Permanentnie samotni czują świdrujący niepokój, że ten stan będzie trwał wiecznie. Gdy jednak kogoś poznają, boją się nieznanego. Podświadomie robią wiele, żeby nigdy nie wybrać się w dwuosobową podróż. Tak, jakby stoczniowiec wolał, by jego dzieło na zawsze pozostało w suchym doku. Morska woda jest tak nieprzyjazna dla blachy i nitów, a wzburzona gotowa jest przewrócić okręt... Lepiej niech już ta łajba pozostanie na betonowym nabrzeżu pełnym rdzawego żelastwa. To trochę tak, jakby kapitan żeglugi bał się wody. W zimnej i spienionej cieczy jego elegancki, wełniany, ciemnogranatowy płaszcz może zaciążyć i pociągnąć w głębinę. Lepiej zostać w domu. Opowieści o przekraczaniu równika, zwrotników Raka, Koziorożca i Panny, przygodach z ośmiornicami wielkości kilkupiętrowych budynków i krabami szerokimi niczym przegubowy autobus można przecież nabyć z książek. Niemalże każda historia opowiadana ze swadą, w tawernie przy szklaneczce rumu, może stworzyć iluzję, że wydarzyła się naprawdę. Mężczyźni boją się, czy dadzą radę sprostać kobiecym wyzwaniom. Kobiety boją się samych siebie. Całe nasze życie składa się z nieświadomych lęków, napięć, niepokojów, fobii, przeczuć i trwożliwych myśli. Jak to dobrze, że morze szumi nieprzerwanie, gotowe ukołysać każdą z nich. O tym właśnie jest ta książka.
Premiera (Świat)
14 września 2018Premiera (Polska)
14 września 2018Liczba stron
144Autor:
Michał Kalicki, Krzysztof GawronkiewiczKraj produkcji:
PolskaGatunek:
KomiksWydawca:
Polska: Timof Comics
Najnowsza recenzja redakcji
Ten powyższy sarkazm jest jak najbardziej uzasadniony i koresponduje z wypełnioną sarkazmem notą autorską na tylnej okładce, jeszcze bardzie rozdmuchaną i porównywalnie wodzącą za nos jak w przypadku Beneficio. Ponownie też nasuwają się skojarzenia z prozą Olga Tokarczuk - za styl, za dogłębną fragmentaryczność, może nie za dystans, którym autorzy komiksu jak najbardziej dysponują. A jak ma się dystans autorów do zaangażowania czytelników?
Benefico kusiło przede wszystkim tajemnicą. W również mamy kobiecą bohaterkę, która na dodatek kojarzy kobietę z poprzedniej Zwrotnik Panny historii autorów. Zatem punkt styczny jest. No i pewnie w związku z tym wydarzy się coś niezwykłego, podczas gdy Krzysztof Gawronkiewicz będzie nas - o paradoksie - usypiał swym zwodniczym, niezwykłym kunsztem, znowu w postaci rozedrganych, często niewyraźnych, ale jakże satysfakcjonujących estetycznie szkiców. No i pewnie pamiętamy nagłą zmianę tła w Beneficio, tę zgniłą zieleń, na której rysunki nabrały nagle nowego charakteru. Dlatego też czytając Zwrotnik Panny, czekamy i czekamy na przełom, tyle że wciąż nic się nie dzieje.
Dla jednych nie dzieje się nic, dla innych będzie to całkiem udane studium samotności i ukrywanej frustracji. Oto opowieść o młodej kobiecie, która wyrusza samotnie na wczasy nad morze, mając nadzieję na jakąś przygodę, na zawarcie jakiejś ożywczej znajomości. Mija tak dzień za dniem, znowu są dygresje przypominające strumień świadomości, historia mile nas kołysze, aż wydaje się, że będzie jak w piosence Turnaua - i naprawdę nie dzieje się nic aż do końca. No cóż, wcale nie, bo gdzieś tuż przed końcem na scenę jednak wkracza na moment nowa barwa. Fiolet - nie... no cóż, pewnie gdyby recenzentem była kobieta, od razu by wiedziała. Niech będzie, że fiolet, ale nie do końca. Jakaś ultramaryna czy coś w tym stylu, może błękit przełamany fioletem, długo można by się tak zastanawiać...
Czy ta barwa zmienia coś w opowieści? Owszem. To zaledwie cztery strony, potem znowu mamy czerń i biel, ale coś się rzeczywiście zmieniło. Chociaż jest jeszcze epilog, z niemal bliźniaczym prologiem spinający w klamrę tę historię dwóch facetów opowiadających o samotnej kobiecie, tkwiącej gdzieś na Zwrotniku Panny i być może usiłującej go przekroczyć. No właśnie, dwóch facetów, facetem jest też recenzent, co też oni mogą wiedzieć. Zamiast być konsekwentnie do końca jak powiedzmy Virginia Wolff (bo chyba nie Henry Miller?) jadą jakąś niesamowitością na zmianę z sarkazmem z prozą życia w tle i wychodzi z tego takie nie wiadomo co. Żeby stało się to jasne, może warto wczytać się w ostatni akapit polecajki z okładki, która nieco zawile wyjaśnia czytelnikowi, o czym jest ten komiks. Te kilka zdań brzmi całkiem poważnie. Tylko, drodzy autorzy, czy mamy je traktować poważnie, skoro tak naprawdę, wraz z tym, co przynosi fabuła, w rzeczywistości uciekacie z odpowiedzią... A może od początku o to wam chodziło?