21 mostów – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 19 lipca 2019Czy film wyprodukowany przez braci Russo z Chadwickiem Bosemanem w głównej roli jest pozycją wartą uwagi? Przeczytajcie naszą recenzję.
Czy film wyprodukowany przez braci Russo z Chadwickiem Bosemanem w głównej roli jest pozycją wartą uwagi? Przeczytajcie naszą recenzję.
Czy cel uświęca środki? Takie pytanie stawia komisja weryfikacyjna policjantowi Andre Davisowi (Chadwick Boseman), który słynie z tego, że jak już sięga po broń, to nie po to, by ranić przeciwnika, ale by go zabić. Jego ojciec zginął na służbie zastrzelony przez jednego z napastników, więc syn poprzysiągł sobie, że każdego przestępcę, który będzie mierzył z broni do policjanta automatycznie będzie traktował tak, jakby wyzbył się wszelkich swoich praw. Oczywiście jego przełożeni mają na ten temat inne zdanie. Przynajmniej do czasu, gdy podczas nocnego napadu na Brooklynie, w którym rabusie wchodzą w posiadanie 50 kilogramów kokainy, ginie ośmiu mundurowych. Wtedy kapitan McKenna (J.K. Simmons) wzywa na pomoc jedynego gościa, który nie będzie się bał łamania przepisów, by dorwać drani. Andre zarządza wtedy zamknięcie 21 mostów, prowadzących na Manhattan dla wszystkich wjeżdżających i wyjeżdzających, co oznacza odcięcie miasta od świata zewnętrznego. Jednak ten stan nie może trwać dłużej niż do rana, gdy mieszkańcy obudzą się i będą chcieli jechać do pracy. Rozpoczyna się walka z czasem.
Nie będziemy się czarować, 21 mostów to przeciętny film policyjny, w którym intryga jest przewidywalna i nic nowego do gatunku nie wnosi, ale za to wszystko wynagradza nam wartka akcja. Nie dziwię się, że film nie trafił do naszych kin, bo jest to typowo telewizyjna produkcja, mająca umilić nam wieczór na kanapie. Reżyser Brian Kirk jest zresztą specjalistą od filmów i seriali przeznaczonych na mały ekran. Swój kunszt szlifował, robiąc Dextera, Grę o tron, Dynastię Tudorów czy Dom grozy. Nic więc dziwnego, że bracia Russo powierzyli mu ten projekt, wierząc że jest on w stanie wyciągnąć z prostej historii coś więcej. I panowie się nie mylili. Reżyser zgrabnie zwodzi nas przez pierwszą część filmu obiecankami, że za tym napadem kryje się większa tajemnica. Niestety, z wielkiej chmury mały deszcz jak to mówią i gdy dochodzimy do wielkiego finału jest on banalny i przewidywalny. Nie zaskakuje on w żadnym punkcie, choć bardzo by chciał.
Jest jednak w tej produkcji coś co nie pozwala się od niej oderwać. Osadzenie akcji w Nowym Jorku, który po zamknięciu mostów staje się wyspą bez drogi ucieczki jest świetnym pomysłem. Do tego skąpanie miasta w czerni stworzyło świetny klimat, a Nowy Jork w mroku pięknie prezentuje się na ekranie. Zresztą nie ma się co dziwić skoro za zdjęcia odpowiada Paul Cameron, który już w 60 sekundach, Zakładniku czy w serialu HBO Westworld pokazał, że z mroku na planie potrafi stworzyć wspaniały obrazek.
Chadwick Boseman strasznie stara się, by widzowie nie widzieli w nim jedynie aktora, który gra superbohatera w filmach Marvela. Dlatego w chwilach, gdy nie walczy o wolność Wakandy, próbuje wybierać projekty bardziej zróżnicowane. I niewątpliwie rola szorstkiego i bezwzględnego stróża prawa jest krokiem w dobrym kierunku, choć fani mogą w niej zobaczyć podobieństwo do Kinga z Message from the King. Dobrze prezentuje się też Taylor Kitsch jako przestępca, który nagle staje się zwierzyną łowną i musi desperacko szukać wyjścia z, jakby się wydawało, beznadziejnej sytuacji. Rozczarowująco natomiast wypadają przy nim jego ekranowi partnerzy, a mówię to z bólem, bo jestem fanem J.K. Simmonsa, który w tym wypadku jedzie na autopilocie. Rozumiem, że postać została też napisana w ten sposób, że nie daje zbyt dużego pola do popisu, ale nie zmienia to faktu, że oczekiwania od niego są większe. Słabo wypada również ekranowa partnerka Bosemana czyli Sienna Miller. Grana przez nią Frankie Burnes jest irytująca i mało wiarygodna.
21 mostów to policyjny film rodem z lat 80., gdzie na VHS-ach ukazywały się produkcje pełne akcji, z prostym scenariuszem, a widz czekał tylko na kolejny pościg i widowiskową strzelaninę. Jest to czysta rozrywka, która nie wymaga od widza większego zastanowienia się. Nie zaskakuje, bo jako widz jesteśmy zawsze o dwa kroki przed naszym bohaterem, ale skoro taką przyjęto konwencję, to nie jest to wcale wielki minus.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1975, kończy 49 lat