ArtRage
Hlynur Bjorn Hafsteinsson lubi długo spać, oglądać telewizję (a zwłaszcza filmy pornograficzne), mieszkać z mamą, sypiać od czasu do czasu z Hofi, pisywać maile do węgierskiej internetowej znajomej, chodzić nocami po barach, korzystać ze środków odurzających i ironicznie żartować. Hlynur nie lubi pracować, brać ludzi na poważnie i do czegokolwiek się zobowiązywać. Jest już po trzydziestce, a świat, do którego nas zaprasza, do pewnego stopnia zniknął już we mgle historii…
101 Reykjavik, wznawiana przez Art Rage po ponad dwudziestu latach powieść Hallgrimura Helgasona, znana choćby z głośnej ekranizacji, to z dzisiejszej perspektywy prawdziwa pocztówka z Islandii lat dziewięćdziesiątych, z czasów młodego internetu, łatwo dostępnego w klubach ecstasy i państwa opiekuńczego. Kraj Björk, nowoczesnych technologii i północnego stylu przeżywał wtedy prawdziwy popkulturowy rozkwit, ale pokoleniowe doświadczenia zapewne wzbudzą nostalgiczną łzę w oku u niejednego polskiego pięćdziesięciolatka.
Źródło: ArtRageHlynur to prawdziwy antybohater, choć autor zdaje się od czasu do czasu usiłować wywołać w czytelniku sympatię do jego dość bezrefleksyjnie przeżywanych dylematów. Na początku powieści do matki mężczyzny wprowadza się jej nowa sympatia, Lolla, Hofi domaga się bardziej jednoznacznej deklaracji uczuć, a Hafsteinsson senior, dawny alkoholik, stara się ułożyć sobie życie z nową partnerką. Obojętność narratora wobec jakichkolwiek poważniejszych emocji i użytkowe nastawienie do każdego dookoła (z kobietami na czele) bywają zwyczajnie odpychające i utrudniają czytelnicze zaangażowanie. Trudno się dziwić, że powieść Helgasona wzbudzała od samego początku w odbiorcach mieszane uczucia, zwłaszcza, że fabuła toczy się powoli i czasem – zwłaszcza gdy na chwilę opuszcza Islandię – po prostu się gubi.
To, co nie budzi żadnych wątpliwości, to prawdziwe mistrzostwo językowe narracji. Powieść to kilkaset stron żywych, wiarygodnych monologów wewnętrznych Hlynura, łączących neologizmy, anglicyzmy, popkulturę i lokalny slang. Janusz Godek poradził sobie z zadaniem przełożenia ich na polski wręcz rewelacyjnie. Niektóre akapity mogłyby spokojnie funkcjonować jako ćwiczenia translatorskie, inne są dzięki językowym fikołkom autentycznie zabawne. I tu chyba należy szukać głównej wartości 101 Reykjavik.
Poznaj recenzenta
Adam Skalski