Amerykańscy Bogowie - sezon 3, odcinek 3 - recenzja
Kolejny odcinek Amerykańskich Bogów i kolejne pozytywne zaskoczenie. Tym razem nie razi nawet Laura, która do tej pory była zmorą miłośników serialu.
Kolejny odcinek Amerykańskich Bogów i kolejne pozytywne zaskoczenie. Tym razem nie razi nawet Laura, która do tej pory była zmorą miłośników serialu.
Estetyka zaproponowana przez Bryana Fullera w pierwszym sezonie Amerykańskich Bogów odeszła bezpowrotnie. Czy chcemy, czy nie, musimy się pogodzić z tym smutnym faktem. Druga seria próbowała nieudolnie kopiować wypracowany styl, ale jak wiemy, skończyło się to spektakularną porażką. Można odnieść wrażenie, że obecnie twórcy nie ścigają się już z prekursorem. Dwa ostatnie odcinki są nieco czymś innym, co paradoksalnie działa na ich korzyść. Twórcy najwyraźniej zdali sobie sprawę, że nie dogonią Fullera i zaczęli opowiadać historię w nieco odmiennym stylu. Oczywiście na swojej drodze napotykają wiele przeszkód, wynikiem czego całość wciąż pozostawia wiele do życzenia. Na kilku frontach zrobiło się jednak naprawdę interesująco. Zaskakujące, ale w bieżących odsłonach zyskują nawet tak słabe postacie, jak drewniany Cień i drażniąca Laura.
Jednym z ważniejszych momentów epizodu jest wiwisekcja psychologiczna pani Moon. Żona Cienia trafia do Czyścica, gdzie dane jest jej wrócić do lat dziecięcych i przeanalizować popełnione błędy. Zanim zasiada w sali kinowej, przychodzi jej przeżyć kilka surrealistycznych przygód w zaświatach. Nie są one jakoś specjalnie finezyjne – ot, abstrakt, do którego Amerykańscy Bogowie zdążyli nas przyzwyczaić na przestrzeni wcześniejszych odcinków. Ważniejsze rzeczy dzieją się jednak w czasie retrospekcji, ponieważ twórcy w inteligentny sposób pokazując dzieciństwo bohaterki. Czemu Laura popełniła tyle pomyłek na swojej drodze życiowej? Czemu porzuciła szczęście u boku Cienia dla cielesnych uciech niemających większego znaczenia?
Laura obwinia siebie za wszystkie nieszczęścia, które ją spotkały. W rzeczywistości jednak jest ona ofiarą słabości obojga rodziców. Twórcy przedstawiają ten dysonans za pomocą dwóch perspektyw. Z jednej strony naznaczona już traumami dorosła Laura w ciele dziecka, z drugiej niewinna dziewczynka, która zupełnie nie rozumie tego, co się wokół niej dzieje. Fajnie, że twórcy porzucają na chwilę epicką wojnę bogów i skupiają się na psychice skrzywdzonego dziecka. Po raz kolejny daje o sobie znać kameralna forma opowieści. Dzięki tak poprowadzonemu wątkowi, Laura zyskuje w naszych oczach – staje się postacią z krwi i kości, a nie tylko narzędziem fabularnym służącym do rozwijania poszczególnych historii.
Na przyjętej formie Amerykańskich Bogów zyskuje również Cień, który nadal myszkuje w Lakeside. Bardzo zabawnie wypada jego dialog z szeryfem, próbującym nieporadnie wytłumaczyć, dlaczego uznał protagonistę za głównego podejrzanego zaginięcia nastolatki. Dobrze prezentują się również interakcje bohatera z Marguerite. Dialogi pomiędzy nimi mają w sobie nieco sympatycznego ciepła, co doskonale wpasowuje się w intymny klimat Lakeside. Na horyzoncie pojawia się również konwencja kryminalna, która w pierwowzorze literackim stanowiła siłę napędową tego wątku. Widać, że twórcy będą podążać tą samą ścieżką. To dobrze rokuje dalszemu biegowi wydarzeń.
Śmiertelnicy całkiem nieźle sobie poczynają w trzecim sezonie American Gods. Co w takim razie słychać u bogów? Bieżąca odsłona jest błogosławieństwem dla wszystkich, którzy nie mogli zdzierżyć nowych bóstw i ich irytujących manier. Po raz drugi z rzędu nie uświadczymy tych indywiduów i dobrze, że tak się dzieje, bo fabuła zupełnie na tym nie traci. Dopiero pod sam koniec odcinka na scenę powraca Techno-chłopiec, ale jego comeback stanowi bardziej zapowiedź tego, co nastąpi, niż konkluzję bieżących wydarzeń. Dużo więcej czasu ekranowego otrzymuje natomiast Odyn. Wednesday odnajduje swoją dawną miłość – Demeter. Bogini jest teraz starszą panią, która nieco zasiedziała się w domu opieki dla ludzi z zaburzeniami psychicznymi. Odyn próbuje ją wyrwać z marazmu i nakłonić do wzięcia udziału w wojnie, ona jak łatwo się domyślić – opiera się. Mamy tu więc standard, który przećwiczyliśmy wielokrotnie w poprzednich odsłonach. Również wątek Bilquis nawiązuje do wcześniejszej estetyki serialu, choć trzeba przyznać, że kryje się nim pewna zagadka. Bogini miłości wpada w kłopoty, z których może ją uratować nie kto inny, jak nasz protagonista. Gdzie to wszystko nas zaprowadzi? Miejmy nadzieję, że nie w rejony znane nam z drugiego sezonu.
Gdy Amerykańscy Bogowie skupiają się na zwykłych ludziach i ich historiach, fabuła zyskuje na kolorycie. Gdy na scenę wkraczają bóstwa wraz ze swoimi wyimaginowanymi celami i górnolotnymi frazesami, serial traci na atrakcyjności i staje się powtarzalny. Jednym słowem: więcej Lakeside, mniej Nieśmiertelnych. Czy to jednak jest do zrealizowania w takim formacie jak Amerykańscy Bogowie?
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1993, kończy 31 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1976, kończy 48 lat
ur. 1974, kończy 50 lat