Przedpremierowy fragment powieści Sashy Grey
Już 4 czerwca do sprzedaży trafi debiutancka powieść byłej gwiazdy filmów dla dorosłych. Zapraszamy do lektury jej przedpremierowego fragmentu.
Już 4 czerwca do sprzedaży trafi debiutancka powieść byłej gwiazdy filmów dla dorosłych. Zapraszamy do lektury jej przedpremierowego fragmentu.
Popularna i kontrowersyjna Sasha Grey jakiś czas temu zakończyła karierę w kinie dla dorosłych i poświęciła się innym zajęciom. Jednym z nich była praca nad swoją debiutancką książką (aktorka obecnie wspiera m.in. programy popularyzacji czytania), która jutro będzie miała polską premierę. Klub Julietty to powieść erotyczna. Jej okładkę, notę oraz przedpremierowy fragment (który polecamy tylko dorosłym czytelnikom!) znajdziecie poniżej:
Literacki debiut kontrowersyjnej Sashy Grey. Książka określana jako erotyczna wersja "Podziemnego kręgu". Klub Julietty to tajne stowarzyszenie, do którego należą najbardziej wpływowi ludzie biznesu i polityki, miejsce, w którym spełniają się najdziwniejsze seksualne fantazje. Wkraczającą do tego świata perwersji Catherine czekają zaskakujące i przerażające odkrycia.
[image-browser playlist="577442" suggest=""]
Zanim przejdziemy dalej, ustalmy coś.
Chcę, żebyście zrobili dla mnie trzy rzeczy.
Po pierwsze:
nic z tego, co przeczytacie dalej, nie wywoła
waszego zgorszenia.
Po drugie:
pozbędziecie się wszelkich zahamowań.
Po trzecie i najważniejsze:
wszystko, co od tej chwili zobaczycie i usłyszycie,
musi pozostać między nami.
W porządku. Przejdźmy zatem do konkretów.
1
Uwierzylibyście, gdybym wam powiedziała, że istnieje tajny klub, do którego należą wyłącznie najbardziej wpływowi ludzie w społeczeństwie: bankierzy, bogacze, magnaci prasowi, dyrektorzy generalni, prawnicy, wysoko postawieni policjanci, handlarze bronią, najwyżsi rangą wojskowi, politycy, urzędnicy rządowi, a nawet hierarchowie Kościoła katolickiego?
Nie mówię o Iluminatach, Bilderberg Group, Bohemian Grove czy innym beznadziejnym stowarzyszeniu, jakimi na co dzień zajmują się wariaci od wszelkich teorii spiskowych.
Nie. Ten klub wydaje się dużo bardziej niewinny.
Na pierwszy rzut oka.
W rzeczywistości jest zupełnie inaczej.
Jego członkowie spotykają się nieregularnie, w sekretnych miejscach. Czasem odległych, a czasami ukrytych tuż pod naszym nosem. Jednak nigdy nie jest to to samo miejsce. Zwykle, znajduje się ono nawet w tej samej strefie czasowej.
Na tych spotkaniach członkowie klubu… Nie owijajmy w bawełnę i nazwijmy ich panami wszechświata zdolnymi wstrzymywać ruch planet. A więc ci panowie wszechświata wykorzystują swe tajne spotkania jako odskocznię od ważnego i stresującego zajęcia, jakim jest czynienie świata jeszcze bardziej popieprzonym, niż jest w rzeczywistości, i wymyślanie jeszcze bardziej sadystycznych i pokrętnych
sposobów na torturowanie, zniewalanie i zubażanie ludzkości.
A co robią, gdy nie pracują i chcą się zrelaksować?
To chyba oczywiste.
Pieprzą się.
*
Widzę, że nie jesteście przekonani. Pozwólcie, że ujmę to tak. Czy kiedykolwiek spotkaliście mechanika, który nie miałby słabości do samochodów? Profesjonalnego fotografa, który nigdy nie zrobi zdjęcia, jeśli światła w studio nie będą zapalone? Piekarza, który nie je chleba?
Więc nasi panowie wszechświata — po raz kolejny nie owijajmy w bawełnę — są profesjonalnymi jebakami. Przelecą cię, żeby zdobyć nad tobą przewagę. Zerżną cię, żeby dotrzeć na szczyt. Wyruchają z pieniędzy, wolności i czasu. I będą cię pieprzyć tak długo, aż trafisz do piachu. Choć nawet wtedy nie przestaną.
