Diablo IV - zagrałem w betę i już wiem, że spędzę przy tej grze setki godzin
Warto było przemęczyć się z kolejkami, by zagrać w betę Diablo IV. Choć do premiery zostało jeszcze kilka miesięcy, to gra już teraz robi bardzo dobre wrażenie.
Warto było przemęczyć się z kolejkami, by zagrać w betę Diablo IV. Choć do premiery zostało jeszcze kilka miesięcy, to gra już teraz robi bardzo dobre wrażenie.
Przy Diablo 3 spędziłem naprawdę dużo czasu. Zdobyłem platynowe trofeum w wersji na PlayStation 4 i wybijałem kilkaset godzin na PC. Choć gra początkowo miała naprawdę wiele wad, to deweloperzy dbali o jej rozwój. Z czasem produkcja stała się dużo lepsza. Gdy grałem w wersję beta Diablo IV, odniosłem wrażenie, że twórcy wyciągnęli odpowiednie wnioski i wyeliminowali największe problemy serii. Dobrze, że pozostawili znaną, lubianą i niezwykle wciągającą rozgrywkę. Trafili w dziesiątkę.
W "czwórce" gracze mierzą się z nowym zagrożeniem w postaci demonicznej Lilith, matki Sanktuarium, która pojawiała się już w wielu materiałach promocyjnych. Choć beta skupiła się na samym początku przygody – oferując możliwość zapoznania się z prologiem oraz zawartością pierwszego aktu – to kilkukrotnie dało się natrafić na ślady działalności antagonistki. W oczy rzuca się również znacząca zmiana klimatu. Atmosfera jest ponura, a kolory zdecydowanie mroczniejsze niż w przypadku trzeciej odsłony serii. Tym razem nikt nie będzie narzekał, że oprawa jest cukierkowa, a wręcz przeciwnie. Mam wrażenie, że tym razem znajdą się osoby, które stwierdzą, że miejscami jest zbyt ciemno.
Zanim jednak przejdziemy do właściwej przygody, musimy stworzyć postać. Kreator jest zaskakująco rozbudowany – jak na serię, w której do tej pory korzystaliśmy z gotowych bohaterów (w trójce można było wybrać jedynie płeć). Tym razem otrzymujemy możliwość wyboru m.in. koloru skóry, włosów, zarostu czy tatuaży. Kosmetyka w Diablo 4 ma dużo większe znaczenie niż wcześniej – i to z kilku powodów. Przede wszystkim świat Sanktuarium współdzielimy z innymi graczami, a więc cieszy fakt, że nie napotykamy armii klonów, których różni jedynie pancerz czy broń. Do tego dochodzi również inne podejście do opowiadanej historii. Tym razem śledzimy ją nie tylko w formie dialogów, rozsianych po lokacjach notatek i efektownego CGI, ale też scenek na silniku gry, w których centrum znajduje się właśnie nasz bohatera lub bohaterka. Dodajmy jeszcze, że postać wygląda w nich tak, jak sobie zażyczyliśmy na początku. Może wydawać się to niewielką zmianą, ale naprawdę dobrze wpływa na immersję. Sprawia, że wydarzenia śledzi się z większym niż dotychczas zaangażowaniem.
Możliwości protagonisty na początku są ograniczone, ale bardzo szybko odblokowujemy kolejne zdolności. I tutaj zaskoczenie: drzewko umiejętności jest naprawdę rozbudowane i daje sporo swobody. Już w pierwszej godzinie mamy do dyspozycji kilka rodzajów ataków generujących i zużywających zasoby, a także ich ulepszenia, które aktywują dodatkowe efekty. Zdecydowanie jest z czym eksperymentować! I daje to mnóstwo frajdy. Sam najwięcej czasu spędziłem w ciele łotra (coś na kształt połączenia łowcy demonów z 3. części i zabójczyni z 2. odsłony), który bardzo przypadł mi do gustu. Tę klasę postaci można "zbudować" na kilka sposobów – do walki dystansowej przy użyciu łuku lub kuszy, a także stawiając na pojedynki w zwarciu, używając do tego celu krótkiego miecza i sztyletu. Do tego dochodzą różnego rodzaju pułapki, możliwość znikania z pola widzenia czy nasycanie broni cieniem, trucizną lub lodem. Najlepsze jest jednak to, że w zasadzie wszystkie kombinacje sprawdzały się całkiem dobrze. Owszem, niektóre z nich wydawały się nieco potężniejsze, ale nie miałem wrażenia, by gra wymuszała na mnie jeden konkretny build. Co więcej, wybrane talenty możemy zmienić w dowolnym momencie – do 15. poziomu bezpłatnie, później wykorzystując wirtualne złoto. To jeszcze bardziej zachęca do kombinowania i poszukiwania stylu rozgrywki, który najbardziej przypadnie nam do gustu.
