Agnieszka Osiecka. Dzienniki 1954 – 1955 – recenzja książki
Data premiery w Polsce: 30 stycznia 2018Podobno każdy znał zupełnie inną Agnieszkę Osiecką. Dla jednych była genialną poetką, dla innych marzycielką z problemami. Sądów i osądów nad poetką było już wiele. Bo mówić o niej można, podśpiewując zarówno Zielono mi, jak i Na zakręcie. Tym razem jednak będzie zaskakująco, bo to ona zabierze głos w swojej sprawie.
Podobno każdy znał zupełnie inną Agnieszkę Osiecką. Dla jednych była genialną poetką, dla innych marzycielką z problemami. Sądów i osądów nad poetką było już wiele. Bo mówić o niej można, podśpiewując zarówno Zielono mi, jak i Na zakręcie. Tym razem jednak będzie zaskakująco, bo to ona zabierze głos w swojej sprawie.
Dzienniki z lat 1954 – 1955 to już piąty tom osobistych zapisków poetki. Jak łatwo można się domyślić, pierwsze powstawały jeszcze w czasach jej dzieciństwa, a dokładnie rzecz biorąc – gdy miała 9 lat. Najnowsza edycja jest pierwszą, w której nareszcie możemy mówić o początkach dorosłości Osieckiej – w 1954 roku skończyła 18 lat, była już studentką pełną gębą i powoli zaczynała odkrywać swoje życiowe powołanie. Coraz mniej w jej zwierzeniach młodzieńczych wzlotów i upadków, a coraz więcej dojrzałości i ciekawych przemyśleń nad otaczającą ją rzeczywistością. Oczywiście Dzienniki 1945-1950 Agnieszki Osieckiej, jak chyba każdej 18-latki, nie są wolne od sercowych rozterek i przeróżnych zawirowań towarzyskich, ale jest to zaledwie jedna warstwa tej wielowątkowej opowieści o życiu jednej z ciekawszych postaci polskiej literatury. Pomiędzy jednym a drugim „miłym chłopcem” Osiecka znajduje czas na głęboki rozważania o literaturze, sztuce i… polityce. Być może to specyfika czasów, w jakich przyszło jej żyć, ale trzeba przyznać, że jak na tak młodą osobę jej poglądy polityczne były dość ostro sprecyzowane. Dzienniki Agnieszka Osiecka to zatem także doskonała okazja do poznania klimatu epoki od nieco innej, ale w stu procentach wiarygodnej strony.
Wiarygodność – oto słowo klucz do odczytywania Dzienników. Czytając je, trzeba przede wszystkim pamiętać, że nie jest to dzieło dopracowane we wszystkich szczegółach. Nie jest wybitne literacko. Jest za to boleśnie szczere. Wydaje mi się, że w rzeczywistości niewiele osób może powiedzieć, że znało Agnieszkę Osiecką taką, jaką spotykamy w Dziennikach. Może co najwyżej znały jakiś fragment tej Osieckiej. Teraz nareszcie można poznać ją w całości. Każdy etap jej życia jest dopełnieniem układanki. Lata 1954 – 1955 ukazują nam poetkę jako pilną uczennicę, aktywistkę, ostrego krytyka i kokietkę. Agnieszka – studentka dziś byłaby mądrzejsza od niektórych wykładowców. Pisanie po niemiecku czy zrozumienie francuskich piosenek nie sprawiało jej żadnych problemów. Ale talent do języków to jeszcze nie koniec jej nadzwyczajnych umiejętności. Oczytanie, swoboda w interpretacji dzieł sztuki, zamiłowanie do teatru – wszystko to przyprawia o zawrót głowy, zwłaszcza że, przypomnijmy jeszcze raz, mamy do czynienia z 18-letnią dziewczyną. Agnieszka – aktywistka zawstydziłaby współczesnych ludzi czynu. Jej dzień był wypełniony od rana do wieczora. A to spotkanie w Związku Młodzieży Polskiej, a to organizacja studenckiej grupy teatralnej…
Doba Osieckiej, przynajmniej w tamtym czasie, musiała mieć zdecydowanie więcej niż 24 godziny. Agnieszka – krytyk skrupulatnie przeplata pochwały z konkretnymi zarzutami, ale, co ciekawe, najbardziej wymagająca jest wobec samej siebie. Jej wieczne niezadowolenie z własnych tekstów, zwątpienie w talent pisarski dla czytelników jej późniejszych dzieł mogą wydawać się niedorzeczne. Mimo że już wtedy wielu dostrzegało w niej coś nadzwyczajnego, jej samej trudno było w to uwierzyć. I całe szczęście! Dzięki temu jej dwa poprzednie wcielenia są znośne i nieco bardziej ludzkie. No i wreszcie Agnieszka – łamaczka serc. O powodzeniu Osieckiej krążą już wręcz legendy, teraz możemy się dowiedzieć, jak to wyglądało z jej perspektywy. Można powiedzieć, że brazylijska telenowela to przy tym delikatne zawirowanie. Czasem (a nawet trochę częściej niż czasem) trudno nadążyć za nurtem uczuć poetki. Jednego dnia jest dziewczyną chłopaka X zakochaną w chłopaku Y, ale już następnego, gdy chłopak Y wyznaje jej miłość, woli jednak chłopaka X. I choć redaktorzy wydania starają się, jak mogą, objaśniać te wszystkie perypetie w przypisach, to jednak poziom komplikacji tej warstwy może przekraczać możliwości zrozumienia nawet najbardziej zaangażowanych czytelników.
Dzienniki Osieckiej to zdecydowanie pozycja dla jej wielkich fanów (którzy wiedzą o niej troszkę więcej niż tylko to, że pisała teksty piosenek Maryli Rodowicz). Dla przeciętnego, średnio zainteresowanego tematem Kowalskiego książka ta okaże się prawdziwą mordęgą. Nie powinniśmy się sugerować zwyczajową oszczędnością stylu poetki. Piąty tom jej zapisków to prawie 800 stron tekstu, który fragmentami, nawet dla mnie – skromnie mówiąc, ogromnej zwolenniczki jej talentu, bywał nużący. Ci, którzy zdecydują się sięgnąć po ten tytuł, powinni przygotować się na solidne trzęsienie ziemi w kwestii wyobrażenia o Osieckiej. Bez względu na to, jak sobie ją wyobrażacie, w Dziennikach spotkacie postać z zupełnie innej bajki.
Źródło: fot. Prószyński i S-ka
Poznaj recenzenta
Patrycja ŁydzińskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1961, kończy 63 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1987, kończy 37 lat