A zatem co robią, kiedy się nie pieprzą? To oczywiste…
Kolejna rzecz, którą musicie wiedzieć, to fakt, że wpływowi ludzie są jak celebryci. Lubią trzymać się razem, nieustannie powtarzają do znudzenia, że nikt inny nie rozumie, jak to jest być jednym z nich, i dlatego trzymają się razem. Prawda jest taka, że nie chcą zadawać się z gorszymi od siebie, z pospólstwem, z nieokrzesanymi i niedomytymi, z ludźmi uwielbiającymi patrzeć na upadek bogatych i wpływowych. A jedyne, co tych drugich może zatrzymać w ich wędrówce na szczyt, to seks.
Tak więc nasi panowie wszechświata, profesjonalne jebaki, obmyślili, jak dostać wszystko, czego pragną, i spełnić swoje najdziksze i najbardziej wyuzdane seksualne fantazje, nie wywołując przy tym skandalu. To tak jakby ktoś twierdził, że potrafi puszczać bąki tak, by nie śmierdziało. Oni w każdym razie… robią to za zamkniętymi drzwiami. Wszyscy razem. W tajemnicy.
Henry Kissinger powiedział kiedyś, że władza to największy afrodyzjak. Kiedy te słowa padły, już wówczas wystarczająco długo pełzał po korytarzach władzy, by wiedzieć, co mówi. To miejsce jest potwierdzeniem słów Kissingera.
Możecie je nazwać "500 Największych Jebaków".
"Ligą Niemoralnych Skurwysynów".
"Światowym Rżnięciem".
Albo "Zorganizowaną Grupą Jebaków".
Oni nazywają je Klubem Julietty.
*
Proszę bardzo.Wygooglujcie go. Niczego nie znajdziecie. Absolutnie niczego. Na tym polega cały sekret. A jednak czegoś możecie się dowiedzieć. Istnieje pewne tło, pewna historia.
Klub Julietty zawdzięcza swoją nazwę jednej z dwóch sióstr, bohaterek wymyślonych przez markiza de Sade (druga miała na imię Justine). Seksualne przygody osiemnastowiecznego francuskiego arystokraty, libertyna, pisarza i rewolucjonisty tak oburzyły francuską arystokrację, że zamknięto go w Bastylii za obsceniczność. Co, patrząc z perspektywy czasu, było naprawdę fatalnym posunięciem, ponieważ siedząc w celi i nie mając nic lepszego do roboty, jak dniami i nocami walić konia, markiz znalazł inspirację do tworzenia jeszcze większych sprośności.
W więzieniu napisał największe dzieło literatury erotycznej, jakie widział świat. Sto dwadzieścia dni Sodomy. Książkę, która pod względem perwersji seksualnych i przemocy prześcignęła nawet Biblię. A do tego jest niemal tak samo długa. Oczywiście ten sam markiz krzyknął z okna swej celi do stojących w dole tłumów, że powinni przypuścić szturm na Bastylię, i tak, nieumyślnie, dał początek rewolucji francuskiej.
Wróćmy jednak do Julietty mniej znanej z dwóch sióstr. Wcale nie dlatego, że jest spokojniejsza. Co to, to nie. Justine jest trochę nudna i pruderyjna, lubi być w centrum uwagi i robi z siebie ofiarę, aż człowiek ma jej dość — jak te celebrytki, w kółko gadające o swoim uzależnieniu od narkotyków i seksu, chłonące każde słowo doktora Drew i niestrudzenie promujące swoją osobę w każdym reality show, którego uczestnicy przed kamerami wychodzą z nałogu.
A Julietta? Julietta to kobieta pozbawiona wszelkich skrupułów, jeśli chodzi o seks, morderstwa czy wszelkie cielesne rozkosze, jakich do tej pory nie skosztowała. Pieprzy się i zabija, zabija i się pieprzy, a czasem robi obie te rzeczy naraz. Zawsze unika kary i nigdy nie musi płacić za swe występki i zbrodnie.
Może teraz zaczniecie rozumieć, o co mi chodzi. Może pojmiecie, dlaczego to tajemne stowarzyszenie, Klub Julietty, nie jest tak niewinne, jak mogłoby się wydawać.
Uwierzycie mi, jeśli powiem wam, że udało mi się spenetrować— wybaczcie mi mój język — wąskie grono członków tego właśnie klubu?
Nie chodzi o to, że należę do Klubu Julietty. Jestem studentką trzeciego roku college’u. Jako główny kierunek wybrałam filmoznawstwo. Nie jestem nikim wyjątkowym, tylko zwykłą dziewczyną, która jak każdy człowiek ma swoje potrzeby i pragnienia.
Pragnę miłości. Bezpieczeństwa. Szczęścia.
I zabawy. Uwielbiam się bawić. Lubię się dobrze ubrać i ładnie wyglądać, ale nie gustuję w drogich ubraniach. Jeżdżę małą używaną hondą hatchback, wożąc na tylnej kanapie szpargały, których nie mam czasu uprzątnąć. Rodzice podarowali mi hondę na osiemnaste urodziny i gdy wyjeżdżałam do college’u, zapakowałam do niej wszystkie swoje rzeczy. Zostawiłam za sobą przyjaciół, których znałam od dziecka; część z nich została w tyle i ciężko mi się z nimi dogadać, inni na zawsze pozostaną w moim życiu. Poznałam też nowych, którzy otworzyli mi oczy na wiele rzeczy i poszerzyli moje horyzonty.
Od tej chwili nie będę zachowywała się jak mądrala. Od teraz będę skromna jak dziewczyna z sąsiedztwa. Bo prawda jest taka, że do tej pory mogłam sobie jedynie wyobrażać, że jestem w uprzywilejowanej pozycji.
Mam seksualną fantazję, która nie daje mi spokoju. Nie, nie chodzi o pieprzenie się z Donaldem Trumpem w jego prywatnym odrzutowcu na wysokości dziesięciu tysięcy metrów nad Saint-Tropez. Nie ma nic bardziej odrażającego. Moja fantazja jest dość przyziemna — prozaiczna i intymna.
Kilka razy w tygodniu odbieram z pracy mojego chłopaka i czasami, kiedy siedzi do późna i zamyka biuro, marzę o tym, żeby zabawić się z nim w gabinecie jego szefa. Oczywiście nigdy tego nie zrobiliśmy. Ale przecież mogę pomarzyć, prawda?
Jego szef jest senatorem, albo raczej odnoszącym sukcesy prawnikiem i potencjalnym senatorem. Jack, mój chłopak, pracuje w jego sztabie wyborczym. Studiuje też ekonomię. Przez to wszystko nie mamy dla siebie zbyt wiele czasu, bo kiedy Jack kończy pracę, jest tak zmęczony, że niemal od razu zasypia na kanapie. Wczesnym rankiem wstaje na zajęcia, więc zwykle nie mamy czasu nawet na szybki numerek. A przecież nie samą pracą człowiek żyje.
Tak więc fantazjuję o byciu oddaną dziewczyną i krok po kroku odgrywam w myślach dobrze znany scenariusz. Ubieram się specjalnie na tę okazję. Pończochy, szpilki i mój ulubiony dwurzędowy trencz w kolorze khaki, taki sam, jaki nosi Anna Karina w Made in U.S.A. Godarda. Pod nim mam tylko bieliznę; może zwykły czarny biustonosz i majtki, pas do pończoch i podwiązki. Albo jestem topless, mam na sobie jedynie białe podkolanówki i słodkie różowe majteczki w kropki, które tak bardzo go podniecają. Równie dobrze mogę iść w samych szpilkach i mieć na sobie wyłącznie seksowną jedwabną halkę albo szyfonową koszulkę. A do tego szminkę w kolorze rubinowej czerwieni. Czerwona szminka to podstawa. Najlepsza przyjaciółka dziewczyny.
Sztab wyborczy znajduje się na parterze od ulicy, w centrum miasta. Pomieszczenie jest przeszklone, a światła palą się całą noc, tak by przechodnie widzieli przyklejone do szyb rzędy identycznych czerwonych, białych i czarnych plakatów, na których szef Jacka szczerzy się do kamery, i hasła:
GŁOSUJ NA ROBERTA DEVILLE’A
Tak więc jedynym miejscem, gdzie możemy znaleźć odrobinę intymności, jest pomieszczenie gospodarcze, łazienka albo gabinet, w którym Bob — DeVille lubi, kiedy ludzie zwracają się do niego Bob — przesiaduje, gdy akurat jest w sztabie wyborczym, co nie zdarza się zbyt często. Gabinet znajduje się na tyłach budynku, obok wyjścia na parking, tak więc Bob może wchodzić i wychodzić niepostrzeżenie, zamiast korzystać z głównego wejścia, które prowadzi wprost na ulicę, gdzie każdy może go zobaczyć.
Jestem pewna, że w biurze musi być co najmniej kilka osób, które mają ochotę pieprzyć się w łazience albo pomieszczeniu gospodarczym w godzinach pracy, z nadzieją, że nikt ich nie przyłapie. Ja do nich nie należę, zwłaszcza że mamy całe biuro wyłącznie dla siebie. Poza tym Jack zwykle wpuszcza mnie tylnym wejściem prowadzącym bezpośrednio na parking, gdzie zostawiam samochód, no a gabinet… po prostu tam jest.
Powinnam powiedzieć to jeszcze raz, bo naprawdę nie chcę, żebyście mnie źle zrozumieli: nigdy tego nie zrobiliśmy. Ja i Jack nawet o tym nie rozmawiamy. Nie wiem nawet, czy miałby na to ochotę. Ale w mojej fantazji, kiedy tylko wchodzimy do gabinetu, zamykamy drzwi i gasimy światła; gdy pocałunki i pieszczoty dobiegają końca, to ja przejmuję kontrolę.
Popycham go na fotel, luksusowy, skórzany obrotowy fotel Boba, i robimy to tam, na "fotelu władzy". Mówię mu, żeby nie wstawał, nie dotykał się i nie ruszał z miejsca, i urządzam mały striptiz, żeby się przed nim pochwalić. Najpierw rozwiązuję pasek i zsuwam płaszcz z ramienia, by odsłonić fragment skóry. Na chwilę odchylam jedną stronę trenczu, a drugą przyciskam do ciała, by dać Jackowi przedsmak tego, co czeka pod spodem. Odwracam się do niego plecami i leniwym ruchem zrzucam płaszcz na podłogę, pochylam się i dotykam palców u stóp, żeby wiedział, dokąd trafi, jeśli będzie grzecznym chłopcem i zrobi to, co mu każę.
Kutas Jacka jest twardy, jeszcze zanim zdejmę mu spodnie. Kiedy to robię, widzę wyraźne zgrubienie rysujące się pod bawełną bokserek.
Teraz nadchodzi czas na bliższy kontakt. Nadal jednak nie może mnie dotykać. Staję przed fotelem, na którym siedzi, i wciąż odwrócona do niego plecami, siadam mu okrakiem na kolanach. Chwytam podłokietniki i ocieram się pupą o krocze Jacka, z początku delikatnie, potem coraz mocniej. W końcu siadam na nim, ściskam go pośladkami, czując, jak napina się i rośnie, napierając na moją…
*
Ale odbiegam od tematu. Chodzi o to, że nie miałam absolutnie żadnego interesu w przebywaniu tam, w Klubie Julietty, pośród tych wszystkich ludzi. Żeby się do niego dostać, nie musiałam odpowiadać na ogłoszenie zamieszczone na stronie Craigslist ani nie poszłam na rozmowę kwalifikacyjną.
Powiedzmy, że miałam talent, siłę perswazji i apetyt.
No i zostałam zauważona.
Możemy bez końca wykłócać się o to, co jest ważniejsze — geny czy wychowanie — ale ten talent nie był
czymś, z czym się urodziłam. A przynajmniej nie byłam tego świadoma. Nie, to coś, z czego zdałam sobie sprawę. Drzemał we mnie od dawna, zakodowany, ukryty niczym tajny agent prowadzący normalne życie, który nagle został wezwany do akcji.
Teraz, kiedy wam o tym powiedziałam, jak wytłumaczę, co stało się tamtej nocy? Pierwszej nocy, gdy trafiłam do Klubu Julietty.
(…)
Źródło: booklips.pl
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat