Wszystkie p(P)okłosia historii, czyli kto się boi Żydów i Arabów?
W ostatnim czasie w Polsce wiele dyskutuje się na temat naszych relacji z innymi narodami. Problem polega na tym, że do oceny tego, co polityczne, niebezpiecznie często przykłada się apolityczną z natury rzeczy kulturę.
W ostatnim czasie w Polsce wiele dyskutuje się na temat naszych relacji z innymi narodami. Problem polega na tym, że do oceny tego, co polityczne, niebezpiecznie często przykłada się apolityczną z natury rzeczy kulturę.
Skoro więc Polak i Żyd to już niekoniecznie dwa bratanki, Telewizja Polska ruszyła z kolejną misją – instruowania widzów, która wariacja na temat odbioru wydarzeń okresu II wojny światowej jest „właściwa”. Zachowanie Jacka Kurskiego i spółki nie jest żadnym ewenementem; podobne przypadki mogliśmy odnotować w czasach, gdy u sterów na Woronicza zasiadali przedstawiciele zupełnie innych obozów politycznych. Jeśli weźmiemy jednak pod uwagę fakt, jak chaotyczne potrafią być niektóre decyzje obecnych włodarzy TVP w zakresie przedłużania polityki historycznej i kulturalnej swojego zaplecza ze sfery władzy, to król okazuje się zupełnie nagi – nadawca publiczny boi się bardziej, niż moglibyśmy podejrzewać. Od końcówki zeszłego tygodnia nawet w programach informacyjnych pojawiają się zapowiedzi emisji serialu Sprawiedliwi, który opowiada o bohaterstwie Polaków w trakcie ratowania Żydów przed Holokaustem. Co bardziej niezaznajomieni z historią widzowie właśnie poprzez takie działania zaczną sobie uzmysławiać, że żyjemy wyłącznie w kraju Ireny Sendlerowej, a nie pogromu kieleckiego. Jeśli chcemy poszukać rozliczenia z przeszłością naszego państwa, żadne zaklinanie rzeczywistości i dziejowe hokus pokus tu nie pomoże. Istnieje też jednak druga strona medalu – nie ma szans na konstruktywny dialog, jeśli odpowiedzialni za oświatę i kulturę w Izraelu każde odmienne podejście do Shoah podstemplują łatką antysemityzmu. Szkoda tylko, że jedna i druga strona sporu coraz częściej chce widzieć w kulturze nie szansę na odnalezienie elementów wspólnych, a przedłużenie zupełnie niepotrzebnych bitew i bitewek o to, kto ma rację. Bo przecież prawda jest daleko stąd – w szaleńczych szarżach rotmistrza Pileckiego, kominach Auschwitz, kamieniach na grobie Oskara Schindlera czy optymizmie Władysława Bartoszewskiego. Dać świadectwo prawdzie jest dziś trudniej niż kiedykolwiek.
Zupełnie nieprzypadkowe działania TVP zbiegają się w czasie z informacjami o opóźnieniu we współpracy z BBC w materii realizacji serialu o rotmistrzu Pileckim. Plany były naprawdę wielkie, a Polacy mogli doczekać się historycznej produkcji z krwi i kości, która rozpalałaby umysły widzów nie tylko w kraju nad Wisłą. Dobre wieści w tej kwestii nie napłyną do nas jednak zbyt prędko – Kurski i jego kompania ma spory problem z tym, że jednym z producentów wykonawczych miałby zostać Dariusz Jabłoński, który przy Pokłosie stworzył „dzieło, które zaszkodziło relacjom polsko-żydowskim, przedstawiając je w zniekształconym kształcie”, w dodatku „utrwalające fałszywe stereotypy na temat polsko-żydowskiej historii”. Kluczowe w komunikacie nadawcy publicznego jest słowo „stereotyp” – to właśnie jego powielanie powoduje w ostatnich dniach, że Polacy zaczynają zupełnie inaczej patrzeć na Żydów i Arabów, ale także na własnych przodków, którzy albo przed Holokaustem ratowali, albo znęcali się nad tymi, których Jan Paweł II określał „starszymi braćmi w wierze”. U źródeł stereotypu coraz częściej leży strach. Zjawisko to nie jest nowe w kulturze czy rozumianej kompleksowo cywilizacji; zwróćcie uwagę, że z Hollywood raz po raz trafia do nas obraz arabskiego terrorysty czy zanurzonego w strukturach mafijnych Rosjanina, natomiast w chińskich produkcjach historycznych rolę antagonisty bardzo często pełni Japończyk. Tego typu kategoryzacje zakorzenione są w naszej pamięci kulturowej, a każde od nich odstępstwo może stać się zupełnie niepotrzebną, bo godzącą w ducha narodu terapią szokową. Z punktu widzenia tradycji historycznej obraz Polaka-antysemity jest więc zagrożeniem, podobnie jak niebezpieczne w kontekście uprawiania konkretnej wizji polityki migracyjnej będzie pokazanie „dobrego” Araba. Tak postrzegana kultura staje się trybikiem w machinie politycznej propagandy; będzie nim nadal, dopóki nie przejrzymy w końcu na oczy i nie zdamy sobie sprawy, że historia to nie czarno-biała opowieść, w której jest miejsce tylko na glorię chwały i "Alleluja!" na wieki wieków, ale także na skazy i blizny, które pozwalają nam wątpić. Nie martwcie się – tylko to, co chwiejne i pełne wątpliwości, naprawdę żyje. W przeciwnym razie wiemy albo zbyt dużo, albo zupełnie nic.
Nakładanie perspektywy politycznej i historycznej na kulturalną to zjawisko stare jak świat, ale prawda o nim wciąż jest taka sama: działając w ten sposób maskujemy własny strach i ignorancję, kamuflując ją niekoniecznie mającymi pokrycie w rzeczywistości bon motami o dialogu i wzajemnym szacunku. Chcemy rozmawiać, choć de facto potęgujemy wewnętrzny lęk przed tym, co inne – ten mechanizm w Polsce ostatnich dni jest widoczny jak nigdy dotąd. A przecież, jeśli wierzyć apostołowi Pawłowi, nastanie dzień, w którym nie będzie "ani Żyda, ani Greka, niewolnika czy człowieka wolnego". Doprawdy trudno jest pojąć piękno różnorodności, wszystkie związane z nią szanse i zagrożenia, jeśli uwypuklimy tylko jeden pryzmat postrzegania tego, co nas otacza. Wam wszystkim i sobie życzę, byście w najbliższym czasie nie stracili swojej własnej perspektywy. Tej samej, którą główny bohater Train of Life przedstawia nam w ostatniej scenie filmu, bodajże jednej z najbardziej poruszających i zaskakujących sekwencji w historii kina. Kultura i historia bywają tak przewrotne, że – jak doskonale wiemy – nawet "sowy nie są w nich tym, czym się wydają".
- 1
- 2 (current)
Źródło: Zdjęcie główne: Solopan
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat