7 uczuć – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 12 października 2018Na nowy film Marka Koterskiego przyszło nam czekać aż 7 lat. Czy było warto?
Na nowy film Marka Koterskiego przyszło nam czekać aż 7 lat. Czy było warto?
Nie ma co ukrywać, Adaś Miauczyński jest jedną z najbardziej wyrazistych postaci, jakie stworzyła polska kinematografia. Uosabia wszystkie nasze wady i kompleksy. Nie ważne, czy jest filmowcem, pracownikiem naukowym, polonistą czy pasażerem w samochodzie. Każdy z nas jest w stanie się z nim w jakimś stopniu utożsamić. Koterskiemu opowiadanie o Adasiu przychodzi z wielką łatwością, ponieważ tak naprawdę opowiada o sobie samym. To są jego przemyślenia. Jego przeżycia. W 7 Uczuć reżyser cofa się aż do okresu dzieciństwa. Pokazuje widzom moment, w którym kształtuje się w dzieciach wrażliwość na otaczający je świat. Gdy przeżywają pierwsze miłości, pierwsze zerwania, porażki, zwycięstwa, przyjaźni, zawody. Targają nimi uczucia, których jeszcze do końca nie rozumieją i zwracają się w stronę dorosłych, by im pomogli. I tu pojawia się główny problem. Dorośli je ignorują. Traktują jako natrętów zajmujących czas na odpoczynek po pracy. Pokazują brak zrozumienia, bo już dawno zapomnieli, jak to jest być dzieckiem. Traktują ich tak samo jak innych dorosłych. Surowo. Niektórzy z nich dla swoich dzieci są bezwzględni, wpędzając tym samym swoich potomków w kompleksy i szybko odzierając ich ze szczęśliwego dzieciństwa.
Na tytułowe siedem uczuć składa się: strach, smutek, wstyd, zazdrość, złość, wstręt i radość. Z każdym z nim jest związana jakaś opowieść, w którą mały Adaś (Michał Koterski) jest uwikłany. Przenosimy się do bliżej nieokreślonych czasów, ale z tego jak dzieci są ubrane i jak wygląda życie na ulicach możemy wysnuć wnioski, że są to lata 50. może 60. Nie sprecyzowane jest też miejsce akcji. Jest to po prostu gdzieś w Polsce. Dla samej opowieści nie ma to większego znaczenia. Nie skupiamy się bowiem na sytuacji politycznej w tamtym okresie, bowiem z perspektywy dziecka nie ma ona żadnego znaczenia. Ich świat kręci się wokół szkolnej ławki, boiska i podwórka poza szkołą. Bawią się, wygłupiają, zdradzają najskrytsze sekrety. Są po prostu dziećmi. Koterski zabiera nas w bardzo szczerą podróż, pokazując bardzo otwarcie swoje największe koszmary z dzieciństwa. To odważny i ryzykowny ruch.
Już pierwsza scena 7 uczuć intryguje. Oto Adam Miauczyński stylizowany na tego, którego znamy z Dzień świra, w kraciastej wełnianej marynarce z wąsem, siedzi na sesji u pani psycholog. Jest ona naszą narratorką we wspomnieniach głównego bohatera. Bardzo dobrym posunięciem było zatrudnienie do tej roli Krystyny Czubówny, która część w wspomnień Adasia opisuje nam niczym program przyrodniczy.
Nie dziwię się, że Koterski formę tego filmu trzymał w tajemnicy przed światem. Jest ona bardzo nowatorska. Reżyser w rolach dzieci obsadził bowiem dorosłych aktorów, którzy mają zachowywać się jak dzieci. W tej konwencji Michał Koterski sprawdza się genialnie. Mentalność dziecka znakomicie do niego pasuje. Reżyser znalazł sposób, by powtórzyć świetną kreację swojego syna z Dnia Świra. Nie myślałem, że kiedykolwiek to powiem, ale w tym filmie swoim występem Michał Koterski dorównuje takim aktorom jak Robert Więckiewicz, Katarzyna Figura, Marcin Dorociński, Andrzej Chyra czy Adam Woronowicz. Wszyscy oni są bardzo przekonywujący jako dzieci. Zarówno pod względem mowy, jak i poruszania się czy też emocji, jakie nimi targają. Nawet Tomasz Karolak zachwycił mnie swoją grą, co jest bardzo dużym i pozytywnym zaskoczeniem. W tym filmie nie ma słabej kreacji aktorskiej. A jest ich tutaj sporo. Koterskiemu udało się ściągnąć na plan, przynajmniej do roli epizodycznej, chyba wszystkich aktorów, z którymi kiedykolwiek pracował. No może oprócz Marek Kondrat.
W tym filmie nie ma małych ról. W pamięci zapada zarówno pojawiająca się przez kilka sekund milcząca Magdalena Cielecka jak i znakomity klasowy zgrywus grany przez Andrzej Mastalerz.
Problem mam z finałem, który jest bardzo nachalny. Woźna grana przez Sonię Bohosiewicz wręcz wykrzykuje nam go w twarz, nie zostawiając żadnego miejsca na chwilę zastanowienia się nad tym, co właśnie zobaczyliśmy. Jakby reżyser nie wierzył, że widz sam może dojść do pewnych wniosków i trzeba mu je podać od razu. Nie podobało mi się również to, że niektóre postaci po prostu nagle znikają z życia Adasia i nie wiemy, co się z nimi stało. Jedną z takich osób jest ojciec grany przez Adama Woronowicza. Dusza towarzystwa, która w domu rządziła żelazną ręką w pewnym momencie po prostu znika z ekranu i już się na nim więcej nie pojawia. Nie wiemy, co się z nim dzieje.
Niemniej 7 uczuć jest świetnym filmem skłaniającym do refleksji i pokazującym, że wielu aktorów do znakomitego występu potrzebuje tylko dobrego reżysera. On potrafi obudzić w nich skrywany i trochę zakurzony talent. Dawno nie widziałem np. Katarzyny Figury w tak dobrej kreacji filmowej. Mam nadzieję, że na następny film Koterskiego nie będziemy musieli aż tyle czekać. Ta produkcja jest bardziej w duchu Nic śmiesznego i Dnia świra niż Baby są jakieś inne, które nie bardzo przypadły mi do gustu. I z tego co wiem, nie tylko mnie. Czegoś im brakowało. I to coś właśnie znalazłem w 7 uczuciach.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1957, kończy 67 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1989, kończy 35 lat