American Gothic: sezon 1, odcinek 6 i 7 – recenzja
W kolejnych dwóch odcinkach American Gothic działo się więcej niż przez cały sezon. Wreszcie cała akcja skupiła się na dzwoneczkowym mordercy i odkryciu jego prawdziwej tożsamości. Choć całość była naprawdę interesująca, to twórcy nie poradzili sobie z nadmiarem akcji i zmontowali te odcinki na kolanie.
W kolejnych dwóch odcinkach American Gothic działo się więcej niż przez cały sezon. Wreszcie cała akcja skupiła się na dzwoneczkowym mordercy i odkryciu jego prawdziwej tożsamości. Choć całość była naprawdę interesująca, to twórcy nie poradzili sobie z nadmiarem akcji i zmontowali te odcinki na kolanie.
Osią fabuły całego American Gothic jest wymieniony wyżej seryjny morderca, który na miejscach swoich zbrodni zostawiał srebrne dzwoneczki. Podejrzenia spadły na rodzinę Hawthornów, a co chwilę pojawiały się kolejne dowody potwierdzające przypuszczenia policji. Wszystko dzieje się w ich dużej rezydencji, która jest miejscem konfliktów i wewnętrznego rozdarcia pomiędzy familią. Powinno to być bardzo ciekawe, ale twórcy robili po drodze wszystko, żeby jak najdłużej zwlekać z jakimikolwiek konkretami w najważniejszej przecież sprawie. Aż wreszcie w odcinku The Chess Players mieliśmy to, na co czekali wszyscy oglądający ten serial.
Konkrety! Masę poszlak i dowodów oraz oficjalne wskazanie sprawcy, ale jak pokazały późniejsze wydarzenia, nie jest to wcale takie oczywiste. Mimo wszystko wreszcie mogliśmy poczuć całą intrygę i problem, który jest przecież najbardziej kluczowy dla tego serialu. Nie kobieta i jej sponiewierany kot, nie dzieciak psychopata i nie małżeńskie rozterki. Te wątki potrafiły być nieźle poprowadzone, ale otrzymywały zbyt dużo czasu, przez co oglądaliśmy serial obyczajowy, a nie thriller.
W The Chess Players było wszystko: obrzucanie się podejrzeniami przez rodzinkę, ciekawe dialogi, konkrety w sprawie i walka o życie jednego z bohaterów, który przynajmniej na razie jest oczyszczony z zarzutów. Czego brakowało do szczęścia? Montaż tego odcinka jest fatalny. Masa błędów, postaci znikających, a zaraz potem pojawiających się na ekranie. Poznaliśmy też mordercę, ale chyba nikt nie jest tym zaskoczony, a serial się nie kończy, więc wiadomo, że podejrzanym jest ktoś inny. Wszystko jest proste do bólu i od początku do końca klarowne. Twórcy próbują to zamaskować innymi wątkami, trochę zbić nas z pantałyku i nakierować podejrzenia na tych, których się nie spodziewamy.
W The Gross Clinic śledztwa ciąg dalszy. Duet Brady Ross i detektyw Linda Cutter naprawdę daje radę i przyjemnie się ogląda ich w akcji, ale odkrywają tak banalne poszlaki, że tylko ślepiec nie zauważyłby, kto jest zamieszany w srebrne dzwoneczki. Generalnie odcinek ten trzyma poziom początku sezonu i jest nudny oraz przewidywalny do bólu. Interesująca jest przemiana Garetta, który ukrywał całą prawdę, a teraz chce wszystko z siebie wyrzucić. On i jego matka Madeline są ozdobami tego serialu, ale nawet oni nie mogą odratować tego, co już na początku zostało źle poprowadzone. Dalej ciągnięty jest wątek z kampanią wyborczą, a bardziej zajmujący był syn Cama i jego choroba psychiczna. Uważam, że siódmy odcinek to był idealny moment, aby coś więcej powiedzieć nam o tym chłopaku. Dlaczego taki jest i dlaczego musimy to oglądać?
Przez chwilę oba odcinki zapewniały trochę rozrywki, ale w ogólnym rozrachunku zmuszają widza do zastanowienia się, kto napisał scenariusz i wymyślił tak prostą oraz przewidywalną fabułę. Dwie, trzy postacie ciągną American Gothic, ale reszta skutecznie im przeszkadza. Z twórcami na czele.
Źródło: zdjęcie główne: Iden Ford/CBS
Poznaj recenzenta
Michał KujawińskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat