Odległa niemiecka farma skrywa pokoleniowe tajemnice. Cztery kobiety, oddzielone dekadami, lecz połączone traumą, odkrywają prawdę ukrytą za jej zniszczonymi murami.
Aktorzy:
Lucas Prisor, Luzia Oppermann (11) więcejKompozytorzy:
Eike Hosenfeld, Michael FiedlerReżyserzy:
Mascha SchilinskiProducenci:
Maren Schmitt, Lucas SchmidtPremiera (Świat):
14 maja 2025Kraj produkcji:
NiemcyCzas trwania:
149 min.Gatunek:
Dramat
Trailery i materiały wideo
In die Sonne schauen - zwiastun
Najnowsza recenzja redakcji
Sound of Falling to dzieło nieznanej jeszcze niemieckiej reżyserki Maschy Schillinski, który był wielką niewiadomą po ogłoszeniu programu Cannes 2025. Seans to wszystko zweryfikował i wzbudził tak dużo przemyśleń, jak mało który film. Chodzi o to, że trudno porównać sposób opowiadania tej historii do czegokolwiek innego: wizja twórczyni jest tak nietypowa i niekonwencjonalnie prowadzona, że podczas seansu zastanawiamy się, co tak właściwie oglądamy. O czym jest Sound of Falling? Na to pytanie trudno odpowiedzieć w trakcie oglądania, ponieważ śledzimy historie różnych kobiet w różnych okresach XX wieku, przebywających na jednej, w pewien sposób przeklętej przez traumy, farmie. Nie ma tutaj liniowości: raz obserwujemy opowieść młodziutkiej Almy w pierwszej dekadzie XX wieku, by chwilę później przejść do Lenki żyjącej współcześnie, a potem śledzić losy Eriki po II wojnie światowej oraz Angeliki w latach 80. Te przeskoki pomiędzy epokami początkowo wydają się losowe, nie ma w nich spójności. Czy aby na pewno? Im dłużej o tym myślę, tym bardziej dostrzegam w tej szalonej formie, udoskonalonej przez dynamiczny i płynny montaż, precyzyjną metodę, która łączy często niespokrewnione ze sobą pokolenia. Dzięki temu niekonwencjonalnemu i świeżemu sposobowi dostajemy opowieść, która wydaje się nową jakością. Z jednej strony mówi o rzeczach ponadczasowych, z drugiej robi to nietypowo. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej to doceniam.
Historia kobiet na przestrzeni wieku – tak można w bardzo ogólnikowy sposób powiedzieć, o czym jest Sound of Falling. Treść pasuje do tytułu, czyli "dźwięku upadania" – psychologicznego uderzenia, po którym trudno się podnieść. Opowieści o życiu poruszają zarówno te dobre, jak i mroczne wątki. W każdym dostrzegamy trudy życia kobiet w różnych czasach: wyzwania, traumy (gwałt, kazirodztwo, szokująca śmierć bliskiej osoby, wymuszona sterylizacja i inne). Patrzymy, jak bohaterki odnajdują się w codziennych, nic nieznaczących sytuacjach. Dorastanie, zrozumienie otaczającego świata i dojrzewanie na farmie, która wygląda jak piękne miejsce na wakacje. Dużo w tym mądrych spostrzeżeń, poruszającej emocje prawdy o złej stronie człowieka (i krzywdach, jakie można wyrządzić drugiej osobie), ale też trafnych przemyśleń o dojrzewaniu. To coś wychodzącego poza kulturę niemiecką, bo wiele z tych sytuacji mogło spotkać ludzi bez względu na szerokość geograficzną. Jednocześnie to spojrzenie na trudności bohaterek pokazuje, jak niewiele w tych aspektach zmieniło się przez lata.

Nie potrafię porównać sposobu, w jaki Mascha Schillinski opowiada tę historię, do czegokolwiek innego. Jak już znajdę porównanie do jakiegoś słynnego reżysera, na ekranie pojawia się coś niekonwencjonalnego i niespodziewanego, co burzy całą przyjętą perspektywę. To nie tylko błyskotliwa i pomysłowa wizja na opowieść o kobietach i przeciwnościach losu. To też jakościowo nakręcony film, który zaskakuje. Forma wizualna to majstersztyk, ponieważ wyraźnie widać, że epoki nagrano różnymi kamerami albo z odpowiednimi filtrami. Tworzą zupełnie inny styl obrazu. Montażysta wykonał jakąś magię, ponieważ wszystko przechodzi pomiędzy sobą tak płynnie, że nawet nie orientujemy się, że obserwujemy historię dziejącą się w innych czasach. To miesza się w sposób fenomenalny i pokazuje, że "dźwięk upadania" nie jest słyszalny dla otoczenia, tylko dla nas samych, gdy jesteśmy w najtrudniejszym momencie. A to wszystko podbudowuje zabawa dźwiękiem – staje się on osobnym bohaterem Sound of Fallling, nadającym mu piorunujący wyraz.
Każdy aktor zagrał brawurowo, ale ze mną najdłużej została historia Angeliki, w którą wciela się Lena Urzendowsky. Jej opowieść z lat 80. wydaje się przerażająca i fascynująca. Koszmar miesza się z odkrywaniem kobiecości. Idylliczna atmosfera łączy się z napięciem i obrzydliwością rzeczywistości. Gdy trzeba, kamera podkreśla to, co złe, brutalne i mocne, ale reżyserka nigdy nie zapomina o tym, by w centrum były postacie. Jedna scena z Angeliką poraża, ponieważ przez pewne decyzje i traumatyczne wydarzenia dziewczyna wyraźnie wpadła w depresję. Padają słowa o tym, jak długo trzeba udawać szczęśliwą, by ktoś to zauważył. Jeden moment dotyczył wspólnego zdjęcia robionego starym Polaroidem z lat 80. W ostatnim momencie Lena uciekła – przez to na fotografii wygląda jak duch, który znika lub się pojawia. Tego typu detale nadają historii zaskakującą, emocjonalną głębię. Sound of Falling jest pełny taki niuansów.
Początkowo Sound of Falling wydaje się trudnym kinem. Takim, w którym niełatwo się połapać przez skakanie pomiędzy epokami i totalnie różnymi bohaterami. Jednak w trakcie trwania seansu, jeśli się skupimy, dostrzeżemy spójność, budowaną w oryginalny i nowatorski sposób – taką, która nadaje całości ponadczasowy i uniwersalny przekaz największych filmów kina. Mimo konsternacji po wyjściu z seansu te historie ze mną pozostały i nie mogłem o nich zapomnieć. Świadomość tego, jak wielkie kino się obejrzało, przychodziła z czasem. Najlepszy film festiwalu w Cannes 2025? Wiele na to wskazuje!
Pokaż pełną recenzję
Obsada