Wielką niespodzianką okazał się dla mnie również rozmiar Sanktuarium i to, jak bardzo poszczególne jego regiony wypełnione zostały aktywnościami. Strzaskane Szczyty, a więc dostępna w becie lokacja z 1. aktu, jest naprawdę ogromna i zróżnicowana, bo znajdziemy tam zarówno pokryte śniegiem i skute lodem obszary, jak i mroczne podziemia oraz imponujące miasto Kiowosad z wieloma przybytkami, które powinny zainteresować łowców przygód. Poza głównym wątkiem podjąłem się szeregu zadań pobocznych, które skupiały się głównie na walce z przeciwnikami, ale stanowiły cenne źródło punktów doświadczenia. Poza tym praktycznie na każdym kroku można natrafić na dodatkowe atrakcje: piwnice (czyli takie niewielkie lochy z grupką wrogów i skarbem), publiczne wydarzenia i pełnoprawne lochy. Te ostatnie są nieco bardziej wymagające (ich ukończenie trwa od kilku do kilkunastu minut), ale zwykle można natrafić tam na ciekawe przedmioty. Obawiam się tylko jednego: z czasem mogą okazać się powtarzalne. Liczę na to, że w pełnej wersji twórcy zadbają o ich różnorodność – na przykład poprzez wprowadzenie jakichś modyfikatorów, które sprawią, że każde podejście będzie wyglądać odrobinę inaczej.
Daniem głównym beta testów, oczywiście poza podążaniem za głównym wątkiem fabularnym, była możliwość zmierzenia się z jednym z bossów świata – Ashavą. Gigantyczny potwór był dostępny jedynie kilka razy w ciągu weekendu, ale na szczęście udało mi się nie tylko dołączyć do pojedynku, ale i z powodzeniem go ukończyć, oczywiście u boku innych graczy (świat w Diablo 4 współdzielimy z innymi osobami, ale nie jest to nic przesadnie inwazyjnego - ot, po prostu natrafiamy na nich podczas eksploracji, wykonywania wydarzeń itp). Starcie było naprawdę efektowne, choć jednocześnie wymagające, bo grupa śmiałków musi zmagać się nie tylko z niszczycielskimi atakami monstrum (o czym sam kilkukrotnie się przekonałem i to z własnej winy, bo wybrałem się tam na zdecydowanie zbyt niskim poziomie), ale i limitem czasowym: na ukończenie walki mamy jedynie 15 minut. Warto jednak podjąć się takiego wyzwania, bo nagrody są naprawdę atrakcyjne. Dość powiedzieć, że sam za pokonanie Ashavy zyskałem aż 8 (!) przedmiotów legendarnych, które znacznie wzmocniły mojego łotra, Haydara.
Legendarne bronie i przedmioty wypadały zresztą dość często także przy innych aktywnościach, zwłaszcza po wbiciu 15-20 poziomu. I trudno mi powiedzieć, czy twórcy w jakiś sposób podkręcili szansę na ich zdobycie w becie, by gracze mieli okazję się pobawić, czy też podobnie będzie wyglądać to w premierowej wersji. Nawet jeśli miałoby to zostać w takiej formie, to trudno mi to w jakikolwiek sposób krytykować. Więcej legendarnych przedmiotów z unikalnymi cechami w połączeniu ze zmianami w systemie talentów to po prostu więcej okazji do kreatywnego modyfikowania buildu postaci.
W betę zdecydowałem się zagrać na PlayStation 5. Gra wypada naprawdę dobrze na tej platformie. Rzeczywiście czuć, że nie jest to jedynie prosty port z PC, a świetnie przemyślana konsolowa wersja. Sterowanie jest niezwykle intuicyjne, a interfejs czytelny i łatwy w obsłudze, choć nieco tęsknię za kołowym menu z trzeciej części. Nie miałem żadnych problemów z kontrolowaniem postaci czy przeklikiwaniem się przez mapę, ekrany ekwipunku i umiejętności. Miłym zaskoczeniem okazała się dla mnie także wyjątkowa elastyczność trybu kooperacji. W dowolnym momencie możemy dołączyć do innego gracza lub zaprosić go do naszej drużyny, nawet jeśli dana osoba gra na innej platformie. Co więcej, na konsolach nie zapomniano o lokalnym co-opie, choć w ten weekend nie miałem okazji go przetestować. Postaram się nadrobić to podczas kolejnych testów.
Beta Diablo 4 rozwiała większość wątpliwości, jakie miałem w związku z tym tytułem. Aktualnie zastanawiają mnie tylko dwie kwestie: potencjalna powtarzalność oraz monetyzacja, choć ta ma sprowadzać się wyłącznie do przedmiotów kosmetycznych. Poza tym naprawdę ciężko mi się do czegokolwiek przyczepić. Już w tej przedpremierowej wersji dało się poczuć, że to produkcja niezwykle grywalna i przyciągająca do ekranu na długie godziny. Z uwagi na piątkowe problemy z serwerami zacząłem grać w nią dopiero w sobotę około południa, a i tak udało mi się nabić około 15 godzin. Po tym czasie nie odczuwałem znużenia, a niedosyt. To powinno być dla Was najlepszą rekomendacją.
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat