DAWID MUSZYŃSKI: Gdy wychodziła pierwsza część Bad Boys, miałeś 2 lata, a podczas kinowej premiery dwójki –  10 lat. Zastanawiam się więc, kiedy miałeś pierwszy raz styczność z tą popularną produkcją? JACOB SCIPIO: Film Bad Boys II widziałem w kinie i pamiętam, że zrobił na mnie wielkie wrażenie. To było kino akcji z górnej półki, pełne pościgów, wybuchów i humoru, czyli wszystkiego tego, co charakteryzuje produkcje w reżyserii Michaela Baya. Jedynkę natomiast mieliśmy w domu. Mój brat kupił kiedyś kasetę VHS i katował ten film niemiłosiernie, więc dosiadłem się kiedyś do niego na kanapie i wsiąkłem. Nie pamiętam, ile miałem lat. Tak więc ta seria była mi dobrze znana. To jakie emocje towarzyszyły ci, gdy dostałeś  zaproszenie na casting do mitycznej trzeciej części? Mówię "mitycznej", bo przymiarek do jej realizacji było co najmniej kilka w ostatnich latach. Nie wierzyłem, że dostałem w ogóle taką propozycję. Jestem mało znanym aktorem z Londynu, który na dodatek nie miał wielkich oszczędności. Pamiętam, jak za wszystkie swoje pieniądze kupiłem bilet do Los Angeles na przymiarki kostiumowe i casting. Wszystko zaczęło się przeciągać, w dniu odlotu dostałem telefon od mojego agenta, że chcą, bym wrócił na kolejny etap castingu. Ja jednak miałem kupiony bilet i zero kasy na przebukowanie go na inny termin. Jeśli nie zdążyłbym na samolot, utknąłbym w LA. Powiedziałem, że jasne, tylko muszę się wyrobić na lot powrotny. Pojechałem do studia i usiadłem w poczekalni. Na ścianach wisiały plakaty ze wszystkich największych produkcji Jerry’ego Bruckheimera. Tych, które na świecie zarobiły miliardy dolarów jak: Piraci z Karaibów: Na krańcu świata, Skarb narodów, Pearl Harbor, Bad Boys, Top Gun, Con Air - lot skazańców. To były wszystkie najlepsze filmy akcji, na których się wychowywałem. I siedzę sobie w tej poczekali z walizkami i moją dziewczyną, nerwowo spoglądając na zegarek. Samo spotkanie poszło świetnie. Trwało chyba z 45 minut i opowiedziałem na nim o całym moim przygotowaniu. A jakie miałeś przygotowanie? Przeszedłem szkolenie z walki wręcz. Umiem strzelać. Jestem wysportowany. Nie oszukujmy się, całe życie przygotowywałem się właśnie na taką okazję. I gdy ona nadeszła, nie zamierzałem jej wypuścić z rąk. Poza tym, serio, po co mieliby kogoś przygotowywać do tej roli, skoro przed nimi siedział aktor, który był gotowy. A byłeś? Okazało się, że nie do końca (śmiech). Ale do tego jeszcze dojdziemy. Więc siedzę w tym pokoju i opowiadam, jaki to jestem super, aż w końcu jeden z producentów mówi: „To brzmi świetnie, musimy go przedstawić Willowi”. Gdy jesteś na przesłuchaniu do filmu Bad Boys, wiesz, że jest tylko jeden Will, któremu mogą cię przedstawić. TEN Will. Ale zamiast skakać z radości, ja cały czas patrzę na ten cholerny zegarek i martwię się, że nie wyrobię się na lotnisko. No więc wprowadzają go do pokoju, by przysłuchiwał się, jak o sobie opowiadam. A ja zaczynam wchodzić już w sfery rodzinne. Mówię, że mój dziadek był zawodowym bokserem i trochę mnie trenował, więc co nieco wiem o boksowaniu… i w tym momencie zdałem sobie sprawę, że mówię to przecież do gościa, który grał Muhammada Ali i był pewnie przez niego przygotowywany. Dalej opowiadam, z jakiej to wysportowanej rodziny pochodzę i dlaczego jestem znakomity do tej roli, na co Will nagle się odzywa: „Super. Mój ojciec był elektrykiem”. I cały pokój wybuchnął śmiechem. Czułem, że trochę bawi się moim kosztem, ale mi to nie przeszkadzało. Nie wiem czemu, ale poczułem, że muszę coś odpowiedzieć i wypaliłem: „Dziękuję bardzo, jestem tu do końca tygodnia”. Will powiedział dokładnie to samo w tej samej chwili i pokój zamarł. Usłyszałem od niego: „No to chyba to mamy”. Reszta jest już historią, którą możesz oglądać na ekranie.
fot. materiały prasowe
Dobrze, to teraz przejdźmy do tego przygotowania fizycznego i walk na planie. Jak wyszło twoje pierwsze starcie z Willem? Kazał mi się nie oszczędzać. Oglądałeś film, więc widziałeś, że nasze walki są bardzo intensywne. W pewnym momencie rozwalam jego głową szybę. Nie ma tu miejsca na miękką grę (śmiech). To ile twoich ciosów spadło na jego korpus? Sporo. Ale będąc szczerym, nie pozostawał mi dłużny. Cała nasza choreografia była bardzo widowiskowa, ale nam przypominała balet, gdyż każdy z partnerów musiał wykonać dokładnie swoją rolę. Jest taka scena, gdy przypieram go do muru, a on kopie mnie prosto w krocze. To nie było udawane, za późno się odsunąłem i faktycznie dostałem mocny cios w nabiał. A miałeś jakąś scenę, która cię przerosła? Finał filmu. Ale nie dlatego, że było to zbyt skomplikowane, ale dlatego, że nakręcenie tej całej walki zajęło nam całe trzy dni zdjęciowe. Na ekranie to wszystko toczy się bardzo szybko, ale nakręcenie tego w odpowiedni sposób było wycieńczające. Reżyserzy wymagali od wszystkich, by byli maksymalnie skupieni. Każdy – od dźwiękowca, przez statystów, po aktorów – musiał perfekcyjnie wywiązać się z powierzonego zadania. Oglądając filmy akcji, nie miałem pojęcia, jak wielu ludzi za tym stoi. Ale były też łatwiejsze momenty na planie? Oczywiście. Było dużo śmiechu i zabawy. W dużej mierze odpowiadał za to Martin Lawrence. W ogóle panowie byli przecudowni dla całej ekipy. Wyobrażasz sobie, że Will wybudował dla wszystkich specjalną siłownię? I to nie jakiś baraczek z ławeczką i jedną sztangą. Było tam wszystko: bieżnie, rowerki, worki treningowe, sauna, ławeczki, maty do ju-jitsu, nawet mały basen wytwarzający sztuczne fale, byśmy mogli w nim trenować pływanie pod prąd. A za siłownią było boisko do kosza i to tam wszyscy zbierali się na okazjonalne mecze. Pojawił się nawet element hazardu, ale nie mogę więcej o tym mówić (śmiech). No to kiedy zobaczymy czwartą część? Pomidor (śmiech).
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj