Kolejny dzień w Gotham
Marcin Zwierzchowski o wrażeniach z drugiego dnia na planie serialu Gotham w Nowym Jorku. Nasz redaktor został tam zaproszony jako jedyny dziennikarz z Polski.
Marcin Zwierzchowski o wrażeniach z drugiego dnia na planie serialu Gotham w Nowym Jorku. Nasz redaktor został tam zaproszony jako jedyny dziennikarz z Polski.
Drugi dzień w Gotham zaczął się od deszczu. Szare ulice, ludzie schowani pod parasolkami przemykający do metra, a pośród tego wszystkiego nasz wielgachny, biały autobus, którym przewożono dziennikarzy z hotelu na plan. Czyli w tym przypadku - w okolice Wall Street, do biurowca, w którym kręcono sceny z 8. odcinka Gotham. Bo choć serial ma swoje miejsce w studiach Warnera, filmowcom czasami zdarza się wyjść na zewnątrz.
To był dzień Wielkich Wywiadów. Zaczęliśmy od... Batmana. David Mazouz okazał się niezwykle energicznym, pogodnym i inteligentnym chłopakiem. Tej pogodności zresztą się nie dziwimy - od zawsze był fanem Gacka, więc gdy dowiedział się, że dostał rolę, zaczął krzyczeć. A gdy po pierwszym dniu zdjęciowym obudził się rano i uświadomił sobie, że wczoraj był Bruce'em Waynem, przez 30 minut skakał po łóżku.
[image-browser playlist="581871,581872" suggest=""]
Biurko Jima Gordona i posterunek w Gotham
Potem przyszedł czas na Alfreda, czyli Seana Pertwee. Brytyjscy dziennikarze rzecz jasna wypytywali go o ojca, który w końcu był Doktorem Who. Ja zaś byłem zainteresowany nową wersją lokaja-opiekuna młodego Wayne'a. Nowy Alfred to ekskomandos, który zamiast wujkiem-dziadziusiem jest dla Bruce'a momentami twardym opiekunem, nie powstrzymuje szorstkiego języka i ponoć będzie także uczył chłopaka sztuczek z nożem. Fajno.
W końcu przyszedł czas na Donala Logue'a i Bena McKenziego, czyli detektywów Harveya Bullocka i Jima Gordona. Tego drugiego oczywiście zapytaliśmy o ranę na głowie. Kręcił scenę walki z trzema opryszkami; miał uderzyć głową jednego z nich w ścianę, ale przez nieuwagę sam zahaczył o krawędź betonowego słupa. Trochę krwi, nic poza tym. Z kolei Donal okazał się wulkanem energii (a przecież rozmawialiśmy z nim w przerwie między ujęciami, po kilku godzinach pracy), niezwykle zaangażowanym w temat i zainteresowanym samymi dziennikarzami (współczuł mi długiej podróży z Polski).
[image-browser playlist="581873,581874" suggest=""]
Wayne Manor i studio Warner Bros. na Brooklynie
A, no i wcześniej odwiedził nas producent John Stephens, który do ekipy dołączył już po nakręceniu pilota. Jednym słowem: geek. Cudowny gaduła, z ogromną wiedzą o komiksach i widoczną miłością do materiału źródłowego - dobrze, że produkcją kierują tacy ludzie. (Nie omieszkał zauważyć, że miałem na sobie koszulkę z uniwersum Marvela. Wybaczył mi jednak, bo poprzedniego dnia miałem coś z DC i tłumaczyłem się chęcią zachowania dziennikarskiego obiektywizmu.)
Na koniec czekało nas podglądanie samej produkcji, czyli przemykanie niczym myszki po planie i przyciskanie się do ścian, by nie wejść nikomu pod nogi. A było komu wchodzić: jejku, ile oni mają sprzętu! Właśnie kręcili scenę w toalecie, gdzie Jim Gordon trafia, idąc tropem krwi, a gdzie rzuca się na niego jakiś oprych. Niby nic wielkiego, trzech aktorów, jedno miejsce, a sprzętu więcej niż podczas transmisji z meczu piłkarskiego.
Czytaj również: Relacja z pierwszego dnia na planie "Gotham"
Toaleta toaletą, mnie jednak bardziej interesowało, czy twórcy wykorzystają jako scenerię wielgachny gabinet pełen nazistowskich hełmów i samurajskiego ekwipunku. Jak się jednak okazało - to nie ich sprzęt. Takie kolekcje mają finansiści z Wall Street w swoich klubach. Choć jeszcze dziwniejsza była gablotka pełna pucharów, książek o Wall Street, albumów o Nowym Jorku i 11 września 2001 roku, w której obok tego wszystkiego stało... kolekcjonerskie wydanie filmografii Whoopi Goldberg.
[image-browser playlist="581875" suggest=""]
W domu mamy Pingwina
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1987, kończy 37 lat
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1982, kończy 42 lat