Bartosz Gelner: Najbardziej lubię improwizację na bazie scenariusza [WYWIAD]
Spotkałam się z Bartoszem Gelner podczas BellaToffiest 2025. Porozmawialiśmy o filmie Kulej, aktorstwo i pracy na planach i deskach teatru. Przeczytajcie moją rozmowę z aktorem, którego obeccnie oglądamy w Schedzie.


Małgorzata Szymikowska: Jeśli chodzi o pana rolę w Kulej. Dwie strony medalu – co pana najbardziej zaintrygowało w scenariuszu?
Bartosz Gelner: Muszę przyznać, że na samym początku w scenariuszu najbardziej zaintrygowała i zainteresowała mnie osoba samego Xawerego Żuławskiego. To oczywiście jeden z tych twórców, których miałem „na celowniku”, jeśli chodzi o chęć spotkania się i współpracy, bo byłem bardzo ciekawy, jak to będzie wyglądało. Drugą rzeczą, która przykuła moją uwagę w bardzo dobrze napisanym i sprawnym scenariuszu, było samo Watchout Studio. Wiem, że to zespół świetny w kręceniu i realizacji filmów biograficznych, więc po Sztuce kochania czy Bogach miałem przeczucie, że to może być coś naprawdę ciekawego. Kiedy później spojrzałem na obsadę, byłem już coraz bardziej przekonany, że to rzeczywiście ma ręce i nogi.
A czy ma pan jakąś rolę, której nie chciałby pan zagrać?
Której bym nie chciał zagrać? Nie, nie mam czegoś takiego.
Czyli wszystko, co pan dostaje, pan przyjmuje?
Nie, w żadnym wypadku. Nie mam roli, której nie chciałbym zagrać ze względu na samą postać czy typ bohatera. Nie wiem, co bym musiał dostać, żeby odrzucić coś z tego powodu. Ale rzeczywiście odrzucam – może nie w ogromnych ilościach – ale jednak różnego rodzaju projekty, najczęściej ze względu na scenariusz. Kiedy historia jest na przykład zbyt jednowymiarowa albo kiedy nie mam porozumienia z reżyserem, to po prostu się w to nie bawię. Proszę mi wierzyć – jest bardzo dużo czynników, które decydują o tym, czy bierzemy udział w danym projekcie, czy nie.
A jakie role najbardziej pan lubi grać? Które są panu najbliższe?
Miałem czas, w którym grałem głównie role współczesne, ale teraz rynek filmów kostiumowych jest mną wyraźnie zainteresowany – i muszę przyznać szczerze, że to o wiele ciekawsza przygoda filmowa. Mówię tu o scenografii, kostiumach, przygotowaniach, całym anturażu. Mam na myśli na przykład Zatokę Szpiegów, Kuleja – to są projekty, w które ostatnio byłem mocno zaangażowany. Przeplatało się to ze Schedą, projektem współczesnym, więc mogę powiedzieć, że niczego mi nie brakuje. Gram też w bardzo dobrym, współczesnym teatrze – w Nowym Teatrze – i jeśli chodzi o język teatralny, to są to rzeczy absolutnie współczesne. Nie gramy tam spektakli kostiumowych – a może byłoby to ciekawe.
Jaka jest najśmieszniejsza sytuacja, jaka wydarzyła się na planie filmowym i którą będzie pan wspominał do końca życia?
Takich sytuacji było sporo. Przy każdym projekcie pojawiają się na różnych etapach. Ale proszę mi wierzyć – tych bloopersów, czyli różnych wpadek czy śmiesznych historii podczas nagrywania, jest mnóstwo. Na planie Kuleja było ich naprawdę dużo, bo sporo improwizowaliśmy. Razem z Konradem Elerykiem mieliśmy duży zasób słownictwa i kwestii do wykorzystania – więc często się nawzajem zaskakiwaliśmy. To była bardzo przyjemna i kreatywna praca.
A woli pan pracować według scenariusza czy improwizować?
Najbardziej lubię improwizację na bazie scenariusza. Czyli pracować na jakimś szkielecie i potem go rozwijać – to sprawia mi ogromną frajdę. Lubię też różne duble – energetycznie zawsze szukam jeszcze głębiej.

Jaka rola była dla pana największym wyzwaniem w dotychczasowej karierze?
Myślę, że ta rola jeszcze przede mną. Ciężko mówić o jakimś aktorskim czy artystycznym spełnieniu. Cały czas jestem głodny nowych wyzwań, nowych ról. Do tej pory nie spotkałem się z rolą, która przekroczyłaby moje możliwości. I mam nadzieję, że nigdy nie spotkam takiej, która mnie przerośnie.
I tego oczywiście panu życzę. Teatr czy kino — która z tych form daje panu większą satysfakcję?
Dwa dni temu skończyłem sezon teatralny w Nowym Teatrze, Ucztą Platona w reżyserii Krzyśka Garbaczewskiego. Miałem w tym sezonie również premierę Nagle, ostatniego lata Tennessee Williamsa w reżyserii Michała Borczucha, więc teatralnie jestem bardzo spełniony. Nie wyobrażam sobie teatru bez kina i kina bez teatru. To są naczynia połączone. We mnie płynie krew obu tych form. Bardzo się cieszę, że mogę funkcjonować w obu światach. Nie chciałbym rezygnować ani z jednego, ani z drugiego – to zupełnie inne rejestry energetyczne, inne przyjemności, inne romanse. A jedno wpływa na drugie i daje nowe doświadczenia.
A na samym początku kariery – grał pan najpierw tylko w teatrze, czy od razu celował pan w film?
Na samym początku grałem na deskach – jeszcze w szkole teatralnej. Ale równolegle zaczynałem karierę w serialach i filmie. Od razu po szkole dostałem etat w Nowym Teatrze Krzysztofa Warlikowskiego, więc miałem przyjemność być związanym z teatrem od samego początku. Równolegle pojawiały się różne projekty filmowe i serialowe. Jestem szczęściarzem, że mogę robić jedno i drugie.
Zawsze mnie ciekawi – jak długo zostaje z aktorem rola, którą gra?
W teatrze zostaje na zawsze – chyba że spektakl schodzi z afisza. To zupełnie inne rejony mózgu – takie, które nie wyrzucają tekstu, nie pozwalają zapomnieć, a wręcz przeciwnie – cały czas coś rozwijają, szukają inspiracji. Ta rola wraca. Zmienia się. Z wiekiem aktora też się zmienia – nie można grać jej wciąż w ten sam sposób.
A jak długo rola zostaje z panem po filmie?
W filmie – stosunkowo krótko. Powiedziałbym, że znika razem z bankietem. Potem wraca przy okazji festiwali, kiedy trzeba odświeżyć wspomnienia. Chyba że mówimy o serialu, który będzie miał kolejne sezony – wtedy trzeba tę rolę „odgruzować”, przypomnieć sobie, a czasem nastroić ją na nowo.
A jeśli chodzi o rolę w filmie Kulej– czego nauczył się pan o sobie po tym filmie?
Po tym filmie na pewno nauczyłem się, że można łączyć świetną karierę sportową i ogromny sukces z byciem niezłym wirażką. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że rock’n’roll to nie są rurki z kremem – i można tak funkcjonować. Nabrałem ogromnego szacunku dla sportowców, którzy w tamtych czasach musieli się mierzyć z władzą. Mam wrażenie, że byli bardzo ograniczani, jeśli chodzi o rozwój swoich sukcesów. I mówię tu nie tylko o Jerzym Kuleju, ale też o innych sportowcach. Ówczesny ustrój podcinał skrzydła. Gdyby nie to, wiele z tych osób mogłoby zrobić międzynarodowe, światowe kariery – czy to w sporcie, czy w muzyce.
Gdy chodzi o sceny - czy preferuje pan te bardziej dynamiczne i pełne energii, czy raczej spokojniejsze, bardziej statyczne?
Lubię dynamiczne sceny psychologiczne. Najlepiej – scena psychologiczna zakończona pościgiem i strzałami. Wszystko, wszędzie, naraz!



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1979, kończy 46 lat
ur. 1960, kończy 65 lat
ur. 1955, kończy 70 lat
ur. 1983, kończy 42 lat
ur. 1966, kończy 59 lat

