Natalia Rybicka i Sonia Bohosiewicz – wywiad z gwiazdami filmu Excentrycy
Natalia Rybicka i Sonia Bohosiewicz grają główne role w filmie Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy. Opowiadają nam o pracy, inspiracjach i przygotowaniach do swoich ról.
Natalia Rybicka i Sonia Bohosiewicz grają główne role w filmie Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy. Opowiadają nam o pracy, inspiracjach i przygotowaniach do swoich ról.
Film Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy to muzyczna opowieść osadzona w latach 50. ubiegłego wieku. Ma ona na celu wprowadzić widzów w pozytywny nastrój. Natalia Rybicka i Sonia Bohosiewicz grają w nim główne role. Z aktorkami rozmawia Anna Mitrowska.
Natalia Rybicka gra postać Modesty, która także śpiewa w filmie.
ANNA MITROWSKA: Dlaczego zdecydowała się pani zagrać w tym filmie?
NATALIA RYBICKA: Po prostu nie odmawia się Januszowi Majewskiemu. Zresztą ja lubię wysoko stawiać sobie poprzeczkę, a zagrać taką rolę w tak krótkim czasie – to jest karkołomne. Jestem bardzo dumna, że widzowie mogą usłyszeć mój głos, bo do tej roli musiałam nauczyć się śpiewać, by wykonywać piosenki jazzowe. W dodatku to film kostiumowy, mój pierwszy taki film, w którym jestem tak nie do poznania przez kostium czy włosy, że łatwiej było wcielić się w kogoś innego.
Co się pani najbardziej podobało w tym filmie?
Najbardziej podobała mi się czerwona sukienka, w której schodzę ze schodów. (śmiech) Najbardziej zazdroszczę sobie tego spotkania z Maćkiem Stuhrem, Sonią Bohosiewicz; żałuję, że nie miałam przyjemności pracy z Anną Dymną. Cieszę się, że nie zostałam odstawiona na półkę i mam szansę grać w różnych gatunkach.
A sama grana przez panią postać?
Lubiłam być Modestą. No już nawet to, że musiałam zdjąć te trampki i założyć szpilki, a także użyć tego czaru, który każda z nas gdzieś ma. Często boimy się go użyć, a ta postać w gruncie rzeczy bazowała właśnie na takiej seksowności. Czasem w dość… Maciek powiedział, że powinnam zagrać tę postać kreskówkowo, wiesz, cycek do przodu i tyle. (śmiech)
Czy mimo tej komiksowości jest w Modeście coś realnego?
Myślę, że ona jest prawdziwa. Tworząc ją, nie chciałam stworzyć tworu z innej planety. Komiksowość - tak wtedy nazwałam bardziej jej plastyczność, sposób bycia. Ona ma emocje i umie je hamować, taka jest jej praca, ale jak już się zakocha, to nie może uciec.
I tu właśnie często słyszałam o wątpliwościach – czy Modesta naprawdę kochała Fabiana?
To już jest kwestia widza.
A jaka jest pani interpretacja?
Jak ja powiem, to się okaże, że źle zagrałam. (śmiech)
Modesta jest jednak femme fatale. Chciała pani z niej zrobić stereotypową femme fatale czy wręcz przeciwnie - uciec od tego stereotypu?
A co to jest stereotypowa femme fatale?
Dla mnie to jest kobieta bardzo piękna, atrakcyjna, a jednocześnie tragiczna. Wykorzystująca mężczyzn do własnych celów, ale z bolesną przeszłością. Modesta pasuje do tej definicji. Czy jest więc coś więcej w tej postaci?
Jest, oczywiście, i to w każdej femme fatale jest. Nic nie jest tylko białe lub czarne, a nawet jak ktoś krzywdzi… Wydaje mi się, że mam zbyt dużą empatię w sobie, ale ona w środku jest małą dziewczynką, która pragnie miłości, i myślę, że ta muzyka, w którą uciekają, daje jej jakiś odskok.
Czyli dla Modesty jazz jest ucieczką?
Myślę, że jest prawdą, szczęściem. Ona tam czuje życie, na tyle jest gdzieś… no bo nie wiem, czy naprawdę możemy wchodzić tak głęboko, ale przy jej zawodzie te emocje i muzyka poluźniają gorset, który ją trzyma kurczowo.
A czym dla pani jest jazz?
Jak to ojciec Rilpeya mówił - to nieustający jazgot. (śmiech) Nie miałam serca do jazzu, nie słuchałam go, jednak ten film obudził we mnie czucie muzyki. Jestem z rodziny sportowców, u nas trzeba było działać, a nie się relaksować, nigdy też nie jeździłam tramwajem, gdzie najczęściej jest czas na słuchanie piosenek. Ten film spowodował, że zaczęłam się wsłuchiwać i jazz jest wręcz niesamowitą muzyką, która dzieje się tu i teraz i lepiej słuchać jej na żywo.
A co było najtrudniejsze w tym filmie?
Prócz scen łóżkowych, które przerabia się podczas pierwszych dni zdjęciowych, więc już się przyzwyczaiłam do nich i sobie z nimi radzę, to najtrudniejszy był taki moment w filmie, gdy w szpilach i z papierosem schodzę z olbrzymich schodów. Może to nie wydaje się trudne, ale jest! (śmiech)
No tak, zwłaszcza w szpilkach.
Dokładnie! (śmiech) Paląc papieros.
Co było dla pani najważniejsze, gdy tworzyła pani postać Modesty?
Zawsze zależy mi na prawdzie i na obronie tej postaci.
Sonia Bohosiewicz wciela się w Wandę, siostrę bohatera granego przez Maćka Stuhra. Aktorka także śpiewa w filmie.
ANNA MITROWSKA: Chciałabym się spytać o pani wypowiedź podczas jednej z konferencji, gdy powiedziała pani o różnicy między śpiewaniem popowym a jazzowym. Czy mogłaby pani opowiedzieć o tym więcej?
SONIA BOHOSIEWICZ: Trudno mi się raczej wypowiedzieć, bo ja jednak śpiewam bardziej aktorsko, na różnych festiwalach typu Osiecka albo Demarczyk.
A jaka jest różnica między takim śpiewaniem a śpiewaniem jazzowym?
Różnica jest drastyczna i diametralna! W muzyce jazzowej, tak pokrótce, nie ma miejsca na żadne ozdobniki, podjeżdżania do dźwięku. Dźwięk wokalu jest następnym dźwiękiem trąbki i trzeba trafiać ostro w punkt, dokładnie w tę nutę, która ma być. Oczywiście wszystkie jazzowe przesunięcia – to trzeba mieć w feelingu.
Czy wcześniej miała pani kontakt z jazzem?
Poza słuchaniem? Nic! Słuchałam sobie tak jak każdy.
A czy po tym filmie zmieniła pani swój stosunek do jazzu?
Ach, przestań, ja się przez te 4 miesiące bardzo dużo nauczyłam. Można powiedzieć rok studiów jazzu, bez egzaminów wstępnych, w dokładnie 4 miesiące. Starałam się jednak być studentką pojętną, wiec mam nadzieję, że Agnieszka Hekiert jest ze mnie zadowolona.
Co urzekło panią w postaci Wandy?
Wanda jest, można powiedzieć, postacią rozwojową, jakkolwiek by to brzydko nie brzmiało, ale to znaczy, że ma wpisany w swoją historię już początek, ma problem, jest rozwinięcie i jest puenta. To bardzo rzadkie i to bardzo przyjemne grać postać, która ma pełną opowieść, w dodatku jest to zachowane w anturażu tego jazzu, tego PRL-u, czyli tych innych kostiumów, fryzur. To jest to, o czym marzy aktor – przenieść się do innego świata, żeby nie grać w garsonkach z Zary, tylko aby mieć na sobie prawdziwy kostium, prawdziwą fryzurę . Zbudować postać, która jest zupełnie inna od tego, jaka ja jestem, bo mnie i Wandę różni wszystko prócz tego, że obie kochamy jazz.
Co było najtrudniejsze podczas pracy nad Excentrykami?
Najtrudniejsze? A nie wiem, teraz, jak już jesteśmy po wszystkim, gdy wszystko jest skończone, już mamy plakat, już mamy film na ekranie, a niedługo będzie dla wszystkich od 15 stycznia, no to wydaje mi się, że nic nie było trudne. No ale już mamy wszystko za sobą. Próbuję sobie przypomnieć jakąś wyjątkową sytuację. Jedyną trudnością było przygotowanie się do tego filmu; potem, jak już weszliśmy na plan i wszystko ustalono, nagrane były wszystkie utwory, to już była tylko przyjemność oddawania się tej historii, pracy z kamerą, reżyserami. To jest to, co aktorzy lubią najbardziej. Początkowy etap tego przygotowania, chudnięcia, przygotowania się wokalnie - to oczywiście przynosi radość; uczenie się i chodzenie na lekcje śpiewu też było przyjemne, choć bardzo, bardzo męczące.
Jakie będzie pani najlepsze wspomnienie z pracy nad tym filmem?
Najlepiej będę wspominała atmosferę, która była na planie, ona była wyjątkowa. Na początku, kiedy przyszłam na plan, oczywiście reżyser powitał nas kilkunastoma butelkami szampana; powiedział, że otwiera pierwszy dzień zdjęciowy i że ma nadzieję, iż z takimi samymi uśmiechami spotkamy się ostatniego dnia, będziemy również pili szampana w tym samym składzie i nikt nie będzie z nikim pokłócony, a także, że rzucimy się sobie w ramiona.
Miło.
Tak, to już mnie urzekło. Pan reżyser powiedział, że nie chce żadnych kłótni, niejasności na planie, a jeśli cokolwiek takiego się pojawi, to proszę natychmiast do niego pójść i on szybko wszystko rozwiąże, bo nie znosi takiej atmosfery. Następnie poprosił wszystkich aktorów i pracowników na planie, by ci, którzy nie są z nim jeszcze na ty, sukcesywnie, powolutku do niego przychodzili i przechodzili na ty.
A potem?
Zorientowałam się, że przecież Janusz wziął do filmu plejadę aktorów, z którymi już wielokrotnie pracował, czasami już dziesięciolecia. To są długie historie. Oczywiście oprócz ogromnej radości z tworzenia nowej, nowego filmu, jeszcze dodatkowo spotkaliśmy się na planie, a film ten jest pewnego rodzaju alibi, żeby znowu spotkać się w tym cudownym towarzystwie jego przyjaciół. Atmosfera była przez to naprawdę przyjacielska.
Czy było coś, co panią zadziwiło, gdy pierwszy raz pracowała pani z tym reżyserem? Zwłaszcza że ma pani już bogate doświadczenie z innymi filmowcami.
Ja w zasadzie pierwszy raz spotkałam się z Januszem Majewskim w czasie teatru telewizji. To był początek mojej drogi przed kamerą i nie wiem, czy mnie coś zaskoczyło - myślałam, że tak jest wszędzie. Po prostu reżyser jest w pełni przygotowany, wie, co jak skręcić, zna wszystko od podszewki, zna pracę kamery, montażu, wszystkiego. Nie ma u niego niejasności, czy to jest skok przez oś, czy to nie jest skok przez oś i rożne takie rzeczy, które czasami zdarzają się u młodszych reżyserów, więc mi się wydawało, że to tak jest - ale nie, nie wszyscy wszystko wiedzą, co nie oznacza, że to ujmuje im talentu, tylko po prostu Janusz już na planie zjadł zęby.
Chciałabym wrócić do postaci Wandy. Co było najważniejsze przy tworzeniu tej postaci?
Najbardziej to wsobność Wandy, która niewiele ma ze mną wspólnego tak naprawdę – jeszcze z moim temperamentem, moją osobą. Wanda jest w filmie chora, Wanda jest zamknięta w sobie, Wanda jest nieszczęśliwa, introwertyczna, a ja jestem wręcz odwrotnie - zdrowa i radosna, musiałam więc stworzyć taką postać nieszczęśliwej, bezdzietnej kobiety, która dodatkowo jest chora.
Tak więc granie Wandy było dla pani łatwiejsze czy trudniejsze?
Lubię grać postacie zupełnie ode mnie różne. W ogóle jestem za tym, by aktorstwo było kreacyjne, by dawać aktorom do zagrania role, których nie spodziewalibyśmy się, że mogą zagrać. W zasadzie męczy mnie, jeśli widzę aktora dokładnie w tej samej roli, tylko w innym tytule, więc cieszę się, że mogę iść temu na przekór, między innymi dzięki Excentrykom.
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat