Asteriks i Obeliks: Imperium Smoka - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 10 lutego 2023Asteriks i Obeliks wracają. Tym razem ich pomoc jest potrzebna w Chinach. Jak wyszła nowa aktorska wersja? Czy ma w sobie choć odrobinę magii Misji Kleopatra? Sprawdzamy.
Asteriks i Obeliks wracają. Tym razem ich pomoc jest potrzebna w Chinach. Jak wyszła nowa aktorska wersja? Czy ma w sobie choć odrobinę magii Misji Kleopatra? Sprawdzamy.
Mamy 50 rok p.n.e. W Chinach dochodzi do przewrotu zbrojnego, w wyniku którego pojmana zostaje cesarzowa. Jej córka, księżniczka Fu Yi (Julie Chen), ucieka do Galii, by prosić o pomoc mieszkańców osady, która jako jedyna stawiła opór Cesarstwu Rzymskiemu. Jednym słowem: jak trwoga, to do Asteriksa (Guillaume Canet) i Obeliksa (Gilles Lellouche). Nie trzeba chyba objaśniać, że dzielni wojownicy od razu ruszają z odsieczą. Co ciekawe, w tym samym czasie Chiny postanawia podbić także Juliusz Cezar (Vincent Cassel), chcący zaimponować ukochanej Kleopatrze (Marion Cotillard). By osiągnąć cel, zabiera na wyprawę najlepszego wojownika – Antywirusa (Zlatan Ibrahimović).
Asteriks i Obeliks: Imperium Smoka to już piąta aktorska ekranizacja przygód dzielnych Galów. I pierwsza bez Gerarda Depardieu. Twórcy (z przyczyn oczywistych) postanowili się go pozbyć i obsadzić w roli Obeliksa Gillesa Lellouche'a. Muszę przyznać, że dzięki bardzo dobrze wykonanej charakteryzacji zmiana aktora jest praktycznie niedostrzegalna. Dodajmy, że Gal o grubych kościach tradycyjnie przemawia w polskiej wersji głosem Wiktora Zborowskiego, więc widz naprawdę nie odczuje różnicy. W roli Asteriksa natomiast zobaczymy Guillaume'a Caneta, który jest również reżyserem i współautorem scenariusza. Bardzo sprawnie łączy wszystkie te funkcje, dostarczając nam ciekawą historię, choć nieodbiegającą mocno od naszych oczekiwań. Schemat jest niezmieniony. Galowie wyruszają z wioski, by ratować kogoś w nieznanym dla siebie kraju, po drodze zatapiają statek piracki, biją Rzymian, kłócą się między sobą i wracają do domu. Jednak Canetowi udało się wyciągnąć z tej historii trochę więcej. Wykrzesać potencjał komediowy, który nie jest wtórny i trafi zarówno do młodszych, jak i starszych widzów. Świetnie wypada konflikt pomiędzy Kleopatrą i Cezarem, a także Asteriksem i Graindemaisem, udającym Gala, by rozkochać w sobie księżniczkę. Przerzucanie się różnymi uszczypliwościami ma dobrze zaplanowane tempo komediowe. Żarty świetnie zostały też przetłumaczone na język polski. Nikt nie silił się tutaj na wciskanie żartów nawiązujących do obecnej sytuacji politycznej czy wydarzeń społecznych, jak to ma czasami miejsce w takich produkcjach. Twórcy polskiego dubbingu starali się trzymać kursu wyznaczonego przez poprzednie części. Oczywiście nie będę tutaj czarować, że Asteriks i Obeliks: Imperium Smoka dorównuje poziomem humoru Misji Kleopatrze, bo się nawet do niego nie zbliża. Ale i tak jest zabawnie. Powierzenie roli narratora Robertowi Makłowiczowi było strzałem w dziesiątkę. Kulinarny podróżnik świetnie się w tej roli sprawuje i dostarcza nam wielu charakterystycznych dla siebie opisów. Co najważniejsze, nie stara się wybić na pierwszy plan.
Motywem przewodnim, jak w każdej części, jest szorstka przyjaźń pomiędzy tytułowymi bohaterami i poszukiwanie miłości. Do obu tych wątków zdążyliśmy się już przyzwyczaić, ale cały czas dostarczają one bardzo dużo powodów do śmiechu. Kłótnie kompanów są przeprowadzone ze smakiem i – co najważniejsze – nie są wymuszone.
Muszę przyznać, że wbrew moim wcześniejszym obawom, Vincent Cassel idealnie sprawuje się jako Juliusz Cezar. Aktor potrafi w genialny sposób podbić narcystyczny charakter imperatora. Nie popada w parodię, ale z gracją ośmiesza swojego bohatera, pokazując jego ułomności. Władca lubi otaczać się ludźmi bez własnego zdania i kręgosłupa moralnego.
Pod względem wizualnym Asteriks i Obeliks: Imperium smoka nie różni się zbytnio od czterech poprzednich części. Efekty specjalne są nie najgorsze, choć sporo odbiegają od tego, do czego przyzwyczaiły nas hollywoodzkie superprodukcje. Również lokacje, w których kręcony był film, nie są zrealizowane z jakimś ogromnym rozmachem, ale nie zalatują taniością. Jest przyzwoicie, po prostu dobrze.
Wydaje mi się, że fani postaci wymyślonych przez René Goscinny'ego i Alberta Uderzo będą z tej produkcji zadowoleni. Jest ona pewnego rodzaju pomostem pokoleniowym. Dzięki niej rodzice mogą przedstawić dzieciom bohaterów ze swojego dzieciństwa. Trochę szkoda, że na nową przygodę musieliśmy czekać aż 10 lat. Mam nadzieję, że kolejna trafi do nas szybciej. Nie obrażę się, jeśli będzie animowana.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat