Agenci T.A.R.C.Z.Y.: sezon 3, odcinek 10 – recenzja
Jesienne pożegnanie serialu Agenci T.A.R.C.Z.Y. (Marvel’s Agents of S.H.I.E.L.D.) to kawał wciągającej i przykuwającej do ekranu rozrywki. W dobrej zabawie nie przeszkadzały ani drobne mankamenty, ani nawet ostateczna przewidywalność historii.
Jesienne pożegnanie serialu Agenci T.A.R.C.Z.Y. (Marvel’s Agents of S.H.I.E.L.D.) to kawał wciągającej i przykuwającej do ekranu rozrywki. W dobrej zabawie nie przeszkadzały ani drobne mankamenty, ani nawet ostateczna przewidywalność historii.
Półfinał 3. sezonu Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. bezpośrednio kontynuuje wątki zapoczątkowane przed tygodniem, a akcja toczy się na dwóch płaszczyznach, które znajdują wspólny, silnie emocjonalny koniec. Pierwszą część historii stanowi eskapada na planecie Maveth i wypada ona dość chaotycznie. Oddział Granta Warda przemierza pustkowia bez wyraźnie określonego planu, a sam (perfekcyjnie wyszkolony przecież) Ward pozwala sobie nawet na chwile odprężenia, które w efekcie skutkują wstępnym niepowodzeniem misji. Od pierwszego pojawienia się astronauty Willa można mieć też wątpliwości co do rany i sposobu, w jaki przetrwał on spotkanie z tajemniczym złem, a już mniej więcej od połowy odcinka staje się jasne, jaki twist fabularny szykują scenarzyści.
Te spodziewane rozwiązania nadrabia klimat planety i intrygujące obrazki – takie jak podniszczony monument HYDRY czy też panorama opuszczonego miasta obcych, która błyskawicznie przywodzi na myśl otwierającą sekwencją Strażników Galaktyki. Z uwagi na panującą atmosferę wiadomo jednak, że to zupełnie inna planeta, więc na razie – niestety – to jedyne skojarzenie serialu z filmem. Samo znaczenie upadłej cywilizacji rozszyfrować muszą fani lepiej ode mnie obeznani z kosmiczną mitologią Marvela.
Druga połówka historii to prowadzona równolegle infiltracja opanowanego przez HYDRĘ zamku. Ogromny atut to fakt, że serial angażuje w tym miejscu wszystkich bohaterów i w danym momencie każdy musi wypełnić swoją rolę – od Joeya Gutierreza i Lincolna, którzy za pomocą swoich mocy osłabiają defensywę przeciwnika, przez ucieczkę Jemmy i May szukającej Andrew, aż po gotowość do poświęcenia Daisy i trudną decyzję podjętą przez Macka (w ostatnich odcinkach bohater ten wreszcie zyskał faktyczne znaczenie). Minusem jest jednak brak realnego poczucia zagrożenia, a walki z żołnierzami HYDRY odbywają się raczej poza ekranem. Misja agentów przebiega więc względnie bezproblemowo, nikt nie zostaje choćby raniony, a rzucane gdzieniegdzie żarciki, choć zabawne, to są już raczej niepotrzebne, bo przywodzą na myśl szkolną wycieczkę.
Nie zrozumcie źle powyższej krytyki, bo cały odcinek wciąż ogląda się przednio i niemalże na skraju fotela. W porównaniu jednak ze świetnie zrealizowaną, piorunującą końcówką czuć, że w scenach tych można było wycisnąć więcej napięcia. Zanim jednak nastąpi wybuchowy finał, odnotować należy, że bohaterem, który w ostatnich momentach bezsprzecznie wysunął się na pierwszy plan, jest Phil Coulson. Pragnienie zemsty ukazane jest przekonująco, a sam Clark Gregg dawno nie miał do zagrania tylu skrajnych emocji. W ckliwej, bo ckliwej, ale potrzebnej scenie snu odbywa się pożegnanie z Rosalind, którego brakowało po szokującym otwarciu przed tygodniem. Do niego należy też żart odcinka i humorystyczne nawiązanie do Gwiezdnych wojen (które w nieoficjalnym plebiscycie wyprzedziło Macka i Power Rangers). Mocne jest także zamknięcie tego rozdziału, intensywna walka z Wardem i inicjalna śmierć antybohatera pokazana w dość nietypowy, ale oryginalny i przykuwający uwagę sposób.
Ostatnie minuty to już iście hollywoodzka poezja widowiskowej akcji, na którą składają się: muzyczna konstrukcja narzucająca odpowiednią dawkę patosu, świetnie uchwycone ujęcie wystrzelenia flary w Willa i nieźle dopracowane efekty komputerowe eksplozji zamku. Ostateczny efekt jest łatwy do przewidzenia, ale jednocześnie satysfakcjonujący, bo pokazane w spowolnionym tempie zwycięskie spotkanie bohaterów zawiera silne stężenie wzniosłych uczuć.
Niewielu będzie też takich, których zaskoczy scena po napisach. Stety bądź niestety, ale Brett Dalton nigdzie się nie wybiera i zostanie w serialu jeszcze przez długi czas. Reinterpretowanie postaci Warda odbywało się ostatnio z różnym skutkiem, nieco przypominając jednak reanimowanie trupa – teraz dzieje się tak całkiem dosłownie i będzie to już któreś kolejne jego wcielenie. Tym razem zaprawdę demoniczne. Z ujawnieniem tego faktu będzie się wiązało spore wyzwanie, oto bowiem na szali położone zostaną losy ludzkości i tym razem konieczny będzie chociażby komentarz odnośnie Kapitana Ameryki i Avengers. A może też gościnny występ np. Falcona? Prawdopodobnie obecnie pomaga Rogersowi, ale jeszcze w sierpniu stróżował w siedzibie superbohaterów – może znajdzie więc czas na wizytę?
Na razie jednak fani Marvela żegnają 2015 rok i mogą być diabelnie zadowoleni. Rocznik ten zaoferował dwa naprawdę dobre filmy, a najszczerszą radość i wczesne święta przyniósł oddział telewizyjny – debiuty Daredevila i Jessiki Jones oraz wysoki poziom kolejnego sezonu Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. to świetne powody, aby nadchodzące tygodnie spędzić w spokoju ducha. Kolejne dwanaście miesięcy zapowiada się jeszcze lepiej.
Poznaj recenzenta
Piotr WosikDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat