„Atlantyda”: sezon 2, odcinek 5 – recenzja
W tym tygodniu „Atlantyda” przeobraziła się z lekkiej bajeczki w dojrzalszą i dramatyczniejszą produkcję. Jednak wszystko co najlepsze, zostało na swoim miejscu.
Autor: Wojciech Pilarz
W tym tygodniu „Atlantyda” przeobraziła się z lekkiej bajeczki w dojrzalszą i dramatyczniejszą produkcję. Jednak wszystko co najlepsze, zostało na swoim miejscu.
Autor: Wojciech Pilarz
"Atlantyda" („Atlantis”) nigdy nie była tak mroczna i tak dramatyczna jak w „The Day of the Dead”. Odcinek ten jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń mających miejsce w epizodzie 4. i w całości dzieje się w nekropolii, z której bohaterowie muszą się wydostać. Nie jest to jednak łatwe, bo na drodze stają im ożywione trupy. Nie wiem do końca co, ale to chyba brak światła słonecznego korzystnie wpłynął na fabułę. Mrok i napięcie mu towarzyszące pasują do tej produkcji, jak i do całej mitologii greckiej, która pełna jest przecież śmierci i bezwzględnych, zawistnych bogów. Nie wiem, czy zauważyliście, ale najlepsze odcinki zdarzają się, gdy bohaterowie znajdują się w ponurych, niebezpiecznych miejscach. Wtedy naprawdę czuć klimat "Atlantydy" . Takim przypadkiem, obok najnowszego odcinka, jest choćby „Pandora’s Box” z 1. sezonu.
Nawet wyświechtany pomysł z zombie daje radę i wprowadza trochę dynamiki oraz akcji. Nie są to co prawda zbyt wymagający przeciwnicy, jednak w roli „zapychacza” sprawdzili się świetnie. No i sam fakt, że nie wiadomo, czy zza winkla wyłoni się Jason, czy jednak truposz, choć banalny w swej prostocie, buduje klimat niebezpieczeństwa.
[video-browser playlist="637406" suggest=""]
Twórcy jednak nie zapominają, że „Atlantyda” to przede wszystkim serial rozrywkowy, i robią wszystko, by tak pozostało. Akcentują te elementy w taki sposób, by widz miał pewność, że to na pewno dalej ten sam serial, z tymi samymi bohaterami. Częste wstawki humorystyczne i sprawdzony duet Pitagoras-Herkules skutecznie rozładowują napięcie, sprawiając, że atmosfera choć na kilka chwil przestaje być gęsta i ponura.
W „The Day of the Dead” nie to jest jednak najważniejsze. Najistotniejsza jest Medea. Wiedźma, która do tej pory stała w cieniu Pasiphae, w końcu dostała swoje pięć minut i dobrze je wykorzystała. Wierzę, że twórcy zainwestują trochę czasu w tę postać, bo może wyrosnąć na godnego przeciwnika, który - szkolony pod skrzydłami Pasiphae - przerośnie swą mistrzynię i sporo namiesza. Już teraz mogliśmy doświadczyć jej bezwzględności; strach pomyśleć, co będzie dalej.
Czytaj również: „Piraci” – poznaj bohaterki 2. sezonu serialu
"Atlantyda" nie zwalnia tempa i sprawia, że chce się do niej wracać. Dopóki scenarzyści będą mieć takie pomysły jak w „The Day of the Dead”, dopóty możemy liczyć na porządną rozrywkę w starożytnym stylu, a na pewno na ciekawą kontynuację wydarzeń, które ten odcinek kończą. Cliffhanger w takim momencie to bowiem prawdziwa tortura dla widza. Twórcy jednak robią co mogą, by utrzymać dramatyzm do końca. I udaje im się, udaje.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat