101 Reykjavik - recenzja książki
Data premiery w Polsce: 15 lipca 2024Opowieść o Islandii z lat dziewięćdziesiątych XX wieku, widzianej oczami bezrobotnego trzydziestolatka, interesującego się wyłącznie kobietami, narkotykami i imprezowaniem (w rozmaitej kolejności).
Opowieść o Islandii z lat dziewięćdziesiątych XX wieku, widzianej oczami bezrobotnego trzydziestolatka, interesującego się wyłącznie kobietami, narkotykami i imprezowaniem (w rozmaitej kolejności).
Hlynur Bjorn Hafsteinsson lubi długo spać, oglądać telewizję (a zwłaszcza filmy pornograficzne), mieszkać z mamą, sypiać od czasu do czasu z Hofi, pisywać maile do węgierskiej internetowej znajomej, chodzić nocami po barach, korzystać ze środków odurzających i ironicznie żartować. Hlynur nie lubi pracować, brać ludzi na poważnie i do czegokolwiek się zobowiązywać. Jest już po trzydziestce, a świat, do którego nas zaprasza, do pewnego stopnia zniknął już we mgle historii…
101 Reykjavik, wznawiana przez Art Rage po ponad dwudziestu latach powieść Hallgrimura Helgasona, znana choćby z głośnej ekranizacji, to z dzisiejszej perspektywy prawdziwa pocztówka z Islandii lat dziewięćdziesiątych, z czasów młodego internetu, łatwo dostępnego w klubach ecstasy i państwa opiekuńczego. Kraj Björk, nowoczesnych technologii i północnego stylu przeżywał wtedy prawdziwy popkulturowy rozkwit, ale pokoleniowe doświadczenia zapewne wzbudzą nostalgiczną łzę w oku u niejednego polskiego pięćdziesięciolatka.
Hlynur to prawdziwy antybohater, choć autor zdaje się od czasu do czasu usiłować wywołać w czytelniku sympatię do jego dość bezrefleksyjnie przeżywanych dylematów. Na początku powieści do matki mężczyzny wprowadza się jej nowa sympatia, Lolla, Hofi domaga się bardziej jednoznacznej deklaracji uczuć, a Hafsteinsson senior, dawny alkoholik, stara się ułożyć sobie życie z nową partnerką. Obojętność narratora wobec jakichkolwiek poważniejszych emocji i użytkowe nastawienie do każdego dookoła (z kobietami na czele) bywają zwyczajnie odpychające i utrudniają czytelnicze zaangażowanie. Trudno się dziwić, że powieść Helgasona wzbudzała od samego początku w odbiorcach mieszane uczucia, zwłaszcza, że fabuła toczy się powoli i czasem – zwłaszcza gdy na chwilę opuszcza Islandię – po prostu się gubi.
To, co nie budzi żadnych wątpliwości, to prawdziwe mistrzostwo językowe narracji. Powieść to kilkaset stron żywych, wiarygodnych monologów wewnętrznych Hlynura, łączących neologizmy, anglicyzmy, popkulturę i lokalny slang. Janusz Godek poradził sobie z zadaniem przełożenia ich na polski wręcz rewelacyjnie. Niektóre akapity mogłyby spokojnie funkcjonować jako ćwiczenia translatorskie, inne są dzięki językowym fikołkom autentycznie zabawne. I tu chyba należy szukać głównej wartości 101 Reykjavik.
Poznaj recenzenta
Adam SkalskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat