"The Sopranos" (1999-2007)

Nie sposób znieść ten serial z piedestału. To jest prawdziwa perła w koronie HBO, pierwsze opus magnum (z wielu) tej stacji i początek nowej „złotej ery” telewizji. To wnikliwe studium psychologiczne kogoś, na kogo wcześniej nie zwracało się uwagi – antybohatera. Tony Soprano, głowa włoskiej rodziny, zostaje tu sportretowany jako człowiek bezwzględny, który interesy potrafi prowadzić twardą ręką i nie licząc się z innymi. Niestety na jego drodze staje… własna, najbliższa rodzina. Tony musi ratować małżeństwo, wychować dzieci, nie dać się zbałamucić stryjowi i uwolnić się wreszcie z ramion matki, która od małego zatruwa mu życie. Dodajmy do tego problemy natury psychicznej, strach o życie, oczywistość przemijania i nasz bohater staje się najbardziej znerwicowanym bohaterem telewizji. Nie sposób jednak Tony’ego nie kochać, podobnie jak serialu. To jeden z pierwszych tak dojrzałych i perfekcyjnie stworzonych seriali. Poruszane są tu tematy zdrady, homoseksualizmu, rasizmu, narkotyków i dewiacji seksualnych. To kopalnia odniesień do popkultury (w tym romantycznego mitu gangstera) i analiza Ameryki po 9/11. To pierwsza wielowątkowa epopeja, prowadzona niespiesznie, z urywanymi historiami i przeskokami w czasie. To masa genialnych postaci drugoplanowych, w które wcielali się m.in. Steve Buscemi i Joe Pontaliano. To pierwszy serial z antagonistą postawionym w centrum – wzór dla Waltera White’a z Breaking Bad, Ala Swearengena z Deadwood czy Vica Mackeya ze The Shield. Bez „Rodziny Soprano” nie ma „Zakazanego imperium”, którego twórca, Terence Winter, pisał starszy serial HBO. Bez „Rodziny Soprano” nie ma także serialu „Mad Men”, bo Matthew Weiner zaczynał pracę właśnie przy dziele Davida Chase’a. A „Rodzina Soprano” nie istnieje bez „Iliady”, gdyż do niczego innego porównać się tego serialu nie da – to taki mit założycielski współczesnej telewizji. Pierwszy telewizyjny epos. [video-browser playlist="721716" suggest=""]

"The Wire" (2002-2008)

Była pierwsza epopeja, czas na drugą. Jeśli coś miałoby zdeklasować serial Davida Chase’a, to jest to właśnie „kabel” - przez wielu, także przeze mnie, uznawany za największe i najmądrzejsze dzieło w historii telewizji. Nie jest może tak istotne dla przemysłu telewizyjnego, gdyż nie stoją za tym serialem żadne znaczące przemiany technologiczne lub narracyjne, jednak nie da się ukryć, że „Prawo ulicy” stało się kolejnym kamieniem milowym w poruszanych tematach na małym ekranie. Bazujący na doświadczeniach dziennikarza śledczego Davida Simona i byłego policjanta (a ówczesnego nauczyciela) Eda Burnsa serial stał się panoramą Baltimore – jednego z najbrutalniejszych miejsc w Stanach Zjednoczonych. Tu świat jest prawdziwszy niż w wiadomościach, a postacie - bardziej rzeczywiste niż w policyjnych kronikach. To świat, który stworzyła dwójka ludzi po dwudziestu latach taplania się w błocie baltimorskich korytarzy i urzędów. To serial, któremu krytyka poświeciła ogromną ilość miejsca, nobilitując sztukę telewizyjną do poziomu tej filmowej. To dzieło, które zobaczyć musi każdy, kto uważa się za fana seriali. „Kabel” to świętość! [video-browser playlist="721718" suggest=""]  

"Lost" (2004-2010)

Jeden z przełomowych momentów w historii telewizji. Pilot serialu Damona Lindelofa i Carltona Cuse’a był swego czasu najdroższą produkcją w historii i dzieło to pomogło podnieść się stacji ABC z kryzysu. To, przy czym twórcy „Miasteczka Twin Peaks” popełnili błąd, tutaj sprawdziło się znakomicie – J.J. Abrams nazwał zabieg charakterystyczny dla tego serialu „pudełkiem tajemnic”, stawiając przed widzami zagadkę, która jest powodem, dla którego historia jest prowadzona, ale sama w sobie nic nie znaczy. Przynajmniej tak było z początku, póki serial nie zaczął tworzyć wokół siebie ogromnej i skomplikowanej mitologii. „Zagubieni” byli innowacyjni w wielu aspektach. Od czasu emisji tego serialu zaczęto mówić o złożoności narracyjnej oraz o narracyjnych efektach specjalnych w telewizji, polegających na subiektywnych retrospekcjach, które co tydzień dotyczyły innego bohatera. Nie mówiąc już o futurospekcjach czy o tzw. flash-sideways, które nie zostały powtórzone nigdy później w telewizji. To serial, który operował cliffhangerami lepiej niż jakikolwiek inne dzieło. Jego specyficzny, zagadkowy klimat, niesamowici bohaterowie i chemia, która była między nimi, potrafiły skupić wzrok widza przez godzinę bez mrugania. To genialna muzyka Michaela Giacchino, której wydania stały się popularne na całym świecie. „Zagubieni” to także łabędzi śpiew tradycyjnej telewizji. Podczas emisji tego serialu przemysł spotkały ogromne zmiany – m.in. strajk scenarzystów, który wywrócił ówczesną telewizję do góry nogami, ale także przemiany technologiczne, jak udostępnianie produkcji telewizyjnych przez serwis iTunes – serial Lindelofa był jednym z pierwszych produkcji telewizyjnych do obejrzenia przez ten portal. [video-browser playlist="721720" suggest=""]

