

Warrior to serial na pierwszy rzut oka o prostym koncepcie. Fabuła osadzona jest w XIX wieku w San Francisco i skupia się na wojowniku imieniem Ah Sahm, który przybywa z Chin w określonym celu. Jak to często bywa, nic nie idzie zgodnie z planem. Jest to postać ciekawa, choć trudno mu kibicować. Jest krnąbrny, naiwny i troszkę antypatyczny w swojej przesadnej pewności siebie. Czuć w wielu scenach, że on wie, jakie ma umiejętności w sztukach walki i nikt mu nie może podskoczyć. Dlatego brawa dla twórcy, że wprowadził tę jedną scenę, która sprowadza bohatera na ziemię, a w roli przeciwnika obsadził niezawodnego Joe Taslima z serii Raid. To zmienia postać rzeczy w premierowym odcinku, bo pozwala rozpocząć budowę wątku ewolucji bohatera w kogoś lepszego, ciekawszego i wartego poświęcania mu czasu.
Każdy fan Banshee pewnie będzie zastanawiać się, czy Jonathanowi Tropperowi uda się znowu wstrzelić w klimat. Po pierwszym odcinku czuć, że Wojownik ma to "coś", co własnie miało Banshee. Zarazem jednak produkcja jest inna i trafia w zupełnie inne nuty. Jest to propozycja dla wielbicieli historii o gangach, w której nie brak machinacji, intryg i przemocy (kilka scen jest mocnych!). Zarazem czuć, że wprowadza on tutaj to, co sprawdzało się i podobało, ale opiera się na zupełnie innych fundamentach. Dlatego w życiu nie powiem, że Wojownik jest następcą Banshee. Ma zbyt wiele elementów nadających mu własnej, unikalnej wartości, więc takie nazewnictwo w dużej mierze nie wydaje mi się trafione. Czuć, że to właśnie twórca Banshee to robił i nie ma ku temu wątpliwości, ale pokazuje on, że choć wypełnia tę pustkę, robi to inaczej i ze świeżością.
Sceny akcji są podstawą Wojownika i zarazem jego najmocniejszym punktem. Za choreografię i reżyserię walk odpowiada Brett Chan. Jego filmografia nie zapowiadała fajerwerków, bo miał na koncie choćby pierwszy sezon Iron Fista (choć tam słabość walk wynikała z innych przyczyn), ale można powiedzieć z czystym sumieniem, że poradził sobie znakomicie. Zwłaszcza że mamy dwa kompletnie inne światy wymagające zupełnie innej wizji na choreografię, ustawienia kamery czy dynamikę. Z jednej strony mamy Chinatown z Ah Sahmem na czele, który nieprzypadkowo walczy w stylu Bruce'a Lee. Twórcy wyraźnie tym faktem oddają hołd legendzie kina i autorowi oryginalnego konceptu na ten serial. Aktor radzi sobie wyśmienicie, zadając ciosy efektywnie, swobodnie i z potrzebną naturalnością. Walki z jego udziałem (zwłaszcza ta z Taslimem!) są dynamiczne i oparte na umiejętnościach, ale zarazem tak realistyczne, jak to tylko możliwe. Widz ma czuć energię, dostrzegać arsenał ciosów, jakich bohater używa, ale nie ma odstraszać się zabiegami rodem z kina kopanego. Póki co nie uświadczymy w tym długich pojedynków czy akrobatycznych ciosów. Jest to coś pomiędzy - zarazem zachowanie efektywności walk i ich dynamiki, ale przy wykorzystaniu iluzji realizmu. Mamy podziwiać, odczuwać emocje, ale nie znudzić się popadaniem w skrajność (a umówmy się kino kopane czasem w tym aspekcie przesadza). Z drugiej strony mamy świat Irlandczyków, gdzie walki są oparte na boksie. Mamy jedną scenę w odcinku, która pokazuje inny pomysł: podkreślenie twardości walczących, fizycznej siły i ekstremalnej brutalności. Tutaj nikt nie bije w zgodzie z naukami sztuk walki, by w jakimś tam stopniu było ładnie, ale po to, by jak najbardziej uszkodzić przeciwnika i wygrać. Zestawienie tych dwóch światów może dać niezwykle atrakcyjne sceny akcji, które nadadzą serialowi jeszcze więcej świeżości,
Twórcy na pewno potrafią dobrze stworzyć świat i go swobodnie przedstawiać. Dzięki temu widzimy, jakie zasady panują w San Francisco, jakie chińskie gangi dzielą się wpływami, jakie są konotacje z politykami i policją złożoną w dużej mierze z irlandzkich imigrantów oraz jaki kapitalny i zarazem wciągający bez reszty klimat to tworzy. Trzeba przyznać, że wizja na Wojownika to nie tylko efektowne walki, ale historia z odpowiednią atmosferą, która potrafi zaintrygować od samego początku. Nawet jeśli tak jak ja nie będzie w pełni z głównym bohaterem, poczujecie emocje i dostrzeżecie wiele elementów składowych, dających rozrywkę atrakcyjną i satysfakcjonującą.
Wojownik to przykład serialu, który obecnie jest bardzo ważny. Gdy współcześnie tworzy się coraz więcej seriali, musimy wszyscy selekcjonować sobie to, co trafia w nasz gust. Nowa produkcja Cinemaxu to bardzo dobra pozycja dla fanów serialu z akcją, seksem, przemocą i historią wartą poznania. Czuć po tej premierze, że ma to "coś", co jest warte czasu. Podobnie jak wcześniej Banshee, tak i Wojownik trafia w pewną niszę, która nie jest zbyt dobrze wypełniona w świecie seriali.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można go znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/


