Czy recenzje filmowe mają wpływ na wyniki finansowe w box office?
Kontynuujemy tradycję rozgrzebywania mechanizmu działania krytyki filmowej, tym razem biorąc jednak na warsztat jedynie obiektywne przesłanki. W poniższym tekście zastanawiamy się, czy recenzje filmowe w jakikolwiek sposób przekładają się na wyniki finansowe w box office. Odpowiedź nie jest tak oczywista, jak moglibyśmy to początkowo zakładać.
Kontynuujemy tradycję rozgrzebywania mechanizmu działania krytyki filmowej, tym razem biorąc jednak na warsztat jedynie obiektywne przesłanki. W poniższym tekście zastanawiamy się, czy recenzje filmowe w jakikolwiek sposób przekładają się na wyniki finansowe w box office. Odpowiedź nie jest tak oczywista, jak moglibyśmy to początkowo zakładać.
Kilka tygodni temu postanowiłem zabawić się w Grincha i części użytkowników naszego portalu obwieścić, że świąt (Wielkanocy w tym przypadku) nie będzie. Zamiast przygotowywać się razem z Wami do rodzinnych śniadań w Wielką Sobotę do późnych godzin nocnych debatowaliśmy pod artykułem Batman v Superman kontra krytycy filmowi, rozważając istotę funkcjonowania serwisów agregujących oceny w typie Metacritic i Rotten Tomatoes. Tamten tekst skupiał się na zależności pomiędzy opiniami krytyków a widowni. Problem powraca jak bumerang, zwłaszcza w przededniu premiery X-Men: Apocalypse, kolejnego dzieła zbierającego od recenzentów solidne baty. Skoro zdecydowałem się już popsuć Wam Wielkanoc, to nic nie stoi na przeszkodzie, bym po raz kolejny postarał się włożyć kij w mrowisko. Dopisując swoisty epilog do przywołanego wyżej tekstu, w niniejszym będę się skupiał na nieco innej płaszczyźnie problemu: czy recenzje kształtują wyniki finansowe filmu? Kwestia z pewnością paląca, zwłaszcza przy uwzględnieniu cotygodniowych spadków Batman v Superman: Dawn of Justice w box office. Odpowiedź na postawione w tytule artykułu pytanie wcale nie jest jednak tak oczywista.
Włodarze Metacritic z pewnością zauważyli problem rozdźwięku w opiniach krytyków i widzów na temat filmu poświęconego starciu dwóch największych herosów DC i kilka tygodni temu na swojej stronie podzielili się z użytkownikami skrupulatną analizą zależności między poziomem Metascore a wynikami finansowymi konkretnych dzieł. Nie da się ukryć, że istnieje niezwykle silna korelacja tych dwóch sfer, prowadząca nas do konkluzji z grubsza opartej na zasadzie: jeśli recenzenci spuszczą twojemu filmowi manto, to nie masz co liczyć na pełną kieszeń. Uwzględniając tylko dane z lat 2006-2015 możemy dojść do kilku niepodważalnych wniosków. Po pierwsze, otwarcie finansowe pierwszego weekendu w box office jest lepsze wtedy, gdy oceny krytyków są dla danego dzieła bardziej przychylne. Jeśli więc twój poziom Metascore oscyluje między 0 a 19, możesz oczekiwać średnio 14 milionów dolarów dochodu ze sprzedaży biletów w ciągu pierwszej soboty i niedzieli wyświetlania, jeśli zaś w przedziale 91-100, do pierwszej kwoty powinieneś jeszcze dorzucić około 45 milionów dolarów. Po drugie, nie masz co liczyć na niskie spadki frekwencji, gdy tylko krytycy zrobią z twojego kawałka sztuki worek treningowy. Metascore oceniło cię poniżej 19 punktów? Cóż – w drugim tygodniu spodziewaj się średnio 52,5% mniej widzów niż pierwszym. Doskonała opinia recenzentów to już tylko 37,7% spadku. Po trzecie, módl się o przychylność krytyków, biorąc pod uwagę aspekty długofalowe związane z obecnością twojego filmu w kinach. Z najniższym poziomem ocen zarobisz bowiem na swojej produkcji średnio 35,1 milionów dolarów, z najwyższym – przeciętnie 238,4 mln. Z pewnością jest się o co bić, a zaklinanie rzeczywistości w postaci twierdzeń o przygotowywaniu dzieła dla widzów, a nie recenzentów, może być domeną reżyserów, ale już na pewno nie tych, którzy na film wyłożyli pieniądze z własnej kieszeni.
