American Horror Story: Apokalipsa: sezon 8, odcinek 8 – recenzja
American horror story najbardziej błyszczy, gdy nie traktuje siebie zbyt serio, a bieżący epizod jest tego doskonałym przykładem.
American horror story najbardziej błyszczy, gdy nie traktuje siebie zbyt serio, a bieżący epizod jest tego doskonałym przykładem.
Ósmy odcinek Apokalipsy jest jedną z najbardziej zabawnych odsłon American Horror Story. Sojourn ma w sobie więcej z komedii niż z horroru, co samo w sobie jest pewnym ewenementem w historii formatu. Twórcy przedstawiają w krzywym zwierciadle wiele tematów, podszywając całość popkulturowymi smaczkami. Jest więc zabawnie, ciekawie i całkiem niegłupio. Odcinek szybko się kończy, ponieważ trwa niecałe 40 minut, ale jest na tyle treściwy, że po jego finale nie jesteśmy zawiedzeni. Momentami sięga po elementy charakterystyczne dla kina grozy, nie stara się jednak nimi straszyć, a jedynie popychać fabułę do przodu. Wynikiem tego całość, nie dość, że dobrze się ogląda, to jeszcze stanowi ważny segment opowieści. Jednym słowem, podręcznikowy przykład dobrze zrealizowanego epizodu.
Tym razem AHS ostrzem satyry traktuje pseudowyznawców szatana oraz geeków rodem z Doliny Krzemowej. Odcinek pokazuje, jak głupi w samym założeniu jest kult szatana i jak bezmyślni są ludzie odczytujący doktrynę satanistyczną dosłownie. Michael, szukając swojej drogi, trafia na jedną z czarnych mszy, a następnie do firmy zajmującej się robotyką i sztuczną inteligencją. Tam spotyka dwóch dziwacznych jegomości, którzy pomagają mu przywrócić do życia Miriam, w swojej znanej z pierwszych odcinków Apokalipsy mechanicznej postaci. Zarówno członkowie kongregacji szatana, jak i ciągle naćpani naukowcy pokazani zostają w tak przerysowany sposób, że trudno zachować powagę, obserwując ich poczynania.
Dużo poważniej jest na początku epizodu, kiedy to Michael odkrywa, jak wiedźmy potraktowały bliskie mu osoby. Udaje się do lasu, gdzie nawołuje swojego ojca. Mamy tutaj klasyczne odniesienie do Nowego Testamentu, kiedy to Jezus był kuszony na pustyni przez diabła. Tutaj role się odwracają. Zamiast syna Boga, próbom zostaje poddany potomek szatana. Niepokojące wizje, których doświadcza Michael, mają zarówno boski, jak i piekielny charakter. Podobnie jak niegdyś Jezus, który na pustyni był poddawany próbom przez obie strony, tak i teraz Michael staje się elementem gry pomiędzy dobrem i złem. Umiejętnie zastosowana analogia bardzo dobrze robi serialowi. Nie dość, że twórcy wykazują się znajomością, nazwijmy to, materiału źródłowego, to jeszcze robią to w zadziorny i przewrotny sposób, jak przystało na dekonstruktorów mitów obecnych od zawsze w kulturze i sztuce.
Podobnych smaczków i nawiązań jest tutaj jeszcze kilka. Co chwilę padają nazwiska rzeczywistych osób, będących ostoją współczesnego świata. Obrywa się zarówno Ryan Reynolds, jak i Elonowi Muskowi. Bardzo brutalnie zostaje potraktowany stereotyp młodego wizjonera z Doliny Krzemowej. Zamiłowanie do kokainy zaprezentowano w tak karykaturalny sposób, że segmenty z udziałem Mutta i Jeffa stają się wręcz groteską. W tę estetykę doskonale wpisuje się Wilhelmina Venable w swoim nietypowym image’u. Po raz kolejny dane nam jest poznać losy postaci sprzed apokalipsy. Wiemy już, czym zajmowała się Wilhelmina, jesteśmy również świadkami przebudzenia robota Miriam. W tym przypadku nie ma mowy oczywiście o fajerwerkach fabularnych w stylu Westworld, ale chwała twórcom, że w logiczny i czytelny sposób naświetlają genezę tej postaci.
Jak na tym tle prezentuje się Michael Langdon? Tym razem nie dominuje opowieści swoją charyzmą. Przechodzi z punktu A do punktu B, umożliwiając innym postaciom zaistnienie na pierwszym planie. Tym razem twórcy stawiają na dziwactwa bohaterów drugoplanowych i dobrze, że tak się dzieje, ponieważ dzięki temu łapiemy oddech od pędzącej na złamanie karku fabuły. Ważne jednak jest też to, że nawet w tak lekkim epizodzie twórcy pilnują porządku fabularnego. W serialu, który bawi się chronologią wydarzeń i często korzysta z retrospekcji, jest to niezwykle ważne.
Najnowszy odcinek AHS pokazuje, że serial nie ma problemów z zabawą konwencją i całkiem nieźle czuje się w świecie pełnym popkulturowych nawiązań. Produkcja w przeciągu ośmiu sezonów wypracowała sobie swoisty luz, z którego umiejętnie korzysta w odpowiednich momentach. Zdecydowanie więcej takich odcinków!
Źródło: zdjęcie główne: FX
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat