ABC
To z całą pewnością nie jest najłatwiejszy czas dla The Walt Disney Company, a konsekwencje zeszłotygodniowego zdjęcia z anteny stacji ABC programu Jimmy'ego Kimmela stają się coraz większe. W Stanach Zjednoczonych jest już głośno o skierowanym do dyrektora generalnego firmy, Boba Igera, liście, którego autorami są prawnicy reprezentujący akcjonariuszy Disneya. Domagają się oni udzielenia szczegółowych wyjaśnień w sprawie zawieszenia prezentera, w przypadku braku odpowiedzi grożąc pozwem.
W rzeczonym liście prawnicy Amerykańskiej Federacji Nauczycieli, związku zawodowego AFL-CIO i Reporterów bez Granic (wszystkie z tych instytucji posiadają akcje Disneya) stwierdzają:
Istnieją uzasadnione podstawy, by podejrzewać, że zarząd i kadra kierownicza mogli naruszyć swoje obowiązki powiernicze dotyczące lojalności, staranności i działania w dobrej wierze, stawiając niewłaściwe względy polityczne lub partnerskie ponad najlepsze interesy spółki i jej akcjonariuszy. Odpowiedź spółki na żądania dotyczące ksiąg i zapisów umożliwi nam ocenę zdolności zarządu do bezstronnego rozpatrzenia żądania podjęcia działań, w tym wniosku o zezwolenie na wniesienie pozwu pochodnego w imieniu Disneya w przypadku, gdyby członkowie zarządu lub kadra kierownicza Disneya nie wywiązali się należycie ze swoich obowiązków powierniczych.
W napisanym żargonem prawniczym liście pada też bezpośrednie nawiązanie do sprawy Kimmela:
Akcje Disneya znacząco spadły w następstwie nagłej decyzji spółki o zawieszeniu pana Kimmela i jego programu "Jimmy Kimmel Live!", co najwyraźniej było reakcją na groźby ze strony przewodniczącego Federalnej Komisji Łączności (FCC) Brendana Carra i spółek zależnych ABC (w szczególności tych będących własnością i zarządzanych przez Nexstar i Sinclair), które odmówiły emisji programu.
Byli pracownicy ABC News domagają się podjęcia działań
Swoją odezwę do Boba Igera skierowało również 100 byłych pracowników i pracowniczek ABC News, którzy domagają się od szefa Disneya dania jasno do zrozumienia, że firma i zarazem stacja ABC "nie dadzą się uciszyć ani zastraszyć naciskami politycznymi":
Chcemy docenić i pochwalić Państwa decyzję o przywróceniu programu Jimmy'ego Kimmela. To była słuszna decyzja i ważne oświadczenie, że zastraszanie polityczne nie powinno dyktować programu ABC. To działanie odzwierciedla wartości, które od dawna definiują The Walt Disney Company. Musi to być jednak dopiero pierwszy krok w skoordynowanym wysiłku na rzecz obrony wolności słowa i wolności mediów przed politycznymi zastraszeniami. Ugoda z Donaldem Trumpem na kwotę 16 milionów dolarów, w połączeniu z brakiem zdecydowanej publicznej obrony dziennikarzy ABC News, którzy padli ofiarą ataków, ośmieliła administrację rządową do zastraszania prasy.
Kwota 16 mln USD, o której mowa wyżej, to cena ugody, jaką Disney wypłacił Donaldowi Trumpowi w procesie o zniesławienie. Amerykański prezydent wytoczył go w zeszłym roku, pozywając ABC i George'a Stephanopoulosa - dziennikarz w swoim programie "This Week" stwierdził, że Trump został uznany winnym "gwałtu" przez ławę przysięgłych w Nowym Jorku. W rzeczywistości uznano go winnym "napaści seksualnej".
Trump też szykuje pozew?
Amerykańska opinia publiczna zastanawia się również nad tym, co Trump zrobi w sprawie Kimmela. Spekuluje się, że działania regulacyjne - zapowiadane wcześniej przez Brendana Carra - podejmie Federalna Komisja Łączności. Nie jest jednak wykluczone, że sam prezydent zdecyduje się na wytoczenie kolejnego procesu o zniesławienie. W ostatnim odcinku swojego programu próbował to nawet przewidzieć sam Jimmy Kimmel, który w monologu otwierającym mówił:
On (Trump - przyp. aut.) naprawdę zna się na słabych ocenach. Ma jedne z najgorszych, jakie kiedykolwiek miał jakikolwiek prezydent. W imieniu nas wszystkich - witamy w "Klubie Beznadziejnych Notowań", panie prezydencie. Następnie spróbuje nas pozwać. Życzymy mu powodzenia. Bo my to przemyśleliśmy, obsadziliśmy sądy swoimi ludźmi. I mamy asa w rękawie -to pan sędzia Steve Harvey (gospodarz słynnego telewizyjnego programu - przyp. aut.). Niestety, prawda jest taka, że nikt nie chce stanąć z Donaldem Trumpem przed sądem. To tam jest najbardziej napuszony.