"House of Cards" (2013-)

Rewolucyjnej formy tu nie ma (w końcu to remake serialu sprzed 20 lat), ale sposób dystrybucji i historia powstawania to coś bezprecedensowego. Oto serwis będący internetową wypożyczalnią płyt DVD najpierw oferuje streaming produkcji telewizyjnych, później zaś produkuje własny serial. I tak, pierwsze w tej dziedzinie było Hulu; tak, pierwszym serialem opublikowanym w ciągu jednego dnia było Lilyhammer - a jednak to o „House of Cards” mówią wszyscy. Podobno serial Beau Willimona jest wynikiem chłodnych kalkulacji, zbiorem danych od nieświadomych niczego użytkowników Netfliksa. To nie jest do końca prawda – projekt wpierw został odrzucony przez różne stacje telewizyjne, by ostatecznie przejął go serwis internetowy. Co prawda statystyki ułatwiły konstruowanie serialu oraz trafienie w gusta użytkowników, jednak pomysł powstał już wcześniej. Trudno nawet powiedzieć, by dzieło to zmieniało telewizję – zmiana dokonuje się na poziomie widz-telewizja. Już od czasu pojawienia się nagrywarki wideo (DVR) ramówka zaczęła tracić na znaczeniu. Zaczęto nagrywać programy i oglądać je w późniejszym czasie lub czekać na cały sezon, by później, w ciągu kilku dni (lub nawet jednego wieczora) obejrzeć całość. Binge watching stało się tak popularne, a oglądanie telewizji „na żywo” nie było już tak często praktykowane, więc postanowiono oddać widzom władzę nad tym, kiedy i gdzie mogą oglądać telewizję. Przełomowym (bo najpopularniejszym) serialem został „House of Cards”, który wyznaczył nowe trendy w telewizyjnych przemianach. W ślad za Netfliskem poszły inne „telewizje”, a nawet tradycyjne FOX, wypuszczając serial „Aquarius” w ciągu jednego dnia. Amazon poszedł o krok dalej, przenosząc na widzów obowiązki włodarzy stacji. Serwis tworzy pilot serialu, udostępnia go i pozwala widzom na głosowanie, czy produkować cały sezon. Kultura prosumpcji w pełnej krasie! [video-browser playlist="721721" suggest=""]

"True Detective" (2014-)

Jeśli mielibyśmy tu mówić o rewolucji, z pewnością przejawia się ona w jakości. Niby brytyjskie seriale już dawno temu wyrobiły sobie odpowiedni autorski styl, który przewija się przez wszystkie sezony, jednak dopiero wejście tego zwyczaju do mainstreamowej, taśmowej produkcji, którą charakteryzuje się amerykańska telewizja, stało się wyznacznikiem zmian. „Detektyw” stał się serialem na wskroś autorskim, w rękach jednego scenarzysty i jednego reżysera, co jest praktycznie niespotykane. Równie nowatorska stała się forma antologii, która, choć wcześniej stosowana np. przy okazji „American Horror Story”, dopiero teraz (w rękach jednego twórcy) stała się tak jednorodna. „Detektyw” to serial dopieszczony pod każdym względem. Pierwszy sezon wprowadził niezwykły powiew świeżości w sposobie prowadzenia narracji oraz stylu realizacji. Można się zachwycać bijatyką z drugiego odcinka Daredevil, ale przecież już coś takiego mieliśmy w długiej, jednoujęciowej scenie ucieczki Rusta. Można zachwycać się aktorstwem w innych znanych produkcjach, ale to „Detektyw” miał w obsadzie dwójkę najbardziej charyzmatycznych aktorów Hollywoodu. HBO podniosło tak wysoko poprzeczkę, że prawdopodobnie samo jej nie przeskoczy w drugim sezonie. Nikt chyba nie przeskoczy… przynajmniej nie w najbliższym czasie. [video-browser playlist="721722" suggest=""]Jane Feuer, jedna ze specjalistek od teorii telewizji, napisała, że badanie gatunków to badanie kultury. Nie da się ukryć, że spoglądanie na najważniejsze produkcje na przestrzeni lat uświadamia nam, jak reagowaliśmy na dane produkcje oraz jak medium odpowiadało na wymagania widzów. To, co charakterystyczne, to fakt, że my dorastamy wraz z telewizją, uczmy się nawzajem, doprowadzając do zmian – w samej telewizji, jak i w praktykach widzów. Ciekawe, który serial będzie następny…
Strony:
  • 1
  • 2 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj