The Walking Dead ma emocje i jakość. Odejście Ricka Grimesa uratowało serial
The Walking Dead był w złym miejscu po 8. sezonie, który zanotował olbrzymie spadki oglądalności i kiepskie oceny. Gdy zapowiedziano, że w 9. sezonie Andrew Lincoln odejdzie z serialu, wielu zwiastowało jego koniec. A okazało się, że to najlepsza decyzja producentów od lat.
The Walking Dead był w złym miejscu po 8. sezonie, który zanotował olbrzymie spadki oglądalności i kiepskie oceny. Gdy zapowiedziano, że w 9. sezonie Andrew Lincoln odejdzie z serialu, wielu zwiastowało jego koniec. A okazało się, że to najlepsza decyzja producentów od lat.
The Walking Dead to serial wywołujący ciekawe reakcje. Przez wiele lat można było dostrzec stałe motywy w komentarzach, czyli na wszelkie sposoby krytykowanie serialu za to i owo. Naprawdę nie ma chyba innej produkcji, która jest tak popularna i wywołuje takie opinie, ale... osiąga jednocześnie wzrost zainteresowania. Ba, sam byłem w grupie, która lubiła narzekać na różne rzeczy przez te lata (np. 2. sezon na farmie nadal jest dla mnie najgorszy!), ale jestem z serialem do teraz.
Można by pomyśleć, że 8. sezon wyczerpał cierpliwość wielu widzów. Patrząc na komentarze na różnych portalach branżowych, można dostrzec, że najwięcej widzów żegnało się z serialem w trakcie tego sezonu. To właśnie wtedy po raz pierwszy serial notował coraz większe spadki oglądalności, gdy przez wiele lat z sezonu na sezon jedynie ona rosła. To przekładało się na wyniki i rosnącą niechęć widzów. Sam chyba nawet byłem w tym gronie, nie sądząc, że da się tutaj cokolwiek uratować.
Wiadomość o tym, że Rick Grimes odejdzie z serialu w 9. sezonie wstrząsnęła fanami. Najczęściej wszyscy zwiastowali koniec serialu. Bo jak to tak bez Ricka? Mniejsza o to, że w komiksowej historii on nadal jest ważną postacią, ale w serialu jego rola była kluczowa. Producenci próbowali budować otoczkę, że The Walking Dead oparty jest na grupie postaci, ale chyba mało kto w to wierzył. Zawsze był Rick, a potem reszta. On był centralną jednostką w każdej historii, liderem ciągnącym fabułę i cały serial oraz twarzą, która kojarzy się z The Walking Dead. Takie budowanie historii powodowało, że choć Carol, Michonne czy Daryl byli ważni, każdy siłą rzeczy był w jego tle. Czasem przez to, że Andrew Lincoln zostawiał serducho na planie, pozostali byli wręcz przytłaczani przez jego osobę i charyzmę, która przyciągała. Zawsze traktowałem go jako głównego bohatera, więc moja bujna wyobraźnia nie potrafiła wytworzyć scenariusza, w którym The Walking Dead ma sens bez niego... I tu właśnie tkwi klucz tego tekstu.
The Walking Dead bez Ricka Grimesa okazuje się lepszy niż większość poprzednich sezonów. Serio. Ta decyzja w obliczu ciągle spadającej oglądalności (a ta na początku 9. sezonu nadal opadała...) okazała się zbawieniem tego serialu. Ratunkiem, który był w stanie sprawić, że coś, co zaczęło być żywym trupem ekranu nagle nabrało serca i życia. Wiem, że producenci zapowiadali, jak to sezon 9. będzie nowym początkiem i nowym otwarciem, ale szczerze mówiąc - w przypadku tego serialu traktuję takie zapowiedzi ze wzruszeniem ramion. Totalna obojętność. Ileż to razy twórcy zapowiadali coś spektakularnego, a z wielkiej chmury poleciała może kropelka? To własnie w tym miejscu chyba po raz pierwszy od bardzo dawna udało im się nie tylko spełnić obietnicę, ale nawet je przewyższyć.
Wszystko za sprawą dwóch czynników: pożegnania Ricka Grimesa oraz przeskoku w czasie o 6 lat. To pozwoliło twórcom stworzyć taki minireboot własnej fabuły, gdzie dostajemy nową rzeczywistość bez Ricka, ale po takim czasie, że ona znacząco się zmieniła. To po pierwsze - pozwoliło w końcu na oddech i brak przytłaczania wszystkiego osobą Ricka. Teraz każdy ma szansę zaistnieć i pokazać się na pierwszym planie. Naturalnie prym wiodą Michonne, Daryl i Carol, bo to pierwszoplanowi gracze, którzy choć zawsze byli istotni, tym razem czuć, że są ważniejsi, mają więcej wyrazu i miejsca dla siebie. To oni rozdają karty na różnych płaszczyznach fabularnych. A przecież obok tego mamy nową grupę postaci, która została wprowadzona sprawnie i ciekawie, oraz tajemniczych złoczyńców w postaci Szeptaczy, którzy budują znakomity klimat i są zupełnie inaczej intrygujący niż Negan czy wcześniej Gubernator. Po drugie - zmieniła się forma opowiadania historii. Nagle nie dostajemy odcinków, w których postacie idą przez las i rozmawiają o niczym, by potem zostać zaatakowani w absurdalny sposób przez zombiaki. Czuć, że pod względem scenariuszowym całość nabrała ogłady, sensu i wiarygodności. Nie ma tutaj zapychaczy, pustych scen o pogodzie. Wszystko ma swoje miejsce, czas i znaczenie. Każdy wątek przez połowę 9. sezonu oraz pierwszy odcinek 9B ma, mówiąc prosto, ręce i nogi. Coś tak oczywistego, czego wiele odcinków w przeszłości nie miała, gdy działy się rzeczy wołające o pomstę do nieba.
Być może dlatego to wszystko zaczyna być pod wieloma względami zupełnie innym serialem. The Walking Dead po raz pierwszy od wielu sezonów wywołuje emocje, ciekawi, angażuje i buduje coś, czego nie spodziewałem się po tym serialu od bardzo dawna: chęć natychmiastowego sięgnięcia po kolejny odcinek. W końcu historia ma swój sens, cel i twórcy wiedzą, jak opowiadać, by była interesująca, by był klimat i napięcie. Taka przemiana The Walking Dead mogła nastąpić tylko dlatego, że twórcy musieli pożegnać Ricka Grimesa. To wręcz zmusiło ich do poszukania wspomnianego nowego otwarcia. Tak to nadal każda historia byłaby tworzona z myślą: zaczynamy od Ricka i idziemy dalej. A teraz każdy ma swój czas i więcej przestrzeni na zbudowanie opowieści fascynującej i dającej rozrywkę na wysokim poziomie. A prawda jest taka, że to wszystko jest idealnym dowodem na kluczową rolę showrunnera. Osoby z wizją, która panuje w pokoju scenarzystów i spina wszystko w spójną całość. Angela Kang okazuje się kobietą, której rozwaga, pomysły i dopracowanie każdego odcinka są zbawieniem The Walking Dead w momencie, gdy ten serial tego najbardziej potrzebował.
Nigdy nie sądziłem, że będę znów pisać w pozytywnym tonie o The Walking Dead. Ostatnie sezony miały zbyt wiele problemów i niedopracowań, aby czerpać z nich rozrywkę szczerze satysfakcjonującą. 9. sezon to zmiana, jakiej ten serial potrzebował, bo można w końcu dostrzec w nim życie i świeżość, jakiej nigdy byśmy po nim nie oczekiwali. Rick Grimes może odszedł, ale Judith Grimes nadal pozostaje na posterunku... co prawda, poznaliśmy ją w zaledwie kilku odcinkach, a momentalnie stała się moją ulubioną postacią. A to też pokazuje, że w The Walking Dead drzemie potencjał na więcej zaskakującej rozrywki.
Źródło: zdjęcie główne: Jackson Lee Davis/AMC
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat