Nick Offerman i Murray Bartlett o 3. odcinku The Last of Us: Nie dogodzimy wszystkim [WYWIAD]
Wczoraj premierę miał 3. odcinek serialu The Last of Us, który zachwycił, ale też zdenerwował część fanów. Postanowiliśmy więc porozmawiać o nim z aktorami, którzy zagrali Billa i Franka, czyli Murrayem Bartlettem i Nickiem Offermanem.
Wczoraj premierę miał 3. odcinek serialu The Last of Us, który zachwycił, ale też zdenerwował część fanów. Postanowiliśmy więc porozmawiać o nim z aktorami, którzy zagrali Billa i Franka, czyli Murrayem Bartlettem i Nickiem Offermanem.
DAWID MUSZYŃSKI: Zacznijmy od podstawowego pytania – czy graliście w ogóle w grę?
MURRAY BARTLETT: Ja nie grałem, choć po pewnym czasie miałem poczucie, że powinienem to zrobić. Niestety, nie znalazłem na to czasu. W pewnym momencie pojawiła się u mnie taka chęć dołączenia do tej niewielkiej grupy aktorów na planie, która mogła się poszczycić znajomością The Last of Us. Trochę im tego zazdrościłem. Ale to było takie uczucie jak w liceum, gdy chciało się należeć do grupy fajnych dzieciaków. Na szczęście to, że nie grałem, nie wpłynęło na zrozumienie wątku. Cały czas byli z nami Neil Druckmann i Craig Mazin, którzy służyli pomocą. To Craig napisał ten wyborny scenariusz. Poza tym Neil wyjaśnił mi, że nasz wątek w grze wygląda odrobinę inaczej. Tutaj jest znacznie rozwinięty, ponieważ jest na to czas. W grze go nie było.
NICK OFFERMAN: Zacząłem grać w grę i kompletnie mnie nie wciągnęła. Najzabawniejsze jest to, że wszyscy moi znajomi byli nią zachwyceni. Cały świat w pewnym momencie krzyczał, że to jest wyśmienity tytuł. Do mnie to jakoś nie trafiło. Ale też muszę od razu powiedzieć, że od lat nie zaliczam się do grona graczy. Mam osobowość, która bardzo łatwo się uzależnia od różnych rzeczy. Odstawiłem więc gry jakieś 20 lat temu, bo wiedziałem, że jak tego nie zrobię, to stracę bardzo dużą część mojego życia przez granie w różne tytuły. Wolałem spędzić ten czas na dworze – czując na twarzy słońce i słuchając śpiewu ptaków.
Najzabawniejsze jest to, że razem z Murrym dostaliśmy ogromną szansę zagrania w tym serialu, ale w wątku, który de facto nie wymagał żadnej znajomości gry.
A mieliście jakieś obawy, jak część hardkorowych fanów zareaguje na ten odcinek i pewne zmiany, które wprowadził Neil?
NICK OFFERMAN: Wiedzieliśmy na pewno, że jest to rzesza ludzi, która bardzo emocjonalnie podchodzi do tego tytułu – ma swoje oczekiwania i nie zawaha się o nich głośno mówić. Nasz zawód nas na to już dawno przygotował. Każdy z nas brał udział w projektach, które były adaptacją lub były oparte na prawdziwych wydarzeniach. To nauczyło nas, że zawsze znajdzie się wkurzony widz, który inaczej to sobie wyobrażał. Ktoś mądry powiedział: "Jeśli to, co robisz, nie wkurza przynajmniej 30% widzów, to znaczy, że nie jest to sztuka”. I ja się pod tym podpisuję. Do tego dochodzi jeszcze fakt, że to nie my tu coś zmieniliśmy. Zrobił to sam twórca gry, który chciał ten wątek rozwinąć i pogłębić, bo uważał, że ma nareszcie na to czas i sposobność. I zrobił to z ogromną miłością i starannością. Nikt nie wystąpił przeciwko oryginalnej wersji. Kurczę, spójrzmy na finał Gry o tron, który zebrał takie cięgi wśród fanów. Twórcy dali z siebie wszystko, by dostarczyć nam najlepszy z możliwych finałów tej historii. Jedni byli z tego zadowoleni, inni nie, ale nie da się usatysfakcjonować wszystkich. Trzeba zrozumieć, że nikt nie robi tego nikomu na złość. I mam nadzieję, że ci wkurzeni gracze, którym nie podoba się to, co zrobiliśmy, kiedyś to zrozumieją.
MURRAY BARTLETT: Wydaje mi się, że nie ma lepszej osoby do opowiedzenia tej historii niż sam twórca. A on doszedł do wniosku, że nie jest w stanie tego sam zrobić i poprosił o pomoc człowieka, który zaserwował nam najlepszy serial we współczesnej telewizji – Czarnobyl. Jeśli ci dwaj wspaniali ludzie to za mało, by stworzyć świetną historię, to nie wiem, czy da się coś jeszcze w tej sprawie zrobić, by wszyscy byli zadowoleni (śmiech).
Ten trzeci odcinek to trochę taki bieg na skróty przez życie Nicka i Billa. Widz dostaje jedynie highlighty z niego. Zastanawiam się, czy jest tu jeszcze miejsce na lepsze rozwiniecie tego wątku w jakimś spin-offie, czy może uważacie, że tyle w zupełności wystarcza i nie ma co głębiej wnikać?
NICK OFFERMAN: Oczywiście, że jest tu miejsce na więcej. Chętnie weźmiemy to, co nam zaoferują: epilog, prequel, spin-off. Nie ma znaczenia, jak to się nazywa (śmiech).
MURRAY BARTLETT: Ja tam czekam na moją figurkę. Żadna moja wcześniejsza postać nie zasłużyła na takie uhonorowanie, a tu czuję potencjał.
NICK OFFERMAN: Możemy też iść dalej i zanurzyć się w jakimś multiwersum, pokazując w każdym odcinku inną wersję naszej miłości. Różne scenariusze. Co by się stało, gdybyśmy założyli rodzinę? A tak na poważnie – oczywiście, że byłoby fajnie trochę bardziej się wgryźć w ten związek i pokazać jego wzloty i upadki w ciągu tych 20 lat. Wydaje mi się, że spokojnie moglibyśmy zapełnić tym jeden 5-, a nawet 10-odcinkowy sezon.
MURRAY BARTLETT: Moim zdaniem Craig zrobił naprawdę coś wspaniałego, ponieważ w jednym odcinku tak skondensował te 20 lat, że widz dostaje emocjonalnym pociskiem prosto w serce. Oczywiście, że chciałbym zobaczyć więcej, ale z drugiej strony – to, co mam w tym odcinku, również w zupełności wystarcza.
Moim zdaniem ten odcinek jest jedną z najlepszych historii miłosnych pokazanych w telewizji. Jakbyście mogli powiedzieć, jak udało wam się wypracować tę więź pomiędzy bohaterami, by była ona tak wiarygodna na ekranie i wywoływała tak silne emocje?
NICK OFFERMAN: Kurczę, chciałbym wziąć za to pełną odpowiedzialność i powiedzieć, że to dzięki naszym ogromnym talentom aktorskim. Prawda jest jednak taka, że mieliśmy po prostu ogromne szczęście. W nasze ręce trafił świetny scenariusz napisany przez Craiga. Do tego dostaliśmy genialnego reżysera. Peter Hoar stworzył atmosferę, w której mogliśmy poczuć się bezpiecznie i otworzyć na planie. Co nie było łatwe, bo jesteśmy raczej wygłupiającymi się palantami. On nas jakoś ujarzmił i pokazał, jak ważna jest to historia. I nagle wszystko zagrało. Wszystkie armaty wystrzeliły w tym samym czasie, tworząc piękną kanonadę. Do tego jeszcze dochodzi to ziarno zasiane w grze – nawet gdy świat się wali i wszystko wydaje się beznadziejne, to mamy w sobie tyle mądrości, by sadzić truskawki i cieszyć się nimi (śmiech). I mówię o tym zarówno dosłownie, jak i w przenośni. Nie ma możliwości, by takie chwile nie skruszyły serca i nie wycisnęła kilku łez – chyba że jest się bezdusznym draniem jak Pedro Pascal, którego nic nie rusza (śmiech).
MURRAY BARTLETT: Nie przez przypadek jedną z powtarzających się fraz w grze jest: „Gdy zgubisz się w ciemności, szukaj światła”. O tym jest właśnie nasz wątek. Gdy tylko przeczytaliśmy scenariusz, wiedzieliśmy, że ten odcinek trafia właśnie w samo sedno tych słów.
NICK OFFERMAN: Moim zdaniem, choć jeszcze nie widziałem reszty odcinków, może się okazać, że Bill i Nick są najszczęśliwszymi ludźmi w tym postapokaliptycznym świecie. I to nie dlatego, że mają najwięcej broni, a właśnie z powodu takich małych rzeczy jak choćby truskawki.
Zastanawiam się, jak wyglądało dobieranie was w pary. Czy na castingu wystąpiliście razem, czy może każdy z was został obsadzony w tym serialu osobno i spotkaliście się dopiero na planie?
MURRAY BARTLETT: Spotkaliśmy się dopiero na planie. W procesie castingu udział brał Craig, który bardzo dobrze wiedział, jakich aktorów szukał. Nie było żadnego wspólnego czytania scenariusza, by sprawdzić, czy jest między nami poszukiwana przez twórców chemia. Po prostu zawierzyli, że jesteśmy w stanie ją wykreować i chyba się udało, patrząc na reakcje widzów.
NICK OFFERMAN: Musisz pamiętać, że proces powstawania tego serialu rozpoczął się jeszcze w pandemii i większość naszych spotkań odbywała się przez Zooma. Zostałem więc poproszony o nagranie kwestii z przyklejonym na ścianie zdjęciem Murraya. Miałem mu patrzyć głęboko w oczy i wygłosić do niego kilka kwestii. Było to bardzo surrealistyczne uczucie.
Na planie też nie było łatwo. Mieliśmy wiele scen, w których Craig krzyczał "akcja", ale nic się nie działo, bo wszyscy byliśmy cicho wpatrzeni w piękne rysy twarzy Murraya. No zobacz na to ułożenie szczęki, przecież to wygląda jak dzieło sztuki!
MURRAY BARTLETT: Pamiętam to zupełnie inaczej (śmiech). Nick jest wspaniałym aktorem, który idealnie pasuje do tej roli. Każdemu życzyłbym takiego partnera. Aż zazdroszczę twojej żonie, że ma takiego wspaniałego człowieka u swojego boku każdego dnia. Nie bałeś się zaryzykować na planie i pójść w stronę dla ciebie nieznaną, byśmy osiągnęli sukces. Jestem ci za to ogromnie wdzięczny.
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat