A gdyby...?: sezon 3 (koniec serialu) - recenzja
Data premiery w Polsce: 11 sierpnia 20213. sezon serialu Marvel Studios A gdyby...? jest zarazem ostatnim. Oceniam bez spoilerów.
3. sezon serialu Marvel Studios A gdyby...? jest zarazem ostatnim. Oceniam bez spoilerów.
Serial A gdyby...? w ośmiu odcinkach dostarcza wrażeń. W jego DNA jest wpisana różnorodność, więc gdy dostajemy rozmaite, często zwariowane pomysły, dobrze się to ogląda. Jak w każdej produkcji odcinkowej – raz jest lepiej, a raz gorzej, ponieważ odbiór jest sprawą indywidualną. Powiem tak: jeśli ktoś nie lubi dużych potworów i mechów, pierwszy epizod może mu się nie spodobać, ale na przykład wpisanie Shang-Chi w klimat westernu może już przypaść do gustu. Mimo że doceniam twórców za naprawdę fajne pomysły, muszę podkreślić, że tym razem jest jedynie "w porządku". Drugi sezon wciąż proponował coś emocjonującego i zaskakującego. Tym razem wydaje się, że nie jest tak dobrze, bo niewiele odcinków potrafi aż tak zaciekawić. Nie zrozumcie mnie źle, jest tutaj dużo dobrego i ogląda się to całkiem nieźle. Jednak gdy porównamy wszystkie sezony, ten najnowszy wydaje się najmniej porywający. Dostałem historie, które pomimo kreatywności nie były w stanie mnie zaangażować. Przy drugiej serii po prostu było lepiej. Tym razem za często towarzyszyła mi obojętność. Chodzi o sposób opowiadania fabuł, które pomimo dobrych pomysłów nie zdołały wznieść się na odpowiedni poziom.
W drugim sezonie mieliśmy Kahori (stworzoną na potrzeby serialu), a teraz poznajemy Byrdie. Nowa postać pojawia się w dwóch odcinkach i prezentuje się całkiem interesująco. Jej moce mogą się Wam spodobać. Bohaterka jest dopracowana, przemyślana i dobrze zbudowana. Specyficzny głos Natashy Lyonne doskonale wpisuje się w ten styl. Wątek Byrdie pasuje do solidnego trzeciego sezonu, który jednak nie potrafi osiągnąć tej samej dynamiki, co poprzedni. I choć Kahori powraca, nie dostaje więcej czasu ekranowego. Szkoda! Z kolei wprowadzenie Storm z X-Menów, która dzierży młot Thora, jest kapitalne. Prostymi środkami udało się przedstawić postać, która nieustannie intryguje i buduje klimat serialu.
Dodatkowo odcinek poświęcony genezie Byrdie (dodatkowy, obok wspomnianych dwóch) jest prawdopodobnie tym najbardziej niedorzecznym (ale w pozytywnym sensie). Nie uwierzycie, kim są jej rodzice – tak, to znane postacie! Jej przedstawienie jest pomysłowe i z pewnością przemyślane. Jednak muszę przyznać, że wprowadzenie Kahori wywołało znacznie większe emocje i budowało znakomity klimat.
Widać, że twórcy chcieli skupić się na postaciach mniej znanych, więc nie mamy tym razem ani Steve'a Rogersa, ani Iron Mana, ani Thora, ani Avengers w lubianym składzie. Pokazanie takich postaci jak Kate Bishop, Shang-Chi, Riri Williams jest potrzebne. Mało ich widzieliśmy w filmach i serialach, więc zaprezentowanie ich alternatywnych wersji w akcji dostarcza wrażeń i coś o nich mówi. Zaskoczony byłem, jak dobrze wypadli Shang-Chi czy Red Guardian, ale odcinki o Eternals, Agacie czy Riri były już zwyczajnie nudne pomimo różnych niekonwencjonalnych rozwiązań fabularnych. Wiadomo, że każdy widz ma inny stosunek do starych postaci, a trudno to uzyskać przy nowych. Jeśli scenarzyści nie proponują czegoś więcej, to efekt pozostaje zaledwie solidny.
Kluczowe dla serialu, a być może także dla całego MCU, są dwa ostatnie odcinki. Twórcy stanęli przed naprawdę trudnym wyzwaniem, ponieważ finał drugiej serii pod względem szaleństwa multiwersum był fenomenalny i niesamowicie emocjonujący. Tym razem jednak postawiono na dobrą historię, która miała zaoferować coś innego. Mamy emocje oddziałujące na zupełnie innym poziomie oraz sporo niespodzianek. Ostatecznie finał to prawdziwa uczta dla widza – wielkie emocje i widowisko, które idealnie oddaje znaczenie słowa "epicki". Wyobraźcie sobie walkę z tak potężną dawką mocy, że w jej wyniku planeta rozpada się na kawałki. Twórcy nie próbowali dorównać wydarzeniom z zakończenia drugiej serii. Zamiast tego obrali inną ścieżkę, znacznie zwiększając poziom potęgi walczących. Efektem jest odcinek, który ogląda się ze "szczęką opadającą do podłogi". Zaskakuje klimatem i emocjami, a scenariusz pokazuje, że twórcy podjęli naprawdę odważne decyzje. Konsekwencje dla multiwersum są ogromne. Jeśli Marvel traktuje ten serial jako część MCU, tak jak zawsze podkreśla, muszą one znaleźć odzwierciedlenie w Avengers: Doomsday czy Avengers: Secret Wars.
Trzeba przyznać, że po tych trzech sezonach A gdyby...? jest serialem naprawdę pięknym dla oka. Tym razem twórcy trochę eksperymentowali z formą i stylistyką animacji, nawiązującą do komiksów i starych seriali. Widzimy konsekwentny rozwój, szczególnie w scenach akcji – są one bardzo dynamiczne, efektowne i świetnie wyreżyserowane, co wizualny styl potrafi oddać lepiej niż w poprzednich sezonach. Twórcy wiele się nauczyli. Wiedzieli, jak niektóre rzeczy pokazać lepiej.
To finałowy sezon A gdyby...?, więc chciałoby się zobaczyć więcej odcinków mających znaczenie dla multiwersum. Zminimalizowanie tego do zaledwie dwóch to trochę zmarnowana szansa na to, by animacja MCU mogła dojrzeć i stać się czymś więcej. Ten serial miał potencjał na coś naprawdę wyjątkowego. Po finale można odnieść wrażenie, że osoby odpowiedzialne za jego tworzenie nigdy do końca go nie zrozumieli.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1977, kończy 47 lat