostry i przydawał mu się do czyszczenia bezwłosych przewodów nosowych, tak wrażliwych na pleśń, spory, pyłek szarłatu i rzepaku.
*…*…*
Cari obudziła się w ciemności, nie wiedząc dlaczego. I natychmiast – odruchowo - wsłuchała w ostrzegawcze odgłosy dżungli. Szybko otrzeźwiała i nie poruszając głową, rozejrzała się po wielkiej sypialni. Jarzyły się wszystkie światełka – na dekoderze kablówki, termostacie i zegarku – ale to na panelu systemu alarmowego świeciło na zielono zamiast na czerwono.
Alarm - ktoś go wyłączył, na dole, i to ją obudziło, to pojedyncze piśnięcie. A teraz światełko zamrugało, bo ten ktoś mijał właśnie czujnik ruchu w przedpokoju.
Włożyła dres i wyjęła spod łóżka kij baseballowy. W kieszeniach miała telefon, nóż i spray na niedźwiedzie. Wyszła na korytarz, przystanęła na szczycie krętych schodów i zawołała:
- Kto tam jest? Lepiej się odezwij!
Cisza, co najmniej piętnastosekundowa. A potem głos:
- Felix.
Cari przewróciła oczami i syknęła przez zęby.
Zapaliła światło i zeszła na dół. Wciąż z kijem.
Felix stał u podnóża schodów, pod filmowym potworem, zębiastym raptorem z planety Zorn.
Nie robił wrażenia pijanego. I nie miał w rękach żadnej broni. Był w kapeluszu.
Cari przystanęła na czwartym stopniu od dołu. Nie poczuła na sobie wzroku jego świńskich oczek. To dobrze.
- Przychodzisz w nocy bez uprzedzenia? Mógłbyś najpierw zadzwonić.
- Pilna sprawa – odparł. - Mam nowych najemców. Filmowców. Dobrze płacą. Znasz ten dom, więc chcą, żebyś została, może nawet dla nich gotowała, jeszcze nie wiem. Załatwiłem ci robotę, powinnaś mi podziękować. I trochę mi odpalić, kiedy już ci zapłacą. A płacą dużo, jak to filmowcy.
- Co kręcą?
- Nie wiem. Mam to gdzieś.
- I przychodzisz z tym do mnie o piątej rano?
- Nasz klient, nasz pan – odparł Felix. – Chcą się wprowadzić przed świtem.
- Spójrz na mnie. Jeśli kręcą pornosy, dobrze wiesz, co odpowiem. Nie ma mowy.
Po tym jak władze hrabstwa Los Angeles wydały Zarządzenie B, nakazujące używania prezerwatyw na ekranie i ograniczające swobodę ekspresji, wielu producentów tego rodzaju filmów przeniosło się do Miami.
Wykłócała się z nim o to już przedtem.
- To nie pornosy. To coś w rodzaju reality… coś tam. Chcą mieć dwustudwudziestowoltowe gniazdka i gaśnice. Wiesz, gdzie to wszystko jest, tak? – Felix wyjął z kieszeni wymięte pozwolenie na filmowanie i kazał przynieść taśmę klejącą.
Kwadrans później usłyszała warkot silnika zbliżającej się do brzegu łodzi.
- Aha – rzucił Felix. – I nie zapalaj światła na pomoście.
Źródło: Agora / fot. Agora
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat