W ciągu ostatniego miesiąca wydawnictwo Uroboros wznawiało (w nowej szacie graficznej) serię fantasy Jaya Kristoffa pt. Wojna lotosowa. Po Tancerzach burzy i Bratobójcy przyszła pora na finałowy tom: Głoszącą kres. Wojna lotosowa to trylogia fantasy utrzymana w orientalnych klimatach z więcej niż nutą steampunku. Jej autor, Jay Kristoff, to popularny autor fantastyki, także tej młodzieżowej. Spod jego pióra wyszła nie tylko Wojna lotosowa, ale także serie NibynocWampirze Cesarstwo, a także napisane z Amie Kaufman serie Illuminae i Aurora (dopiero zapowiedziana w Polsce). 

Głosząca kres - okładka i opis książki

Ekscytujące zakończenie trylogii, która poruszyła czytelników na całym świecie. Oto nadszedł kres świata, który znali. Buntownicy są zdziesiątkowani i targani konfliktami. W tej sytuacji Gildia, od lat zatruwająca kraj, chce sięgnąć po władzę absolutną na siedmiu wyspach Shimy, posługując się nowym szogunem – Hiro – jak marionetką. Z armiami klanów oraz Miażdżycielem wydaje się niepokonana. Czy ktokolwiek rzuci wyzwanie takiej sile? Oczy wszystkich zwrócone są na Yukiko, tancerkę burzy, zabójczynię szoguna. Chaos i wojna domowa to jej dzieło. Jeśli ktokolwiek może ocalić Shimę przed zagładą, to tylko ona wraz z Buruu, wiernym tygrysem gromu u boku. Pytanie: co – czy też kogo – będzie musiała poświęcić dla zwycięstwa?
Źródło: Uroboros

Głosząca kres - fragment książki

Przeczytajcie fragment Głoszącej kres w przekładzie Jakuba Radzimińskiego:

21. Stopniowo w szkarłat

Z jej ramionami wokół swojej szyi czuł się, jakby wrócił do domu z długiej podróży. Tak jakby wiedział, jakie to uczucie wrócić do domu… „Bogowie, Buruu, tak się martwiłam”. NIE MASZ SIĘ CZEGO LĘKAĆ. JESTEŚ MOIM SER­ CEM, PAMIĘTASZ? BEZ CIEBIE BYM UMARŁ. Yukiko ściskała go mocno pod dachem pałacowego krużganku, a czarny deszcz lał się obficie z nieba. Był przemoczony po długim locie, a oczy szczypały go od smoły. Przycisnęła policzek do jego pyska, nie zważając na truciznę oblepiającą jego pióra. „Czy to nie ja jestem zwykle tą melodramatyczną?”. OSTATNIO NIE ZA BARDZO. „Przyniosę czystej wody. Zmyję z ciebie to paskudztwo”. MAMY NIEWIELE CZASU, YUKIKO. ARMIA HIRO MASZERUJE. WIDZIAŁEM ICH. Oblizała wargi i skinęła głową. „Mamy dość czasu, by cię oczyścić”. Dziewczyna ruszyła do kuchni, a Buruu obserwował burzę sza­ lejącą nad zamkiem. W jego oczach odbijał się blask błyskawic. Wielki Raijin, ojciec wszystkich arashitor, zawzięcie walił w swoje bębny. Z każdym potężnym grzmotem brzęczały szyby w oknach. Z coraz ciemniejszego nieba padał toksyczny deszcz, stopniowo niszcząc wszystko na powierzchni. Trucizna wtłaczana do płuc, ziemi i powietrza. Objął całkowite władanie nad tym miejscem. Pomyśleć tylko, że coś tak niewinnego – jeden maleńki kwiat – mógł tak diame­ tralnie odmienić całą krainę. Silniki, maszyny i skarby wypluwają maleńkie obłoczki trucizny w niegdyś błękitne niebo, stopniowo barwiąc je szkarłatem. Zabijają ziemię oddech za oddechem, prze­ wiązane kokardą krwistoczerwonych płatków. Yukiko wkrótce powróciła z wiadrami niemal czystej wody z podwodnego źródła z gór Iishi. Przystąpiła do obmywania Buruu. Czerń stopniowo zmieniała się w szarość, a następnie w nieska­ zitelną biel. Nie był pewien, czy deszcz będzie się wżerał w jego pióra jak we wszystko inne, ale oczy sprawiały wrażenie pełnych piasku, a konstrukcja Kina z pewnością ucierpi. „Martwiłam się o ciebie, wiesz? Kiedy odleciałeś”. MÓWIŁAŚ JUŻ. „Dokąd poleciałeś?”. YOSHI ZMIERZAŁ NA POŁUDNIE. PONIOSŁEM GO PRZEZ CZĘŚĆ DROGI. „Hana mi powiedziała, że odszedł. Ale nie powiedziała, dla­ czego to zrobił”. MA SPRAWY DO ZAŁATWIENIA. „Wydaje mi się to samolubne. Odszedł akurat wtedy, kiedy Hana najbardziej go potrzebowała…”. KAORI MOGŁABY POWIEDZIEĆ TO SAMO O TOBIE. Chwila milczenia. „To nie w porządku, Buruu”. CHYBA NIGDY NIE JEST W PORZĄDKU STAĆ PO DRUGIEJ STRONIE. Yukiko nie powiedziała już niczego więcej, tylko skrzywiła się, wylewając więcej wody na konstrukcję na jego grzbiecie. Czarna breja utworzyła kałużę wokół jego łap. W powietrzu unosiła się ledwo wyczuwalna woń zwiędłych kwiatów. JA RÓWNIEŻ MUSZĘ ODEJŚĆ. „Dokąd?”. TAM, GDZIE CHCIAŁAŚ, BYM SIĘ UDAŁ. DO WIECZNO­ BURZY. „Dobrzy bogowie! Naprawdę? Jak daleko to jest? Ile prowiantu powinnam spakować?”. NIE LECISZ ZE MNĄ. „Nie ma mowy, bym została”. ZBYT NIEBEZPIECZNE. „W przeciwieństwie do pozostania tutaj, gdy nadchodzą Miaż­ dżyciel i armia gaijinów?”. NIE ROZUMIESZ. WIECZNOBURZA JEST OGNIEM I WYJĄCYM WIATREM. SUSANO­Ō WYGRYWA TAM WIECZNĄ BURZĘ, ABY WIELKIE SMOKI SIĘ NIE PRZEBUDZIŁY. TO NIE JEST MIEJSCE DLA TWOJEGO GATUNKU. „Nie zostawisz mnie. Nie drugi raz. Ani mi się waż”. JESTEŚ POTRZEBNA TUTAJ. BEZ CIEBIE WSZYSCY PODDADZĄ SIĘ STRACHOWI. „Mają Hanę i Kaję”. TO TYLKO DZIEWCZYNA. „A ja niby kim według ciebie jestem?”. Buruu przekrzywił głowę i odpowiedział takim tonem, jakby zapytała go o jej własne imię: JESTEŚ TANCERKĄ BURZY. „A czym jest tancerka burzy bez jej tygrysa gromu? Gdzie byłby Kitsune no Akira bez Raikou? Kto poniósłby Torę Takehiko przez Diabelską Bramę, gdyby nie Gufuu?”. NIE NARAŻĘ ICH NA NIEBEZPIECZEŃSTWO. Spojrzał na jej brzuch, na żelazną płytę przesłaniającą niewielki wzgórek ciepła. „Bogowie, tylko nie zaczynaj znowu o tym…”. YUKIKO, NIE UDAJĘ SIĘ DO WIECZNOBURZY, BY DEBATOWAĆ. LECĘ TAM, BY ZABIĆ LUB ZGINĄĆ. „I oczekujesz, że będę tu tylko siedziała i się modliła?”. KTO PRZYNIESIE CIĘ Z POWROTEM, JEŚLI ZGINĘ? „Dlaczego miałabym chcieć wracać, gdyby tak się stało?”. NIE BĄDŹ GŁUPIA. WKRÓTCE BĘDZIESZ MATKĄ. MASZ WIELE POWODÓW DO ŻYCIA. MASZ WIELE RZE­ CZY, O KTÓRE WARTO WALCZYĆ. CAŁY TEN KRAJ CIĘ POTRZEBUJE. „Ale ja potrzebuję c i e b i e, Buruu. Nie rozumiesz, że bez cie­ bie sobie nie poradzę?”. Zarzuciła mu ramiona na szyję i uścisnęła mocno. Czuł ból jej serca niczym ostrze wbite w jego własną pierś, a jej lęk całkowicie go obezwładniał. Ta dziewczyna, która znaczyła dla niego więcej niż samo życie. Ta dziewczyna, którą kochał każdą chwilą, każdym oddechem; która stanowiła część niego samego tak samo jak wiatr, deszcz i krew w jego żyłach. KOCHAM CIĘ, YUKIKO. „A ja kocham ciebie”. MOGŁABYŚ TEGO NIE POWIEDZIEĆ. GDYBYŚ WIE­ DZIAŁA. Pochylił głowę i przycisnął ją do jej policzka. Huk gromu nad ich głowami przeszył ich oboje dreszczem. GDYBYŚ WIEDZIAŁA. Czuł ją blisko tego miejsca, do którego nigdy nie próbowała wejść pomimo wzmagających się w jej głowie mocy i bólu. Za­ mknięte drzwi, zabarykadowane i przerdzewiałe. Miejsce, w któ­ rym przejawiała się jego najgorsza strona. Miejsce, w którym utracił swą dumę, swe imię i samego siebie. Ale go kochała. Zawsze będzie go kochała. Prawda? Jej myśli były łagodne niczym letni deszcz. „Pokaż mi”. Tak też zrobił.

***

Nazwać to burzą to jak nazwać ocean kroplą deszczu. Huragan – wiosennym wietrzykiem. Niegasnący blask błyskawic, nieustający łoskot gromów. Deszcz niczym padające miecze, nie tyle wiatr stanowiący ścianę, ile klif opierający się rozległej ciemności przetaczającej się w górze ni­ czym potężne lawiny. Postrzępione iglice ciemnej skały, spękane na szczytach, plujące ogniem w poczerniałe niebo. Popioły. Żarzące się węgle. Potężne powodzie stopionej skały wypływające z trzewi ziemi, stygnące pod dotykiem kipiącego oceanu, aż wśród kipieli wyrosły wysokie i dumne góry. Tron Susano­ō, boga burz. Tutaj tworzył swą muzykę, wibracje sączące się w wulkaniczną wodę i usypiające wielkie bestie spoczy­ wające pod falami. Były wielkie niczym czas. Stare niczym sami bogowie. Przedwieczny gadzi głód zatopiony dziesięć tysięcy sążni pod powierzchnią wody. Ich dzieci wiły się w falach nad ich głowa­ mi, srebrzyste łuski, zęby ostre niczym katany. Ale one same spo­ czywały w bezruchu. Odkąd Susano­ō ukołysał je do snu swoim śpiewem, nie zbudziły się ani razu. Ludzie już dawno zapomnieli ich imiona. Połknęły je cienie mitów i eonów. Ale arashitory pamiętały.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj