Banshee – 01×06
Po kilku bardziej proceduralowych odcinkach, Banshee wreszcie w pełni skupia się na głównym wątku. O ile do tej pory można było narzekać, że historia Lucasa stoi w miejscu, tak w szóstym epizodzie fabuła wyrwała do przodu.
Po kilku bardziej proceduralowych odcinkach, Banshee wreszcie w pełni skupia się na głównym wątku. O ile do tej pory można było narzekać, że historia Lucasa stoi w miejscu, tak w szóstym epizodzie fabuła wyrwała do przodu.
A w zasadzie do tyłu, gdyż lwia część odcinka to retrospekcje ukazujące nam okres, kiedy to główny bohater przebywał w więzieniu. Bardzo przypadł mi do gustu sposób, w jaki twórcy poradzili sobie z tym wątkiem. Zamiast raczyć nas jakimiś wyrwanymi z kontekstu urywkami, od razu zaprezentowali widzom pewną zamkniętą całość. Dowiadujemy się więc, jak wyglądały dla Lucasa początkowe miesiące za kratkami. A łatwo nie było, bo Rabbit postarał się, aby mężczyzna codziennie przeżywał piekło i żył w ciągłym strachu. Postać napakowanego albinosa, który terroryzuje przyszłego szeryfa, wypadła naprawdę ciekawie. Co prawda sprawia trochę wrażenie takiej wyjętej wprost z kart komiksu, ale jak najbardziej pasuje do konwencji serialu.
[image-browser playlist="594318" suggest=""]
©2013 Cinemax
Lucas musiał nieźle kombinować, aby w jednym kawałku dożyć dnia, w którym wyjdzie na wolność, i przyznać trzeba, że scenarzyści popisali się tutaj pomysłowością. Bohater w swojej desperacji chwyta się dość radykalnych rozwiązań, a te na ekranie prezentują się naprawdę bezbłędnie. Wiele scen ogląda się w ciągłym napięciu, a i nierzadko z niezdrowym uśmiechem na ustach. Po wielu trudach Lucasowi wreszcie udaje się rozproszyć wiszące nad nim czarne chmury, a my, jako widzowie, zaczynamy rozumieć, co go tak zahartowało i nauczyło nie bać się spojrzeć śmierci w oczy. Bardziej klarowne stają się również motywacje Rabbita w kwestii pojmania niedoszłego zięcia - wydarzenia, jakie rozegrały się w więzieniu były niczym środkowy palec wymierzony w stronę szefa organizacji przestępczej.
Trochę gorzej wypadają natomiast sceny w czasach obecnych, które skupiają się na niejakim Wicksie, który przyjeżdża do Banshee i rozpoznaje Lucasa. Okazuje się, że odsiadywali wyrok w jednym więzieniu. Jak nietrudno się domyślić, ów osobnik staje się przyczyną kłopotów i zaczyna nawet szantażować szeryfa, grożąc, że ujawni jego tożsamość. Wątek ten jest niestety zbyt przewidywalny i na dobrą sprawę nie wnosi wiele do samej opowieści. O wiele lepiej wypadły sceny z Carrie i chorobą jej syna. Solidnie uzasadniły decyzję o wydaniu Rabbitowi Lucasa, jaką kobieta podjęła pod koniec odcinka, a także rozwinęły samą postać. Nie rozumiem tylko jednego - skoro to dawna miłość szeryfa ma przysporzyć mu problemów, to po co w takim razie wprowadzono motyw z nagraniem walki umieszczonym na YouTube, który już od kilku odcinków jest konsekwentnie ignorowany? Mam nadzieję, że twórcy nie urwą tematu, bo byłby to zwyczajnie błąd rzutujący na spójność scenariusza.
Oglądając szósty epizod odniosłem wrażenie, że Antony Starr rozwinął się aktorsko i coraz bardziej wczuwa się w granego przez siebie bohatera. Być może jest to kwestia samego scenariusza, który tym razem obfituje w nieco bardziej wymagające sceny, pozwalające aktorowi rozwinąć skrzydła, ale Lucas poza byciem charyzmatycznym twardzielem mógł dla odmiany pokazać szereg różnych emocji - od strachu, poprzez gniew, na smutku kończąc. Postać ewoluuje i bardzo dobrze.
[image-browser playlist="594319" suggest=""]
©2013 Cinemax
Na koniec wspomnę o czymś, co każdy oglądający "Banshee", zdążył już z pewnością zauważyć - o bardzo wiarygodnie ukazanej przemocy. Różnie z tym bywa w serialach, ale produkcja Cinemaxu zdobyła sobie w tym aspekcie moje uznanie. Już trzeci odcinek pokazał podejście twórców do tego elementu i "Wicks" podąża tą drogą. Kiedy Lucas zbiera kolejne razy, można odnieść wrażenie, że Starr faktycznie zdrowo obrywa i chwilami aż robi się człowiekowi nieprzyjemnie. Na ciałach bohaterów widać skutki potyczek - są siniaki, opuchlizna, sącząca się tu i ówdzie krew, a przy tym, pomimo konwencji, skutki przemocy nigdy nie wydają się przesadzone, bo tak wygląda osoba, która została pobita. Tu spory plus dla serialu.
Szósty odcinek jest chyba jak do tej pory (ma poważną konkurencję w postaci trzeciego) najlepszym. Retrospekcje są po prostu świetne i niezwykle emocjonujące. Akcji nie brakuje i nawet dość słaby wątek Wicksa nie psuje ogólnego wrażenia. Serial powoli zaczyna także skupiać się na głównej osi fabularnej, co mnie bardzo cieszy, bo to właśnie tutaj tkwi prawdziwy potencjał tej historii. Bez względu jednak na to, o czym będą kolejne odcinki, ważne, by trzymały tak wysoki poziom jak ten recenzowany.
Ocena: 8/10
Źródło: fot. ©2013 Cinemax
Poznaj recenzenta
Marcin KargulDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat