Stało się coś niezwykłego. Pewien dziwny chłopiec o imieniu Dwight zrobił papierową figurkę Yody do nakładania na palec. (To nie było niezwykłe – to było typowe dziwactwo Dwighta.) Niezwykłe okazało się to, że papierowy Yoda umiał udzielać wspaniałych rad. Potrafił przewidzieć termin kartkówki, powiedział chłopakowi, czy dziewczyna go lubi czy nie, i wiele razy pomagał dzieciakom uniknąć żenujących sytuacji.
Większość szóstoklasistów była pewna, że używa Mocy.
Teraz jednak, po roku, w gimnazjum McQuarriego nastały mroczne czasy. Dwight został zawieszony w prawach ucznia i grozi mu wydalenie, a to byłby koniec papierowego Yody. Co gorsza, miejsce Yody zajął papierowy Darth Paper Harveya, prześladowcy Dwighta.
Darth Paper okazuje się złem wcielonym i może się przyczynić do wyrzucenia Dwighta ze szkoły. Dzieciaki z gimnazjum McQuarriego starają się zebrać akta sprawy, aby Dwight pozostał w szkole. Oto ich archiwum [opis wydawcy]
Premiera (Świat)
7 lipca 2013Premiera (Polska)
7 lipca 2013Liczba stron
0Autor:
Tom AnglebergerGatunek:
Młodzieżowy, MłodzieżowaWydawca:
Polska: Media Rodzina
Najnowsza recenzja redakcji
O ile Plastuś raczej utrudniał życie swoim niesubordynowanym zachowaniem, o tyle Mistrz Yoda z Darth Paper kontratakuje Toma Anglebergera potrafi udzielać trafnych rad. Jego stwórcą i właścicielem jest Dwight, którego koledzy uważają za nieszkodliwego dziwaka. Nie tylko dlatego, że łazi po szkole z papierową pacynka na palcu - powiedzmy, że wyrobił sobie image już bardzo dawno. Mimo swojego ekscentryzmu, dzięki mądrym radom Yody (albo Dwighta, który świetnie go naśladuje, jest to kwestia sporna) udaje mu się zdobyć przyjaciół. Sielanka nie trwa długo. W niedługim czasie, na paluchu jego najgorszego wroga, Harvey'a, pojawia się papierowy Darth Vader, który pragnie przeciągnąć kolegów z klasy na Ciemną Stronę Mocy. I przy okazji doprowadzić do wywalenia Dwighta ze szkoły.
Zanim zaczniemy rzucać kamieniami i oskarżać autora o bluźnierstwo, szarganie świętości i dorabianie się na pomysłach innych, warto podkreślić to, co jest dość oczywiste. Skoro w książce pojawiają się elementy zaklepane przez LucasArts to znaczy, że Tom Angleberger dostał ich błogosławieństwo. Poza tym przyznaje, że sam jest fanem (wyznawcą?) sagi od ponad trzech dekad, więc można zakładać, że swoją książeczką nie chciał zrobić "Gwiezdnym Wojnom" krzywdy.
A umiejętności pisania dla dzieciaków nie można mu odmówić. Posługuje się językiem bardzo podobnym do tego, którym porozumiewa się "młodsza młodzież" – i tutaj osobna pochwała dla tłumaczy, którym bez większych zgrzytów udało się dostosować amerykański język potoczny do polskich realiów. Jest tu dużo infantylnych inwektyw, dorośli przedstawieni są w krzywym zwierciadle i znajdzie się kilka zabawnych historyjek (jak na przykład ta, w której papierowy Yoda wysyła kumpla Dwighta na kurs dodatkowy w prowadzeniu domu i pieczeniu bajgli). Sam pomysł na zebranie "akt" potrzebnych do obrony przyjaciela przed wydaleniem ze szkoły – dziecięco naiwny, ale w sposób bardzo uroczy (bo ilustrowany, wymięty i zabazgrolony).
Pełno tu odwołań do uniwersum "Gwiezdnych Wojen" i to na każdym poziomie zaawansowania. Od dość oczywistych: jak postacie, czy cytaty z filmów, po szczegółowe smaczki pokroju patrona szkoły, do której chodzą główni bohaterowie - nazwana po samym McQuarriem!). Autor czerpie również z faktów, które od lat elektryzują fandom SW - takich jak ten, że Lucas nigdy nie podał jakichkolwiek informacji na temat gatunku, którego przedstawicielem jest Mistrz Yoda. Dlatego kiedy dzieciaki zajmą się historyjkami i składaniem papierowych figurek, starsi, którym wdepnięto na ambicję, mogą spokojnie potraktować Darth Paper kontratakuje jako wyzwanie polegające na odnalezieniu jak największej liczy symboli i odwołań do sagi.
Trudno się nie uśmiechać, kiedy czyta się książeczki Anglebergera. Po pierwsze, potrafi być zabawny. Po drugie, naprawdę da się odczuć, że zrodzone są z czystej miłości do "Gwiezdnych Wojen". I origami. Nie zapominajmy o jego miłości do origami.