Problem polega jednak na tym, że na te same dane możemy spojrzeć z odmiennej perspektywy, uwzględniając np. takie czynniki jak to, iż niektóre z wysoko ocenianych filmów swoim wynikiem finansowym znacząco podnoszą średnią w box office innym dziełom. Jeden z inżynierów oprogramowania z San Francisco, Max Woolf, przeprowadził analizę zbliżoną w formie do tej przygotowanej przez Metacritic. Na reprezentatywnej próbie blisko 5 tysięcy filmów, rozszerzonej jeszcze o informacje z Rotten Tomatoes i IMDb, rozpatrywał on wpływy ze sprzedaży biletów w odniesieniu do ocen filmu w konkretnym serwisie. Z jego analizy da się wyprowadzić pewien istotny wniosek: istnieje cała masa dzieł, która uzyskała relatywnie dobry wynik finansowy (do 100 milionów dolarów), pomimo fatalnego poziomu Metascore czy Tomatometru. Są też liczne przypadki, w których film nie zarobił w USA nawet miliona dolarów, choć otrzymywał on najwyższe oceny od krytyków. Z badań Woolfa wynika, że dwie największe grupy dzieł kinowych przy uwzględnianiu recenzji z Rotten Tomatoes stanowią te z przedziału 10-30% pozytywnych opinii z zarobkami między 10 a 100 milionów dolarów oraz filmy z 80-90% przychylnych recenzji i wynikiem finansowym mniejszym niż milion dolarów. Co ciekawe, wyszczególnienie jakiegokolwiek zbioru przy odniesieniu do Metacritic jest praktycznie niemożliwe. Pamiętajmy jednak, że o Tomatometrze decydują także użytkownicy serwisu, natomiast poziom Metascore jest wypadkową ocen krytyków zawodowych, o ile uznamy aktualny jeszcze status tego fachu. Zaskakujące jest także to, że najmniej miarodajną korelacją między recenzjami a wynikiem box office według badań Woolfa cechuje się ocena z IMDb. Liczba filmów, która w tym serwisie została oceniona między 1 a 5, wręcz idealnie pokrywa się z liczbą dzieł uzyskujących od użytkowników noty z przedziału między 6 a 10. Podobna zależność łączy obrazy zarabiające więcej i mniej niż milion dolarów. Skąd więc te różnice w analizach Metacritic i Woolfa?
Pies jest pogrzebany w liczbie czynników, które mają wpływ na ostateczny wynik finansowy filmu – wydźwięk recenzji jest tu tylko wisienką na torcie. Mnogość tych zmiennych może przerażać: mamy tu więc liczbę kin, w których wyświetlane jest dane dzieło, kategorię wiekową, gatunek filmowy, kwestię kontynuacji poprzednich odsłon obrazu, budżet marketingowy, promocję telewizyjną, ilość pozytywnych opinii w mediach społecznościowych, marketing szeptany, analogię do zarobków innych filmów utrzymanych w podobnej tonacji, przedpremiery, a to przecież tylko kropla w morzu, gdyż równie dobrze na nasze wybranie się do kina może mieć wpływ pogoda. Uwzględniając tylko same recenzje wciąż możemy natrafić na takie filmowe przykłady jak: seria Transformers, Pixels czy Fifty Shades of Grey, które zmiażdżone przez krytyków notowały kapitalne wyniki w box office. Wydaje się więc, że zależność między opiniami recenzentów a wynikiem finansowym rozbija się przede wszystkim o gatunek filmowy. Produkcje oscarowe czy familijne od ocen z Metacritic czy Rotten Tomatoes uzależnione są w aspekcie zarobków w stopniu znacznym, podczas gdy horrory, komedie czy sadomasochistyczne przygody młodego biznesmena i dorastającego dziewczęcia niekoniecznie – chęć ich zobaczenia przez widzów jest silniejsza niż wydźwięk płynący z największej nawet liczby negatywnych recenzji. Z pewnością da się też zauważyć, że odporne na narzekania krytyków są te filmy, które w domyśle przeznaczone są dla widowni globalnej, z blockbusterami na czele. Ewentualne straty finansowe w USA można sobie bowiem w tym przypadku powetować dobrymi wynikami na innych rynkach. Co więcej, przestrzegałbym przed wyprowadzaniem wniosku, że skoro wielkie studia kinowe zmieniły ostatnimi czasy swoją politykę i wybierają przede wszystkim dochodowe przedsięwzięcia, wpływ recenzji filmowych na box office będzie z biegiem lat coraz mniej istotny. Wręcz przeciwnie – wzrasta bowiem liczba niezależnych dystrybutorów, którzy tworzą filmy ze znacznie mniejszym budżetem, a ten trend jest z pewnością także pochodną zamiłowania krytyków do tego typu kina.
Jedyną odpowiedzią na postawione w tytule niniejszego artykułu pytanie jest więc wyświechtane na wszystkie sposoby, sławetne: „tak, ale…”. Na każdy przykład potwierdzający wpływ recenzji krytyków na wynik finansowy filmu znajdziemy bowiem jeszcze więcej przypadków obalających tę tezę i odwrotnie. Niedawno problemem zajmowali się nawet naukowcy z MIT, odbijając się ostatecznie w swoich badaniach od ściany. W publikacji podsumowującej ich analizy znalazła się właściwie tylko jedna konkluzja: szeroko zakrojone działania marketingowe w ramach kampanii promocyjnej danego dzieła przełożą się na dobre zarobki w pierwszym tygodniu wyświetlania, niezależnie od innych czynników, z recenzjami na czele. Coraz bardziej znaczący wpływ na box office ma też rynek chiński, a raczej trudno podejrzewać, by rzesza mieszkańców tego kraju o swoim „być albo nie być” w kinie decydowała wyłącznie na podstawie oceny danego filmu w tym czy innym Los Angeles Times. Niekiedy same recenzje dzieła stają się z kolei dobrym czynnikiem marketingowym, jak w przypadku wątpliwej jakości Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki, który – nie wiedzieć czemu – został gremialnie pochwalony przez krytykę. Nie sądzę jednak, by akurat w przypadku tej produkcji miało to znaczący wpływ na sprzedaż biletów; zapewne jeszcze bardziej umysły widzów rozpalały tutaj sentymenty. Ostrożny w wydawaniu sądów jest również sam redaktor naczelny Rotten Tomatoes, Matt Atchity, który ogranicza się tylko do wniosku, że „filmy z dobrymi recenzjami zarobią więcej pieniędzy w przeliczeniu na jeden ekran wyświetlania niż te ze złymi opiniami”. Biorąc to pod uwagę wydaje się, że na podstawie poziomu Metascore czy Tomatometru możemy jedynie prognozować ostateczny wynik finansowy filmu, a skoro to tylko prognoza, to niekiedy zamieni się nam we wróżenie z fusów. Czy jednak kino nie jest piękne właśnie dlatego, że wciąż wymyka się nam z czarno-białych odpowiedzi?
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1960, kończy 64 lat
ur. 1980, kończy 44 lat