Groza w irlandzkiej instytucji opiekuńczej. Przeczytajcie fragment powieści Strychnica
Pod koniec miesiąca ukaże się nowa powieść Marka Zychli utrzymana w klimatach grozy. Przeczytajcie przedpremierowo fragment Strychnicy.
Pod koniec miesiąca ukaże się nowa powieść Marka Zychli utrzymana w klimatach grozy. Przeczytajcie przedpremierowo fragment Strychnicy.
4Odzyskanie przytomności nie szło w parze z odzyskiwaniem chęci do pracy. Wolontariusz usiadł z trudem, opuszkami palców rozmasowując guza na czole. Rozmasowywanie bolało jak diabli, ale przynajmniej pozwalało chłopakowi zachować przytomność. Głowa zdawała się kilkukrotnie cięższa od reszty ciała, a w mięśnie ktoś wlał chyba płynny ołów, piekący skórę i kości. Opiekun najchętniej ponownie zanurzyłby się w błogim omdleniu.
Chłopak sięgnął do kieszeni po telefon i zdziwił się jego brakiem. Zdenerwował się nawet, bo nie po to ciężko pracował, by stracić teraz zabawkę wartą dwie tygodniówki.
– John – odgadł i spróbował wstać, co udało się mu dopiero przy trzeciej próbie. – John – powtórzył z większym smutkiem oraz dopasowanym do sytuacji przekleństwem.
Wolontariusz opuścił pokój, przebiegł długi korytarz oraz pokonał schody prowadzące na dół, by dopaść w biurze telefon stacjonarny. Wiedział, że należy wszcząć alarm, ponieważ obawiał się, że John zdołał uciec. Nie martwił się o podopiecznego, twardszego od niejednej skały – a już na pewno od telefonu, którym pewnie gdzieś cisnął – lecz zamierzał dopełnić obowiązków.
Miał nadzieję, że przynajmniej Fiona z Michaelem pozostali w swoich łóżkach.
Oczywiście nie pozostali, o czym dowiedział się, kiedy przeszedł do salonu, bo Amy w rozmowie telefonicznej kazała mu przeszukać dokładnie dom. Leżący na salonowej sofie Michael z Fioną zdecydowanie świata poza sobą nie widzieli, zaś John palił w kominku kartkami z symbolami, mrucząc przekleństwa pod nosem. Wyglądał groźnie, groźniej niż zwykle. Roztańczone światło padało na jego masywne przedramiona, na wykrzywioną złością twarz.
– Zostańcie tutaj – jęknął opiekun, po czym oparł się o framugę drzwi, bo placówkowy świat postanowił sobie zawirować.
Po złapaniu kilku oddechów wolontariusz pomógł w paleniu kartek, nie mając ochoty na konfrontację z siłaczem ani tym bardziej na zapasy z dwójką kochanków. Chłopak miał dopiero dziewiętnaście lat i bał się Johna, jednak nie spuszczał z niego wzroku, byle nie patrzeć na Michaela oraz Fionę, którzy nijak nie zareagowali na jego prośby o zaniechanie obściskiwań.
Sprowadzona na miejsce koordynatorka próbowała wycisnąć cokolwiek z podopiecznych, ale nie dowiedziała się niczego sensownego. Rezydenci opowiadali o symbolach, o niebazgraniu po ścianach, o tym, że kartki przemawiały „brzydkim” językiem i trzeba było je spalić. Noc przechodziła w ranek, dlatego kobieta skierowała wreszcie mieszkańców do łóżek. Na wpół przytomnego wolontariusza zabrała karetka z podejrzeniem wstrząśnienia mózgu. Wyraźnie osłabiony chłopak opowiadał ratownikowi medycznemu po niemiecku o utraconym, zapewne w kominku, telefonie. Ten oczywiście nic z tego nie rozumiał, ale korzystał z wyraźnie nadużywanego w jego zawodzie zapewnienia, że wszystko będzie dobrze.
Fiona z Michaelem cieszyli się, że nikt nie wypytuje o ich igraszki. Chętnie opowiadali o rozmownych kartkach i zrzucali, raczej półświadomie, winę na Johna, który ponoć „się uparł!” i „wyciągnął ich z łóżek!”. John zaś wściekał się podczas przesłuchania, bo pierwszy raz od dawna zasugerowano, że taki dobry to on wcale nie jest, jeżeli opiekun wylądował na obserwacji i nie zamierza wrócić do pracy. Rezydenta odprowadzono wreszcie do sypialni i poinformowano, że meble zostaną zastąpione plastikowymi, a o drewnianym piórniku od wujka może zapomnieć.
Koordynatorka zabrała się jeszcze do wypisywania w dzienniku planów na kolejny dzień. Napomknęła mimochodem o koniecznej wizycie policji, bo atak na wolontariusza podlegał co najmniej śledztwu, a kto wie, czy nie karze.
– Nie odpuszczą. – Kiwała na Johna palcem. – Słuchaj, mogą cię wysłać do więzienia!
John jednak tym razem zdusił emocje w sobie, całą zmagazynowaną siłę pozostawiając na kolejny dzień. Więzienia się nie bał, bo w filmach zwykle za kratkami ciekawie się działo – grano tam w karty, dużo spano i czasami dochodziło do jakichś przepychanek, szybko tłumionych interwencjami strażników. Uspokoił się wręcz, bo przynajmniej żaden z policjantów nie będzie chciał do niego strzelać – broń palną John szanował; pociskom nie brakowało szybkości oraz siły. Zbytnio przypominały mu pięści Kelly.
Koordynatorka skróciła modlitwę do dwóch wersów i czmychnęła chyżo, mimo sporej nadwagi, by w kuchni doczekać dziennej zmiany nad parującym kubkiem kawy. W kawie maczała herbatniki znalezione w spiżarce, bo w tym domu zawsze odczuwała wzmożony głód. Wchodząc tu, już czuła się, jakby z tydzień nie jadła.
– Poddałabym się – westchnęła w kawową parę – gdybym ich tak nie kochała. I gdyby nie matka… – Matka Amy ponoć nalegała, by córka karierę zawodową związała z placówką.
To prawda. Przed rzuceniem tej posady powstrzymywała koordynatorkę obietnica, miłość do podopiecznych oraz przywiązanie do tego kawałka świata.
– Gdybym znała kogoś, kto mógłby mnie zastąpić… – Znała, lecz takich osób wyszukała zaledwie garstkę i każda z nich znalazła już zatrudnienie w podobnym miejscu. Poza tym Amy rzeczywiście obiecała to kiedyś mamie, i to wielokrotnie, przed jej śmiercią, a obietnic dotrzymywała.
– Zrodzeni z grzechu – mruknęła pod nosem, przysypiając nad coraz zimniejszym kubkiem. – Mamo, że też musiałaś się w ogóle urodzić.
Źródło: Mięta
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat