Ash kontra martwe zło: sezon 2, odcinek 6 i 7 – recenzja
Otrzymaliśmy dwa, dość skrajnie różniące się odcinki serialu Ash vs Evil Dead. Obydwa, co można stwierdzić już na wstępie, trzymały dobry, jeśli nie bardzo dobry poziom. Zwłaszcza Delusion zaskoczył świeżością i kompletną zmianą klimatu. Nie było śmiesznie, ale za to bardzo psychodeliczne. I to się sprawdziło.
Otrzymaliśmy dwa, dość skrajnie różniące się odcinki serialu Ash vs Evil Dead. Obydwa, co można stwierdzić już na wstępie, trzymały dobry, jeśli nie bardzo dobry poziom. Zwłaszcza Delusion zaskoczył świeżością i kompletną zmianą klimatu. Nie było śmiesznie, ale za to bardzo psychodeliczne. I to się sprawdziło.
Odcinek Trapped Inside dał nam tradycyjny schemat Asha – było krwawo i zabawnie. Była to udana mieszanka horroru z komedią, a co ważne – twórcy po raz kolejny puścili oczko do widzów z rozrzewnieniem wspominających pierwszą część Martwego Zła, wprowadzając dawno zapomnianą przez wszystkich postać. Mowa o siostrze Asha – Cheryl, która zalicza tutaj bardzo udany, i co znamienne dla tego serialu, krwawy comeback. No cóż, Ashowi nie pozostało więc nic innego, jak zabić swoją siostrę. Po raz drugi zresztą. Ich starcie jest mocno pokręconą jazdą bez trzymanki i choć nie czuć w tym wszystkim napięcia, to ten wątek świetnie bawi (co dla postronnego widza nie zaznajomionego z tą serią, może się wydać dość dziwnym stwierdzeniem). W tym przypadku trochę szkoda zrobiło się najlepszego przyjaciela Asha – Cheta, którego gra brat Sama Raimiego – Ted, którego wykreowano na postać tak idiotyczną, że aż fajną.
Walka Asha z Cheryl była tylko jednym z elementów wszystkich wydarzeń, jakie działy się w jego rodzinnym domu, a które dotyczą próby pokonania Baala. Ten demoniczny mistrz manipulacji, który dosłownie ubiera się w ludzką skórę przejmując czyjąś postać, zdołał zbuntować przeciwko Ashowi całe miasteczko. Zdając sobie sprawę z tego, jak groźnym przeciwnikiem jest Aszuś Chlastuś, chciał doprowadzić do jego linczu, przy okazji wyrywając z rąk jego ekipy najważniejszą broń zdolną go pokonać – necronomicon. Baal naturalnie nie jest jak na razie świadom tego, że księga przepadła, a necronomiconem jest obecnie ciało Pablo, co nie zmienia faktu, że zrobi wszystko, aby pozbyć się osoby, która według wszelkich przesłanek, jest w stanie pokonać całe Martwe Zło. To też prowadzi właśnie do kolejnej odsłony tego serialu – odcinka Delusion, który zaskakuje, co już było wspomniane, świeżością jak na świat wykreowany w tej produkcji.
Ash vs. Evil Dead przyzwyczaił nas już do świetnie wykreowanych i bardzo klimatycznych miejsc akcji. Niezależnie, czy akcja dzieje się na stacji benzynowej, w knajpie, czy w przyczepie Asha – zawsze czuć pewien specyficzny dla danej lokalizacji klimat pasujący idealnie do tego serialu. Czasem jest on lekki, a czasem ciężki, wdzierający się w najciemniejsze zakamarki naszej psychiki. I właśnie ten drugi rodzaj mogliśmy zobaczyć w Delusion, którego akcja dzieje się w szpitalu psychiatrycznym. Rzadko kiedy mamy do czynienia z horrorami, które potrafią dobrze oddać klimat psychiatryka, a co więcej, wprowadzić do tego tematu powiew świeżości. Twórcom Asha to się udało. Pewnie duża w tym doza kontrastu do tego, co widzieliśmy wcześniej – czyli lekkiej (jak to słowo dziwnie tu brzmi) konwencji horroru komediowego. Tym razem wszystko nabrało o wiele poważniejszego tonu. Co ciekawe, w tym odcinku mogliśmy się przekonać, że Bruce Campbell to aktor, który potrafi zagrać coś więcej, niż przygłupiego faceta z piłą mechaniczną zamiast ręki. To się tyczy nie tylko jego osoby. Grająca Kelly Dana DeLorenzo również pozytywnie w tej kwestii zaskakuje.
Naszego bohatera widzimy w kompletnie nowej sytuacji – wziętego za wariata (którym przecież mimo wszystko jest) mordercę, który zabił swoją siostrę i trzy inne osoby twierdząc, że zostali oni opętani przez demony. Po wydarzeniach w domku w lesie Ash od 30 lat jest zamknięty w psychiatryku, a ostatnie wydarzenia, których byliśmy świadkami, działy się tylko w jego głowie. Co więcej, za Baala bierze on leczącego go lekarza, Ruby to pracująca tam pielęgniarka, Pablo (w tym przypadku już Reg) to jeden z pielęgniarzy a Kelly to pacjentka tego przybytku szaleństwa. Znalazło się tu nawet miejsce dla Cheta oraz, co wprowadziło pewien element humoru typowego dla tej serii, Aszusia Chlastusia, który jest... kukiełką personalizującą w pewnym sensie drugie „ja” Asha. Jako widzowie naturalnie wiemy, że to wszystko jest podstępną grą Baala, który w ten sposób chce zmusić Asha do zniszczenia necronomiconu.
Atmosfera szaleństwa towarzyszy nam w tym odcinku od samego początku. To już nie tylko kwestia samej lokalizacji miejsca wydarzeń (która zagrała naprawdę świetnie), ale tego, co dzieje się w samym szpitalu. To prawdziwy konglomerat wszelkich psychoz, dewiacji, nieludzkich historii, które oglądamy przez pryzmat nie samego Asha, a przebywających tam pacjentów. Wystarczy jedno spojrzenie by wiedzieć, że to, co się tam dzieje, należy traktować mimo wszystko bardzo poważnie. Co nie dziwi, sam Ash zaczął wierzyć we własne szaleństwo, w to, że te miejsce jest jego „domem”, a wszystkie wcześniejsze wydarzenia działy się tylko w jego głowie i miały wybielić jego morderstwa, a jego samego traktować jako nikomu nieznanego bohatera, który sam powstrzymał piekielne zastępy. Twórcy serialu tak poprowadzili ten wątek, że sam widz momentami może nabrać sporych wątpliwości, czy tak aby na pewno nie jest. Duży wpływ na to ma kontrast uzyskany w odniesieniu do poprzednich ocinków. Tym razem nie jest zabawnie jak zawsze. Ciężka atmosfera potrafi przytłoczyć, a panteon szaleńców przebywających w szpitalu, nawet widziany tylko przez chwilę, potrafi uwiarygodnić tę historię nawet mimo tego, że gdzieś z tyłu głowy wiemy, że to tak naprawdę nierówna gra Baala z Ashem dziejąca się w głowie tego drugiego. Jaki będzie finał tej rozgrywki jeszcze nie wiemy, ponieważ twórcy zdecydowali się poszerzyć wątek psychiatryka na kolejny odcinek (odcinki?) co akurat cieszy, ponieważ tą historię zwyczajnie bardzo dobrze się ogląda.
Być może nie będzie przesadą uznanie, że odcinek Delusion był jak do tej pory najlepszym, jaki mogliśmy oglądać. Duża w tym zasługa bardzo płynnej i nie rażącej nikogo zmiany klimatu i konwencji serialu. To też udowadnia, że powrót po 30 latach Asha na ekrany, był bardzo dobrym pomysłem. Z jednej strony dostajemy to, za co kochało się Martwe Zło, a z drugiej coś w pewnym stopniu innego wśród zalewu seriali. Oczywiście to nie jest produkcja dla każdego, a fabuła momentami jest prosta, jak konstrukcja cepa, ale to się sprawdza i należy sobie tylko życzyć, żeby się sprawdzało jeszcze przez co najmniej jeden, kolejny sezon.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Paweł SzałankiewiczDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat