American Crime Story: Sprawa O.J. Simpsona: sezon 1, odcinek 3 – recenzja
Trzeci odcinek American Crime Story jest tym, na co wszyscy czekali - wyczerpujący, konsekwentny i świetnie zagrany. Oby tak dalej.
Trzeci odcinek American Crime Story jest tym, na co wszyscy czekali - wyczerpujący, konsekwentny i świetnie zagrany. Oby tak dalej.
„Ja nie jestem czarny! Ja jestem O.J!” - mówi Juice podczas jednej ze scen dziejących się w celi, w której zamknięty jest główny bohater. Podczas gdy Simpson nie zdaje sobie sprawy z natury toczącej się gry, podobnie jak wyższe szczeble wymiaru sprawiedliwości, to reszta społeczeństwa dobrze wie, na jakim polu rozgrywać się będzie potyczka sądowa o najpopularniejszego wtedy z Amerykanów. O.J. Simpson jest czarny i jako czarny będzie sądzony. Pytanie tylko, czy działać to będzie na jego korzyść czy wręcz przeciwnie.
Wreszcie otrzymaliśmy odcinek American Crime Story bez żadnego potknięcia, znakomity konstrukcyjnie, prawie w całości wyczerpujący temat i zgrabnie kontynuujący pourywane wątki z poprzednich odsłon. The Dream Team (tytuł nawiązuje do określenia, którym zwykło się nazywać linię obrony Simpsona) w umiejętny sposób łączy wszystkich bohaterów, którzy do tej pory mogli działać na antypodach kontrowersyjnych wydarzeń, poświęcając szczególną uwagę dwóm czarnoskórym prawnikom – Johnniemu Cochranowi oraz Christopherowi Dardenowi, którzy walczyć będą po dwóch różnych stronach barykady. Tylko oni od początku wiedzieli, że rozprawa kręcić się będzie wokół rasowych sporów i to oni będą najmocniejszą siłą obu stron.
Kilka kluczowych momentów z tego okresu pojawia się w trzecim odcinku. Poza uformowaniem się obrony i linii oskarżenia wreszcie pojawia się kwestia DNA i niedopuszczenia do rozprawy dowodów. Pojawia się słynna okładka TIME, która rozpętała ogromną burzę w mediach. W końcu wyciekają taśmy, z których społeczeństwo dowiaduje się, że O.J. nie jest tak naprawdę narodowym bohaterem, lecz także oprawcą, który mógłby być mordercą.
Świetnych momentów w The Dream Team jest naprawdę od groma, ale rządzi przede wszystkim Sarah Paulson, która w każdej scenie potrafi oddać ciężar sytuacji: od pewności łatwego zwycięstwa do wątpliwości, czy sprawa ta rzeczywiście może być sukcesem, a wszystko to w ciągu 40 minut. Nie mówiąc już o one-linerach, które także w większości przypisane są jej postaci, jak żart o ziomkach Simpsona, czyli białych przedstawicielach klasy wyższej. Jej „to prawda, ale żartuję” świetnie oddaje naturę rozprawy. O.J. jest ulubieńcem WASP-ów, ale to czarni będą główną linią obrony i na to trzeba się przygotować.
Nawet wątek nieskupiony bezpośrednio na sprawie Simpsona wybrzmiewa w tym odcinku dobrze. Chodzi oczywiście o rodzinę Kardashianów, której wprowadzenie z początku wydawało się niepotrzebne, jednak zaznaczenie dramatu Roberta, który musi zmagać się ze śmiercią przyjaciółki i obroną przyjaciela, działa tutaj bardzo dobrze. Zaskakująco jeszcze lepiej wygląda otwarcie odcinka, w którym Robert wraz z dziećmi idzie do restauracji, gdzie zderza się z błyskawicznie zdobytą sławą. Jego słowa przestrogi - „Popularność jest ulotna. Nie znaczy nic bez wielkiego serca” - brzmią bardzo gorzko, biorąc pod uwagę to, czym stała się rodzina Kardashianów po jego śmierci.
Teza, że im mniej Simpsona, tym lepiej, sprawdza się znakomicie. On jest tylko pionkiem, a cała gra odbywa się ponad nim. Najwyraźniej o wiele lepiej odnajduje się w tym także Gooding Jr., który w każdej scenie wypada bardzo dobrze, szczególnie w swojej ostatniej, zwłaszcza że dalej serial próbuje wywieść nas w pole, czy Simpson rzeczywiście jest mordercą, czy może jednak nie. Oczywiście wszyscy wiemy, jak ta sprawa się zakończy, jednak tajemnica pozostaje tajemnicą.
Na taki odcinek czekałem – dokładny, konsekwentny i świetnie zagrany. Każda scena w trzeciej odsłonie American Crime Story jest istotna, każdy element układanki idealnie pasuje do całościowego obrazu. Rodney King, TIME, telewizja – te wszystkie elementy dają o sobie znać, dzięki czemu serial jest jedną z najmądrzejszych i najważniejszych produkcji traktujących o niedawnej historii USA. Nie dziwi mnie, że notuje (jak na FX) tak znakomitą oglądalność.
PS. Dałbym ósemkę, ale za krawaty Travolty jest ocena wyżej. Nie mogę się na nie napatrzeć.
Poznaj recenzenta
Jędrzej SkrzypczykDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat