Agenci T.A.R.C.Z.Y.: sezon 4, odcinek 11 – recenzja
Najnowszy odcinek Agentów T.A.R.C.Z.Y dostarcza odpowiedzi na kilka pytań, a są one mniej lub bardziej satysfakcjonujące.
Najnowszy odcinek Agentów T.A.R.C.Z.Y dostarcza odpowiedzi na kilka pytań, a są one mniej lub bardziej satysfakcjonujące.
Epizod Wake Up ukazuje wreszcie kulisy porwania May, a dodatkowym smaczkiem jest pokazanie całego zajścia z jej perspektywy – teraz już wiemy, dlaczego wcześniejsze próby utrzymania agentki w śpiączce nie powiodły się. Rzeczywiście May nie odpowiada odpoczynek i masaż. Cały odcinek zbudowano zresztą wokół tego wydarzenia, a android-May także słusznie zaczyna podejrzewać, że coś jest nie tak. Szkoda, że tak szybko zdecydowano się rozwiązać ten wątek, ponieważ stopniowe zdawanie sobie sprawy z faktycznego stanu swojej natury przez mechaniczną zastępczynię May mogłoby być ciekawsze. Choć z drugiej strony tylko ona zna prawdę i nie może jej nikomu wyjawić. Świetnym pomysłem twórców było ukazanie rzekomej ucieczki prawdziwej agentki May – muszę przyznać, że dałam się nabrać, zapominając, że narkotyczne wizje masażu i leżaka zamieniono jej na ciężki trening.
Wątek doktora Radcliffe’a z początku wydawał się dość sztampowy – kolejny szalony naukowiec z robotem-mordercą w żadnym razie nie odbiega od tego, do czego przyzwyczaiła widzów kinematografia. Cieszy więc fakt, że ukryte motywy Radcliffe’a mają jak najbardziej sens, mamy więc już pewność, że on oraz senator Nadeer są współpracownikami. Trzeba pochwalić grającego Radcliffe’a Johna Hannaha, którego ogląda się po prostu z przyjemnością – zwłaszcza dobrze wypadła jego finałowa scena rozmowy z Fitzem, kiedy próbował uderzyć w bardziej sentymentalny ton i nabrać młodszego kolegę po fachu. Wygląda zresztą na to, że Radcliffe jest już w stanie produkować androidy zastępcze taśmowo – skoro bez problemu zastąpił także samego siebie. Z odcinka na odcinek coraz bardziej podoba mi się też gra aktorka Mallory Jansen, której Aida naprawdę ma coś w sobie z pięknego, ale upiornego robota.
Po raz kolejny mamy okazję oglądać Daisy nie w akcji, a w wersji oficjalnej czy wręcz urzędowej – wątek zeznawania przed senator Nadeer wypada jednak blado, a jeszcze gorzej próba przeszukania gabinetu pani senator przez Phila Coulsona i Elenę 'Yo-Yo' Rodriguez. Od kiedy wiemy, że Mace nie jest Inhumanem, mocno spadł autorytet tej postaci w oczach współpracowników, a teraz rzecz ma się podobnie z Coulsonem. Na wyciek informacji z siedziby T.A.R.C.Z.Y oczywiście nie miał wpływu, ale cały plan po prostu prosił się o porażkę. O ile Mace zdecydowanie złagodniał i pokazał swoje drugie oblicze, o tyle trochę tęskni się za dawnym twardym agentem Coulsonem, który z uśmiechem na twarzy (choć ten z jego oblicza rzadko schodzi, nawet teraz) szefował T.A.R.C.Z.Y.
Trochę niespodziewanie twórcy wrócili do wątku uczucia pomiędzy Eleną, a Mackiem. O ile przekomarzanie się o filmowe apokalipsy z udziałem robotów w odcinku 9. było fantastyczne, o tyle tutaj zaserwowano nam typową historię z tajemnicą z przeszłości jednego z kochanków. No i jak to przeważnie bywa, ów sekret okazał się dość mało oryginalny – Mack jest jednym z tych dobrych gości, którzy nie posiadają mrocznej przeszłości, więc Elena mogła zadumać się nad faktem, że jej ukochany miał kiedyś rodzinę. Swoją drogą, nagość w tym serial pojawia się bardzo rzadko (z oczywistych powodów), ale w odcinku Wake Up pozwolono sobie przynajmniej na jej odrobinę, co przypomniało wszystkim, że oglądamy jednak serial o przygodach dorosłych ludzi – nawet jeżeli są obdarzeni supermocami.
Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. prezentują w tym sezonie przyzwoity poziom, aczkolwiek serial nie sprawia, że czeka się z niecierpliwością na dalsze odcinki, bo czegoś brakuje. Być może następny epizod dostarczy widzom rozrywki na wyższym poziomie.
Źródło: zdjęcie główne: fot. ABC / Marvel
Poznaj recenzenta
Karolina SzenderaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat