Nim przejdę do opisywania pokazanych nam scen, a było ich w sumie 5, chciałbym najpierw trochę przybliżyć wam historię tego filmu, bo jest ona moim zdaniem ciekawa. Otóż pracę nad Alita: Battle Angel rozpoczął w 2005 roku James Cameron. Napisał 1000-stronicowy scenariusz. Uznał jednak, że w efekty specjalne wtedy dostępne nie są wystarczające, by film dobrze się prezentował i oddawał ducha mangi stworzonej przez Yukito Kishiro. Odłożył więc projekt na półkę i rozpoczął pracę nad Avatarem, jak twierdzi po to, by podnieść efekty specjalne na taki poziom, który pozwoli mu w przyszłości powrócić do Ality. Niestety, Avatar trochę mu się rozrósł. Ta produkcja obecnie jest zaplanowana na pięć części, a ostatnia będzie miała premierę być może w 2025 roku. Choć jeśli miałbym obstawiać, to pewnie będzie dłużej opóźnianie. Tak czy inaczej, Alita wyleciała z kalendarza Camerona na dobre. Po prostu nie ma on dla niej czasu. Międzyczasie projektem zainteresował się Robert Rodriguez, ale nie jako reżyser, a jako fan. Chciał ten film obejrzeć w kinie. Podczas spontanicznego spotkania z Cameronem zapytał go, kiedy będzie premiera. W odpowiedzi dostał pytanie: „Masz może wolne 15 minut?”. Po chwili Cameron przesłał mu 600 stron scenariusza z oryginalnego 1000. Powiedział, że jeśli Robert skróci ten tekst do rozmiarów filmowych i nie zatraci przy tym ducha opowieści, to może ten projekt przejąć. Praca nad powierzonym zadaniem zajęła Rodriguezowi podobno cztery miesiące, ale rezultat jest taki, że to on siedzi na fotelu reżysera Alita: Battle Angel. Choć po wysłuchaniu go i obejrzeniu zaprezentowanych materiałów na panelu, mam wrażenie, że nie do końca to jest jego film. Jest tu więcej Camerona niż Rodrigueza. Zarówno w sposobie prowadzenia opowieści, jak i ujęć. Zresztą sam Robert przyznał, że codziennie konsultuje się z Jamesem na temat ujęć, które ma zrealizować. Odniosłem wrażenie, że jest on bardziej kimś, kto wykonuje pieczołowicie opisane przez kogoś innego dzieło. Nie daje nic od siebie, tylko trzyma się dostarczonych notatek, a nad jego głową stał cały czas producent Jon Landau pilnujący, by Robert trzymał się tego, co było ustalone.
fot. 20t Century Fox
No to jak wstęp mamy już za sobą, to pora na opisanie tego, co zostało pokazane. Pierwsza scena ukazuje moment, w którym Alita (Rosa Salazar) budzi się w dziecięcym pokoju bez jakichkolwiek wspomnień. Nie ma pojęcia, kim jest ani gdzie się znajduje. Schodząc na dół, obserwuje jak doktor Ido (Christoph Waltz) pomaga zreperować rękę jakiegoś robotnika. W podziękowaniu w ramach zapłaty dostaje opakowanie pomarańczy, gdyż jego pacjent jest zbyt biedny, by zapłacić. Następnie doktor uradowany z faktu, że dziewczynka się przebudziła, zaprasza ją do stołu i tłumaczy, gdzie ją z nalazł. W tej scenie urzekł mnie moment, w którym Alita po raz pierwszy w życiu je pomarańcze. I nie chodzi mi o to, że to bardzo zabawna scena, ale o sposób, w jaki ta komputerowo wygenerowana twarz okazuje emocje. To fascynujące! Ekipie od Camerona (ci sami goście pracują nad Avatarem) udało się świetnie sportretować zachowanie mięśni na twarzy, przez co całość wydaje się niezmiernie realistyczna. Następna scena pokazuje, jak wygląda codzienne życie w Iron City. Podczas robienia zakupów Ido i Alita natykają się na Hugo (Keean Johnson) chłopaka, który jest specjalistą od recyclingu zużytego sprzętu elektronicznego. Spotkanie tych bohaterów jest ukazane w sposób bardzo humorystyczny. Takie spotkanie nastolatków, którzy z miejsca się w sobie zakochują. Trzecia scena ma w sobie nareszcie jakaś akcję i pokazuje też inne androidy. Otóż Alita nie ufa do końca Ido i postanawia go śledzić podczas jednego z wyjść wieczornych. Okazuje się, ze mężczyzna śledzi jakąś kobietę i ma zamiar ją zabić. Gdy już wyciąga broń, zostaje powstrzymany przez Alitę, co ma nieoczekiwane konsekwencje. Okazuje się, że była to pułapka zastawiona na doktora, który jest hunter warriorem. Dziewczyna staje w obronie swojego opiekuna. Podczas bójki po raz pierwszy aktywują się jej umiejętności walki. Okazuje się, że jest maszyną stworzoną do zabijania. O czym jej przeciwnicy boleśnie się przekonują. To jest scena, w której znakomicie widać, jak bardzo dużo ten film czerpie z wiedzy, jaką ekipa filmowa wyciągnęła przy pracy nad Avatarem. Animacja jest płynna i bardzo realistyczna. Nawet przy bardzo dynamicznych ujęciach widz nie dostaje zawrotu głowy. Do tego podczas bardziej spektakularnych akrobacji mamy slow motion, by móc podziwiać widowiskowe uniki czy ciosy. Następnie zaprezentowano mi wycinek rozgrywek Motorball, w których Alita bierze udział. To również jest bardzo widowiskowa scena zrealizowana w 80% w oparciu o komputerowe efekty specjalne. Ale świat, przeciwnicy i dynamika walki są tak świetnie zrównoważone, że widz ma przyjemność z oglądania, jak dziewczyna rozprawia się na torze z różnymi przeciwnikami. Podobnie jest w piątej scenie, gdzie dochodzi do starcia pomiędzy nią, a wielkim cyborgiem. Skoki, uniki, ciosy. Wszystko to jest tak naprawdę pokazem możliwości ludzi od efektów komputerowych, którym udało się stworzyć bardzo realistyczne animacje. Cyborg, z którym walczy Alita, jest świetnie zrobiony. Po tych 33 minutach widać, że Alita: Battle Angel będzie filmem o poszukiwaniu własnej tożsamości w nowym świecie. Oczywiście nie obędzie się bez widowiskach scen walki, ale nie są one sednem tej opowieści. Rodriugez miesza tutaj humor z powagą, czego najlepszym przykładem jest postać grana przez Christoph Waltz. Problem tylko w tym, że więcej jest w tych fragmentach Camerona niż Rodriugeza, co czuć. Nie ma w tej opowieści brudu czy lekkości, jak w El Mariachi, Sin City czy Machete. Nie jest to też taka cukierkowa opowieść jak The Adventures of Sharkboy and Lavagirl in 3-D czy Spy Kids. Mam nadzieję, że podczas oglądania pełnego filmu te proporcje się odwrócą. Co oczywiście nie oznacza, że jestem rozczarowany tym, co zobaczyłem. Wprost przeciwnie. Alita na ekranie prezentuje się cudownie. Problem tylko w tym, że po Rodriugezie oczekuje trochę innego kina niż to, które mi we fragmentach zaprezentowano. Ale tak jak wspomniałem wcześniej, może podczas oglądania pełnego filmu te uczucia i obawy znikną.
Miasto złomu, oficjalny prequel filmu już w sprzedaży
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj