Zobaczyli za dużo: przeczytaj fragment thrillera YA
Przeczytajcie fragment powieści Zobaczyli za dużo - thrillera dla młodzieży autorstwa Alana Gibbonsa,
Przeczytajcie fragment powieści Zobaczyli za dużo - thrillera dla młodzieży autorstwa Alana Gibbonsa,
– Ten, czyli jaki, John? – zapytała, wyraźnie zaintrygowana.
Błąd. Nie chciałem, żeby zainteresowała się moją przeszłością.
– Wierz mi – odparłem. – Nie wiem, co tutaj robią, ale założę się, że to niezgodne z prawem.
Ceri przyjrzała się uważnie pojazdowi. Szedłem dalej ścieżką obok stawu z kaczkami, które podpłynęły bliżej brzegu w nadziei na posiłek. Zatrzymałem się na moment.
– Przepraszam, nic dzisiaj dla was nie mam.
Ceri zrównała się ze mną.
– Nie rozumieją cię, wiesz? Ptaki mają mózgi wielkości orzecha włoskiego.
– Ależ wręcz przeciwnie. Jestem jak doktor Dolittle. – No to zaczekaj na mnie, doktorze Dolittle, dobrze? Dzwonię do Gemmy.
– Jakiej znowu Gemmy?
– Mojej najlepszej kumpeli. Pokazywałam ci jej zdjęcie.
Owszem, pokazywała, ale mało zapamiętałem. Gemma była niepozorna, miała mysie włosy, pulchne policzki i okulary. Czym tu się fascynować?
– Mieszka w tym samym domu dziecka co ty, prawda?
– Mieszkała. Wyprowadziła się z Greenways w zeszłym roku.
Wybrała numer i już miała zacząć rozmowę, gdy raptem zatoczyła się w przód. Jakiś facet z impetem wpadł na nią z tyłu. Przyjrzałem mu się – czarnoskóry, żylasty i dosyć chudy, z siwiejącymi dredami.
– Hej, uważaj! – rzuciłem ostrzegawczym tonem. – Co to za zachowanie?
Wtedy facet zrobił coś bardzo dziwnego. Uwiesił się na mnie, wczepiając palce w kurtkę, i wymamrotał coś niewyraźnie. Prawdę mówiąc, był to nieskładny bełkot. Pijacki. Przynajmniej tak wtedy myślałem.
– Słucham?
Miał ściągniętą twarz, sprawiał wrażenie desperata. Próbował powtórzyć wyraźniej, a potem spojrzał przez ramię, oczy rozszerzyły mu się gwałtownie i potykając się, usiłował biec. Skulony obejmował się ciasno w pasie, jakby bardzo bolał go brzuch.
– Hej, mówię do ciebie! – zawołałem za nim, po czym spojrzałem na Ceri. – I co o tym sądzisz?
– Daj spokój – odrzekła. – Co on do ciebie powiedział?
– Nie zrozumiałem ani słowa. – Wzruszyłem ramionami. – Chyba był pijany albo naćpany. – Oto ja, wzór empatii.
– Czyli go nie znasz?
Parsknąłem śmiechem.
– Dlaczego miałbym znać?
Nagle pojąłem. Dwóch czarnych facetów. To chyba jasne, że muszą się znać, no nie?
– Aha, ponieważ jestem czarnoskóry, to znaczy, że znam każdego czarnego w Liverpoolu? Tak to działa według ciebie?
Ceri pokręciła głową.
– Nie miałam tego na myśli. – Wyglądała na zakłopotaną. – Nie mówmy już o tym, dobrze? Zróbmy zdjęcia i chodźmy stąd. Ten wieczór jakoś dziwnie się układa.
Kiwnąłem głową.
– Znowu pełna zgoda.
Zabawne, ale kiedy poszliśmy dalej, przyszła mi na myśl twarz tamtego czarnego faceta. Było w niej coś znajomego. Minęliśmy wydmy i otworzyła się przed nami plaża, posępna, opustoszała i wspaniała. Wody zatoki przecinał kontenerowiec zmierzający z Mersey na Morze Irlandzkie. Jego sylweta odcinała się ostro na tle ostatnich promieni słońca, zredukowana do niemal abstrakcyjnego kształtu.
– Wydaje się płynąć tak blisko – przerwała milcze-nie Ceri. – Jakby miał zaraz osiąść na mieliźnie.
– Jak myślisz, dokąd on zmierza? – zastanowiłem się na głos.
– Do Niemiec albo do Holandii, dokądkolwiek. Czemu pytasz?
– Mój tata pracuje za granicą. W Dosze.
– Gdzie to jest?
– W jednym z arabskich królestw w Zatoce. Konkretnie w Katarze.
– Katar? Myślałam, że to przypadek zatkanego nosa. – Chwila milczenia. – Co tam robi?
– Pracuje na budowie. Bawi się prądem.
Spojrzała na mnie zdziwiona.
– Jest elektrykiem – wyjaśniłem.
– To mów tak od razu.
Zmrużyła oczy.
– Tęsknisz za nim?
Głupie pytanie.
– Jasne.
Bardzo ładnie, John, odpowiedziałeś gładko, bez zastanowienia. Skutecznie ukryłeś prawdę.
– To dlatego jesteś nadziany? Musiałem się na to roześmiać. – Dlaczego sądzisz, że jesteśmy bogaci? Ceri powiodła wzrokiem po okolicy.
– Dom z widokiem na morze. To musiało sporo kosztować.
Zdziwiłem się trochę, bo jakie to ma znaczenie, gdzie mieszkam, po czym przypomniałem sobie, że Ceri żyła w domu dziecka. Zastanawiałem się, czy ma za kim tęsknić. Placówka, w której mieszkała, znajdowała się o pół kilometra od mojego domu, tylko tyle wiedziałem. Czy miała jakąś rodzinę? Uświadomiłem sobie, że mało o niej wiem. Pora przejść do innych tematów. Mając do czynienia z osobą tak drażliwą jak Ceri, trzeba było uważać, co się mówi.
– Zróbmy kilka zdjęć. Niebo wygląda fantastycznie. Zmieniłem ustawienia i przyłożyłem aparat do oka. – Uwielbiam te żelazne figury, a ty?
Posągi Gormleya trzymały mroczną straż nad zatoką, nieruchomi strażnicy w powoli zapadającym zmierzchu.
– Powinniśmy sfotografować ich twarze – podsunę-ła Ceri.
– Jakie twarze? Przecież ich nie mają.
Ceri była innego zdania.
– Owszem, mają. Ich skóra się łuszczy. Są jak trędowaci.
– Sformułowanie niepoprawne politycznie.
– To jak mam to nazwać? Ich skóra jest łuskowata.
– Rdzewieją w ten sposób i tyle.
Ceri była uparta.
– Tak czy siak, są pokryci strupami. – Obeszła w koło najbliższy posąg. – Strupowaty jesteś, wiesz? – Postukała rzeźbę w nos. – Tak, ty…
Nagły podmuch wiatru poruszył piaskiem. – Popatrz, zupełnie jak grzechotnik – powiedziałem, przyglądając się, jak suchy piasek z wydm zygzakiem przemieszcza się po ciemniejszym wilgotnym piasku pod naszymi stopami.
Ceri nie interesowały grzechotniki. Coś innego przykuło jej uwagę.
– Hej, jeden z posągów właśnie się poruszył. Kiwnąłem głową z roztargnieniem, przeglądając wykonane zdjęcia. Nie podniosłem nawet wzroku, krzywiąc się na jedne i kiwając z uznaniem na inne.
– Taa, jasne…
Skasowałem jeszcze jedno nieostre ujęcie.
– Ale to prawda. No mówię ci, sam zobacz – upie-rała się Ceri.
Nie odrywałem wzroku od wizjera. – Coś ci się uroiło – bąknąłem. Ceri szturchnęła mnie pod żebro. – Tak? W takim razie co powiesz o nim?
Miała na myśli niskiego, chudawego faceta, który posuwał się chwiejnie wzdłuż brzegu jakieś dwieście metrów od nas. Rozpoznałem jego niepewny, utykający chód i rozwiane na wietrze siwe dredy.
– To ten kretyn, który wpadł na ciebie.
Ceri wytężyła wzrok.
– Chyba masz rację.
– To on.
Facet podniósł głowę i spojrzał na niebo z rozmarzeniem albo roztargnieniem.
– Od razu wiedziałam, że coś tu się nie zgadza, kiedy tak na nas wpadł – stwierdziła Ceri, wpatrując się w niego z natężeniem. – John, wydaje mi się, że on jest ranny.
Użyłem zoomu, żeby mu się lepiej przyjrzeć. Niewiele się zmieniło. Nadal opasywał się ciasno ramionami. Odjął rękę od boku i spojrzał na nią. Wtedy pomyślałem po raz pierwszy, że nie jest pijakiem ani ćpunem.
– Być może masz rację.
Zrobiłem kilka zdjęć tajemniczemu mężczyźnie. – Przestań pstrykać te zdjęcia. Chyba powinniśmy mu pomóc. Wydaje mi się, że on próbował ci coś powiedzieć.
Nie obchodziło mnie to. Chciałem tylko zrobić parę zdjęć i iść dalej.
– Naprawdę masz zamiar się w to mieszać? Sama nie wiesz, w co się pakujesz.
Ale Ceri wpadła już w nastrój dobrego samarytanina.
– Przyjrzyj mu się, John. Jest ranny.
Mężczyzna był jedynie sylwetką, chwiejącą się w oddali na tle słońca krwawo zachodzącego za horyzont. Powierzchnia wody za nim zdawała się płonąć. Trzaskałem zdjęcie za zdjęciem.
– Przestań – powiedziała Ceri. – Ten człowiek potrzebuje pomocy.
Ruszyła w stronę nieznajomego.
Źródło: Zielona Sowa / fot. Zielona Sowa
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat