American Horror Story: Roanoke: sezon 6, odcinek 4 – recenzja
Wydawać by się mogło, że koloniści z Roanoke już całkowicie zawładnęli dotychczas uporządkowanym życiem Matta i Shelby. W najnowszym odcinku American Horror Story została odkryta kolejna część niepokojącej historii domu zamieszkiwanego przez głównych bohaterów.
Wydawać by się mogło, że koloniści z Roanoke już całkowicie zawładnęli dotychczas uporządkowanym życiem Matta i Shelby. W najnowszym odcinku American Horror Story została odkryta kolejna część niepokojącej historii domu zamieszkiwanego przez głównych bohaterów.
Matt i Shelby z czasem zdają sobie sprawę, że decyzja o zakupie nowego domu była jedną z najgorszych w ich życiu. Z odcinka na odcinek ujawniane są fakty, które coraz mocniej popychają ich w stronę ucieczki z tego przeklętego miejsca, jednak dobroć zjaw, które z początku były skłonne wypuścić ich ze swego terenu bez szwanku, wyczerpała się. Z tą chwilą koloniści zaczęli ujawniać swoją mroczną stronę. Brutalne praktyki, które stosują, uczyniły ten odcinek nieco bardziej krwawym od poprzednich. Pewne sceny z pewnością nie przypadną do gustu widzom nieco bardziej wrażliwym, a to wszystko dlatego, że koloniści bez skrupułów wykorzystują tę jedyną, konkretną noc, w czasie której mogą zabijać. Tym samym Matt i Shelby tracą osoby, które były skłonne pomóc im w wydostaniu się z tego miejsca. Zostają sami i sami muszą stoczyć walkę z niezwykle wrogo nastawionymi kolonistami. Na ekranie obserwujemy skołowanie bohaterów, ich nieporadność i bezsilność wobec paranormalnych zdarzeń, które rozgrywają się wokół nich. Jednak forma, jaką przyjęli twórcy serialu, w żaden sposób nie powoduje, że obawiamy się o Matta i Shelby. Niespodziewane wizyty składane przez kolonistów oraz byłych mieszkańców domu nie wzbudzają strachu; wywołują zaskoczenie - to na pewno - jednak mimo wszystko gdzieś w głębi jesteśmy spokojni o głównych bohaterów. Co prawda ten eksperyment z formą może być jedynie pretekstem, by pokazać widzom, że ich teorie na temat tego, w jakim kierunku zmierza najnowszy sezon, były wyjątkowo nietrafne, jednak ja w dalszym ciągu nie czuję się przestraszona.
Otwiera się przed nami kolejny rozdział historii tej tajemniczej posiadłości i powoli zaczynamy rozumieć, z czym mamy do czynienia, co wprowadza pewne ziarnko niepokoju. Cofamy się nieco w czasie i dzięki retrospekcjom dowiadujemy się o licznych zaginięciach poprzednich mieszkańców. Wprawdzie motyw nawiedzonego domu jest już nieco wtórny i fanom American Horror Story dobrze znany, jednak takie historie mają w sobie "to coś". Tym razem nieszczęśnicy również zostali niejako uwięzieni na przeklętym terenie, stali się dożywotnimi sługami przerażającej Thomasin White, która (można powiedzieć to z czystym sumieniem) uosabia wszystko, co złe. Czyni to postać graną przez Kathy Bates jedną z najbardziej wyrazistych w tym sezonie i za tę kreację należą się aktorce ogromne brawa. Bates po raz kolejny udowadnia, że jest niczym kameleon, który z łatwością wchodzi w zupełnie skrajne role. Pokazuje szeroki wachlarz swoich umiejętności aktorskich zarówno wtedy, gdy wciela się w postać nieco zahukanej Iris w piątym sezonie (Hotel), jak i teraz, grając bezwzględną i budzącą strach Thomasin. Krótko mówiąc, Kathy Bates jest jak na razie jednym z jaśniejszych punktów tego sezonu.
W najnowszym odcinku poznajemy również bliżej historię wiedźmy Scáthach, granej przez Lady Gagę. Tym samym z raczej drugoplanowej postaci zmienia się w jedną z ważniejszych w szóstym sezonie. Wydaje się, że Scáthach to bohaterka bardzo tajemnicza, a zarazem złożona; widać w niej ogromne rozdarcie wewnętrzne. Głęboka fascynacja postacią Matta jest konfrontowana z planem, jaki ma wobec niego Thomasin, która wolałaby widzieć go martwym. Ten wątek zapowiada się naprawdę obiecująco - pozostaje czekać, jak zostanie on rozwinięty w kolejnych odcinkach i co zaoferuje nam Scáthach.
Warto dodać, że oprócz nowości w szóstym sezonie dostajemy także kolejne nawiązanie do tego, co znamy już z poprzednich odsłon AHS. Tym razem mam na myśli tajemniczą postać, człowieka-świnię. Legendę o nim poznaliśmy w pierwszym sezonie (Murder House) dzięki jednemu z pacjentów Bena Harmona. Teraz postać ta wróciła i myślę, że kryje się za tym niezwykle ciekawa historia. Co więcej, wśród fanów serialu, a szczególnie Evana Petersa, rozgorzała dosyć intrygująca dyskusja. Zaniepokojeni dosyć długą nieobecnością ulubionego aktora w najnowszym sezonie, zaczęli snuć różne teorie. Spekuluje się, że pod postacią człowieka-świni kryje się właśnie Peters. Nic nie jest niemożliwe, jednak byłoby to ogromne zaskoczenie, prawda?
W American Horror Story: Roanoke jest niezwykle tajemniczo. Historie poszczególnych postaci są stopniowo ujawniane, ale dalej wiemy dosyć mało. Jest kilka wątków, które mają według mnie duży potencjał, ale akcja w dalszym ciągu toczy się w nieco ospałym tempie. Nie jest to atutem, jednak według mnie nie jest także wystarczającym powodem, aby najnowszy sezon przekreślić. Z odcinka na odcinek robi się ciekawiej, a historia, która buduje się na naszych oczach, naprawdę dobrze rokuje. Ogromnym atutem najnowszego sezonu jest klimat i myślę, że to jeden z powodów, dla których warto go oglądać.
Źródło: zdjęcie główne: FX
Poznaj recenzenta
Anna ParcheniakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat