Assassin’s Creed: Valhalla – recenzja gry
W ostatnich latach seria Assassin’s Creed trochę się pogubiła i przestała dostarczać swoim fanom tyle frajdy, co kiedyś. Czy kolejna zmiana scenerii i bohatera pomoże? Przeczytajcie naszą recenzję.
W ostatnich latach seria Assassin’s Creed trochę się pogubiła i przestała dostarczać swoim fanom tyle frajdy, co kiedyś. Czy kolejna zmiana scenerii i bohatera pomoże? Przeczytajcie naszą recenzję.
Na wstępie zaznaczę, że byłem ogromnie rozczarowany Assassin’s Creed Odyssey. I to nawet nie ze względu na historię, ale to, że gra była po prostu nieprzygotowana. Miała mnóstwo błędów. Gdy po raz pierwszy grałem w nią na targach E3, to 4 razy zresetowała mi Xboxa. Nawet pracownicy stoiska Ubisoft byli zażenowani. Spodziewałem się, że przynajmniej pełna wersja będzie lepiej dopracowana, ale nie była. Dlatego z dużą dozą nieufności podchodziłem do wiadomości, że zaraz dostanę następną odsłonę. Na szczęście ktoś w firmie poszedł po rozum do głowy i wcisnął hamulec, dając twórcom aż 25 miesięcy na dopracowanie nowej gry. Nareszcie dla kogoś ważniejsze było zadowolenie graczy, a nie szybki zysk. I nie ma co tu ściemniać, opłacało się. Assassin’s Creed Valhalla jest tym, czego ta marka potrzebowała – powiewem świeżego powietrza.
Naszą wędrówkę zaczynamy jako smarkacz o imieniu Eivor, który tyle nasłuchał się o podbojach wikingów i ich walecznych wyprawach, że sam chce takim wojownikiem zostać. Najlepiej jak najszybciej. Ale że marka Assassin’s Creed to nie są opowieści familijne, a raczej okupione bólem i żądzą zemsty historie, to wioska naszego bohatera zostaje napadnięta i splądrowana, a jego rodzice brutalnie zabici podczas boju. I tu nasz kontakt z Eivorem na chwilę się urywa. Gdy do niego wracamy, jest już dorosłym wojownikiem, który marzy tylko o tym, by wypruć flaki wszystkim przedstawicielom klanu Kjotveg. I tak rozpoczyna się nasza droga, okupiona krwią i potem. Do tego momentu to tytuł z bardzo powtarzalną fabułą, wyróżniający się tylko pod względem wizualnym. Zemsta. To już mieliśmy podane tyle razy, że można mieć dość. Na szczęście spece z Ubisoft mieli tego świadomość i ograną historię zastosowali jedynie jako wprowadzenie. Główną osią fabuły jest tu wszakże chęć podboju Anglii i zepchnięcie króla Aelfreda z tronu Wessex. Niby abstrakcja, ale jak fajnie napisana i poprowadzona. Na myśl przychodzi serial Gra o tron z tymi wszystkimi spiskami i knowaniami pomiędzy władcami. Mamy tutaj kilka rozdziałów z różnymi bohaterami, dzięki którym możemy uknuć polityczną intrygę przybliżającą nas do obalenia króla. Czasami z kimś będzie trzeba negocjować słowem, innym razem pięścią. Mam wrażenie, że właśnie tego tej serii od dawna brakowało.
Nie będę owijać w bawełnę, Ubisoft wycisnął z tego tytułu więcej, niż ktokolwiek by się spodziewał. Stworzył ogromną historię z wikingami i dodatkowo rozbudował ją o poboczne przygody, których wykonywanie nie daje nam poczucia straty czasu. A to nie jest takie powszechne. Widać, że twórcy przemyśleli każdy krok.
Już dawno temu zapowiadano, że Assassin’s Creed Valhalla będzie posiadać wielki otwarty świat i tak w rzeczywistości jest. A jest to świat, który wygląda przecudnie. Grę testowałem na Xbox Series X i telewizorze LG Nanocell i muszę powiedzieć, że tytuł w 4K prezentuje się wybornie. Widoki, architektura, miasteczka... to wszystko jest dopracowane w najmniejszym szczególe. Nie raz przyłapywałem się na tym, że po prostu zwiedzałem świat, zapominając na chwilę o wykonywanej misji. Zwłaszcza gdy już dostaniemy się na Wyspy Brytyjskie, będziemy mieli okazję mocniej zachwycić się tym, co twórcy przygotowali. Niestety, o ile zaprojektowanie świata ekipie Ubisoft wyszło jak nigdy, o tyle już liczba bugów pozostała na tym samym poziomie, a może nawet jest ich trochę więcej. I tak, przemierzając piękne wyspy, nagle natrafiamy na wiszący w powietrzu kawałek płotu, innym razem znika nam bohater i koń przez chwile jedzie sam. Zdarza się również, że na naszej trasie napotykamy innych ludzi, którzy robią jakieś bezsensowne rzeczy, np. próbują przejść przez skałę czy podskakują w miejscu, bez większego powodu. Lista błędów jest naprawdę przytłaczająca i często odbiera chęć do dalszej gry. Od kiedy rozpocząłem rozgrywkę, tytuł dostał już ze trzy modyfikację. Każda po około 4GB. I pomimo ich instalacji dalej gra ma mnóstwo błędów. To trochę żenujące.
Assassin's Creed: Valhalla to pełnoprawny RPG. Dostajemy możliwość wyboru kilku ścieżek dialogowych i rozwoju danej sytuacji. Każda ścieżka konwersacji ciągnie za sobą konsekwencje i ma znaczenie dla dalszego rozwoju postaci. Tak samo jak to, w jaki sposób będziemy ją modyfikować, rozwijając drzewo umiejętności. Tym razem faktycznie mamy wybór, jak dana historia się potoczy, nie jest on iluzoryczny, jak w poprzednich częściach bywało. Tu wszystko ma znaczenie. To, że kogoś oszczędzimy, może się na nas zemścić w niedalekiej przyszłości. Nawet to, z kim romansujemy, ma znaczenie. Każdą misję można przejść na kilka sposobów, a pikanterii całości dodaje fakt, że nie wiemy, która z dróg będzie miała większe, a która mniejsze konsekwencje dla naszych losów. Jak w życiu, wszystko jest jedną wielką niewiadomą.
Jedno zauważycie bardzo szybko. To nie Assasin’s Creed, jakiego znacie. Ekipa Ubisoft idzie w zupełnie innym kierunku z całą serią. Skradanie nie jest tutaj już takie istotne. Liczy się historia. I mówiąc szczerze, gdyby nie pojawienie się Zakonu Starożytnych, to pewnie szybko bym zapomniał, że gra to część jakiejś większej serii. I nie jest to jakiś ogromny minus, tylko taka luźna obserwacja.
Niestety jestem rozczarowany skopanym systemem walki. Kompletnie nie czuć jakiejkolwiek różnicy w uderzeniach. Czy walimy małym toporkiem, czy dużym, przychodzi to naszemu bohaterowi z takim samym trudem. Nie czuć na padzie siły uderzenia. Szkoda, bo przy grze, w której wielokrotnie zmieniamy bronie, można by było o tym pomyśleć. Zwłaszcza że są momenty, gdy jesteśmy w ferworze walki i te ciosy zadają większe obrażenia. Niestety my tego nie czujemy. Nic a nic. Już nie wspomnę, że duża część naszych przeciwników jest głupia jak but. Często mamy misje, w której napadamy na wioskę, zdarza się, że przeciwnicy przebiegają obok, nie zwracając na nas uwagi. Nierzadko też miałem wrażenie, jakby żołnierze byli tylko jakimś mięsem armatnim, który mamy wyżynać bez większego trudu. Powiem szczerze – to zabija cały fun.
Moim zdaniem za jakieś trzy, może cztery miesiące Assassin’s Creed Valhalla będzie świetnym tytułem. Może nawet do niego wtedy jeszcze wrócę. Bo widać, że ma potencjał. Szkoda tylko, że jak zwykle w dniu premiery do graczy trafiła niedokończona gra pełna błędów. I oczywiście, można w nią grać i miejscami czerpać z tego przyjemność, ale nie o to chyba chodzi. Radzę więc poczekać, aż ekipa Ubisoft połata wszystkie dziury i wtedy zabrać się za ten tytuł, bo jest on niewątpliwie warty uwagi zarówno pod względem wizualnym, jak i całej wciągającej fabuły. Jeśli lubicie gry z pięknym otwartym światem, w którym możecie spędzić nie godziny, a dni, to jak najbardziej ten tytuł jest dla was.
Plusy:
+ otwarty świat;
+ świetna grafika grafika;
+ różnorodność w misjach pobocznych.
Minusy:
- za dużo bugów;
- monotona walka.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1969, kończy 55 lat