Tomasz Kot to aktor, który wciąż potrafi nas zaskoczyć. I trzeba przyznać, że bardzo lubimy te zaskoczenia. Za każdym razem wydaje nam się, że oto idealnie wstrzelił się w postać, że to rola wręcz stworzona dla niego, a to przecież aktorski kameleon, który bez trudu wciela się zarówno w postać nieporadnie slapstickową, jak i bohatera tragicznego. Najłatwiej pełne spektrum jego możliwości można było zauważyć kilka lat temu w reklamach Netii, gdzie w kolejnych filmikach Kot wcielał się w przeróżne postacie. Wszystko wskazuje, że czeka nas niedługo podobna zabawa. Ale najpierw przyjrzyjmy się właśnie rozmaitym rolom tego aktora:

"Na dobre i na złe" (2004-2007)

Dokładnie tak. Cała Polska poznała Tomasza Kota raptem dekadę temu, gdy pojawił się w szpitalu w Leśnej Górze jako Henryk Weiss-Korzycki, milioner z czkawką. A ponieważ zakochał się w salowej Mariolce (Agnieszka Dygant), został w serialu na dłużej. Praktycznie na kilka lat. Ten związek tak zafascynował widzów, że można na YouTube znaleźć montażówki na jego temat:

"Skazany na bluesa" (2005)

Rok później w swoim debiucie kinowym Kot od razu stanął przed wielkim wyzwaniem. Podobnie jak w Bogach musiał zmierzyć się postacią, którą wszyscy świetnie pamiętają – zagrał Ryszarda Riedla, wokalistę zespołu Dżem, w jego filmowej biografii.

"Niania" (2005-2009)

Jego pierwszy serialowy duet z Agnieszką Dygant płynnie przeszedł w drugi. Przez pięć lat (134 odcinki) partnerowali sobie w polskiej wersji sitcomu "Niania". Tej roli chyba nie trzeba nikomu przypominać, ale jeśli – proszę bardzo, oto jak to wyglądało:

"Dlaczego nie!" (2007)

Popularny aktor serialowy zawsze się przyda w komedii romantycznej. Ot, chociażby jako drugoplanowy komediowy kontrapunkt dla romantycznej historii. Wiecie, o czym mówię. Nie wiecie? Nie musicie oglądać całego filmu, świetnie to widać już na poziomie zwiastuna:

"Testosteron" (2007)

Świetna komedia na podstawie sztuki Andrzeja Saramonowicza o nieudanym weselu. Kot zagrał tu mocno zdezorientowanego (w sprawach damsko-męskich) Robala, przyjaciela pana młodego. W efekcie często go później obsadzano w podobnych rolach. A i Andrzej Saramonowicz nie zapominał o nim w swych kolejnych filmach.

Netia (2009)

No i właśnie tu nadchodzi czas reklam, o których wspominałem na początku. Reklama dla aktora może być po prostu szybką fuchą, ale może być także wyzwaniem. Sześć lat temu firma Netia bardzo poważnie podeszła do sprawy, pamiętacie? Najpierw przeprowadzono wybory na twarz Netii - głosujący mogli wybierać pomiędzy Magdą Różdżką, Piotrem Adamczykiem i właśnie Tomaszem Kotem. Oczywiście wybory były też w formie serii reklam: A kiedy Kot pokonał swych konkurentów, rozpoczęła się długa i owocna (zwłaszcza z perspektywy nas, widzów) współpraca. Reklamy z Kotem miały w sobie fajną dozę szaleństwa, zaskoczenia, on sam wcielał się w nich w najróżniejsze postacie i praktycznie w każdym z tych wcieleń był niesamowicie przekonujący. Pamiętacie jego wariację na DJ Kaszpirowskiego? Niektóre z tych reklam opierały się na prostym żarcie, jakie mogliśmy wcześniej widzieć w komediowych wcieleniach Kota, jak tu: A niektóre wymagały od niego sporego przeobrażenia fizycznego. Do dziś pamiętam, jak siadłem z wrażenia, gdy po raz pierwszy zobaczyłem tę reklamę. Muszę przyznać, że dla mnie to był moment, w którym zrozumiałem, że ten gość potrafi wszystko. I jeszcze wiele razy nas zaskoczy tak, jak nikt spośród polskich aktorów: Tak, właśnie dzięki reklamom przekonałem się do Kota ostatecznie. Oczywiście pomiędzy pokazywanymi tu reklamami czasem mijały całe miesiące. A co tymczasem Kot porabiał gdzie indziej?

Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj