Agenci T.A.R.C.Z.Y.: sezon 3, odcinek 7 – recenzja
Serial Agenci T.A.R.C.Z.Y. (Marvel’s Agents of S.H.I.E.L.D.) utrzymuje satysfakcjonujący poziom. Choć najnowszy odcinek jest równie poprawny, to jednak przedstawione w nim wydarzenia mogą powodować rozczarowanie.
Serial Agenci T.A.R.C.Z.Y. (Marvel’s Agents of S.H.I.E.L.D.) utrzymuje satysfakcjonujący poziom. Choć najnowszy odcinek jest równie poprawny, to jednak przedstawione w nim wydarzenia mogą powodować rozczarowanie.
Tak jak zasygnalizowano w poprzednich odcinkach serialu Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D., większy nacisk został położony na elementy romantyczne i to one napędzają rozgrywającą się historię. Nie zawsze są to jednak trafione i przekonujące decyzje. Oceniając niejako od końca, rodzący się romans pomiędzy Philem Coulsonem a Rosalind Price wypada przekonująco, pomiędzy aktorami istnieje wyczuwalna chemia, a od strony fabularnej rozwijanie osobistego życia Phila jest ciekawą perspektywą. Na nowy etap wszedł z kolei związek Bobbie i Lance’a, którzy coraz śmielej odkrywają przed sobą intymne uczucia i wzajemną niepewność. Obrazek roznegliżowanej agentki Morse zapewne spodobał się większości fanów, ale ta czułość w rozmowach z Hunterem nie do końca pasuje do ich twardych, zadziornych charakterów. Choć może zaprezentowanie ich od ludzkiej strony jest wartością dodaną?
To właśnie ludzka strona Melindy May jest soczewką, przez którą oglądamy rozwiązanie tajemnicy Andrew/Lasha. Bonusem takiego podejścia jest kilka scen, w których Ming-Na Wen może pokazać wachlarz niewidzianych do tej pory emocji. Niestety w wątku tym wkrada się również fałsz, ponieważ miłosna relacja z doktorem nigdy nie była na tyle przekonująca i rozbudowana, aby widz mógł faktycznie wczuć się w sytuację postaci. Nie pomaga również wyjaśnienie transformacji i motywacji Andrew, które sprowadzone zostały do dylematu hulkowskiej bestii i postępującego rozszczepienia tożsamości. Sama przemiana była mocno przypadkowa, a narzucenie bohaterowi imperatywu pierwotnego instynktu zabijania i odebranie mu pełnej kontroli to pomysły o tyle klarowne i spójne, co jednak rozczarowujące – i to niezależnie od potencjału komiksowego materiału.
Przywarą omawianego wątku były również finałowe sceny akcji, które prezentowały zaskakująco mało polotu i inwencji. Ostatecznie doprowadziły one też do optymalnego dla wszystkich efektu – bezpiecznego i tylko iluzorycznie imającego się odważnych rozwiązań. Mały plus stanowiły tu bardzo dobre efekty specjalne (moce Lincolna, Daisy, Lasha i Gutierreza, a także wygenerowany komputerowo odrzutowiec), które wyglądały na tyle przekonująco, że wręcz gryzły się ze sztucznymi lokacjami i zdjęciami kręconymi w studiu.
W szerszej perspektywie uśpienie Andrew stanowi kolejny ważki argument w dyskusji na temat Inhumans. To zdecydowanie mocna strona serialu, ponieważ sytuacja przedstawiona zostaje nam pod wieloma kątami, a pod uwagę brane są zarówno kwestie bezpieczeństwa własnego, jak i innych oraz problem braku tolerancji i zrozumienia. Bardzo łatwo jest przełożyć te dylematy na realne i współczesne wątki społeczne, co korzystnie ubarwia serial.
Wspomniane na wstępie elementy romantyczne stanowią także kanwę relacji Fitz-Simmons. Wspominam o nich na końcu, ponieważ to ten wątek przemyca największy zgrzyt odcinka oraz nie mniej interesującą poszlakę kolejnych wydarzeń. Zacieśniająca się pomiędzy naukowcami nić porozumienia i miłości pokazywana jest w subtelny, niewerbalny i wrażliwy sposób. Tym bardziej zbyteczny jest więc nachalny pomysł trójkąta miłosnego, którego symbolem stało się tym razem kretyńskie selfie Jemmy z Willem. To absurd, jeśli weźmiemy choćby pod uwagę konieczność oszczędzania baterii, a także spora wpadka scenarzystów, gdyż do pierwszego zbliżenia pomiędzy bohaterami doszło już po rozładowaniu się telefonu (sprawdziłem!). Skwitowanie sytuacji żartem Huntera jest co prawda zabawne, ale potwierdza tylko, że wprowadzenie astronauty do fabuły było błędem. Nic nie stało bowiem na przeszkodzie, aby Jemma znalazła wyłącznie pozostałości po tajemniczej misji NASA. W ten sposób można było uniknąć dramy, a tak samo doprowadzić do diabelnie intrygującego spostrzeżenia na temat podobieństwa emblematów.
Owa zagadka, a także powrót na scenę HYDRY w osobie Gideona Malica, stanowić będą podwaliny nowej historii w kolejnych odcinkach. Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. wyraźnie potrzebują świeżego rozdania, bo choć jest dobrze, to czynnik ekscytacji został ostatnio nieco zagubiony.
Poznaj recenzenta
Piotr WosikDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat