Banshee – 01×09
Pierwszy sezon "Banshee" powoli dobiega końca, a twórcy nie spuszczają z tonu, tylko ostro podgrzewają atmosferę. Główny wątek nabiera coraz wyraźniejszych rumieńców, spychając wszystko inne na dalszy plan. Napięcie rośnie, a emocji nie brakuje.
Pierwszy sezon "Banshee" powoli dobiega końca, a twórcy nie spuszczają z tonu, tylko ostro podgrzewają atmosferę. Główny wątek nabiera coraz wyraźniejszych rumieńców, spychając wszystko inne na dalszy plan. Napięcie rośnie, a emocji nie brakuje.
Sprawy bardzo się komplikują. Atakiem na Carrie poważnie zaczyna interesować się FBI, mąż kobiety domaga się wyjawienia mu prawdy, zaś jego teść wraz ze swoimi oprychami właśnie zawitał do miasta. Mówiąc krótko - jest niewesoło, szczególnie dla Hooda. Zbytnie węszenie władz wokół Carrie i Rabbita może zdradzić jego prawdziwą tożsamość, a wtedy żegnaj wolności. Zażegnanie kryzysu może nie być łatwe, a już z pewnością będzie wymagało zwrócenia się po pomoc do osoby, za którą szeryf z pewnością nie przepada.
Mowa oczywiście o Proctorze. Sojusz z właścicielem rzeźni w kontekście fabuły jest logicznym posunięciem i chyba większość widzów tylko czekała, aż ów moment nastąpi. Zanim mężczyźni na spokojnie sobie pogadali, wpierw naturalnie musieli stoczyć zdrową walkę, którą sprowokował temat Rebekki. Jak się okazuje, nie bez powodu oglądaliśmy, jak Kai trenuje, bowiem w recenzowanym odcinku dał niezły popis swoich umiejętności, stanowiąc dla Hooda nie lada przeciwnika. Standardowo już dla serialu element ten prezentował bardzo wysoki poziom; nawet zdarzyło mi się skrzywić, kiedy jeden z bohaterów zarobił w klejnoty. Musiało naprawdę boleć.
[image-browser playlist="593585" suggest=""]
©2013 Cinemax
O ile do tej pory lubiłem Proctora, bo jako czarny charakter sprawdza się doskonale (w dodatku wiele scen z jego udziałem jest naprawdę świetnych, jak chociażby ta, kiedy pokazuje młodemu wodzowi, kto tu tak naprawdę ma władzę - czyżby preludium do zatargu z Indianami?), tak nie do końca podoba mi się jego zachowanie w stosunku do bratanicy. Mam nadzieję, że twórcy nie próbują wprowadzić do "Banshee" wątków kazirodczych i wszystkie jego dziwne gesty oraz spojrzenia są wyłącznie wynikiem zakłopotania, w jaki wprawia go obecność dojrzałej dziewczyny. Władczy i pewny siebie mężczyzna może mieć problemy z odpowiednią reakcją na osobę, która nie jest jego podwładnym i zwyczajnie go peszy. Chcę wierzyć, że tak właśnie jest.
Wiele emocji przyniósł wątek Carrie, głównie za sprawą jej męża, który w końcu dowiedział się prawdy - częściowej, ale jednak. Spodziewałem się raczej, że scenarzyści wstrzymają się z takim zagraniem przynajmniej do drugiego sezonu, byłem więc zdziwiony, że postanowili już teraz tak mocno namieszać. Dla nas, widzów, to dobrze, bo od ekranu jeszcze trudniej się oderwać. Chociaż nie obeszło się bez drobnych wpadek. Moim zdaniem twórców nieco poniosło, że tak szybko wypuścili Anę ze szpitala. Po tylu ciężkich obrażeniach byłaby zbyt osłabiona, żeby w ogóle wstać, a co dopiero prowadzić samochód i biegać po szkole. Drobne krwawienie i późniejsza utrata przytomności nie wystarczą, by zatrzeć negatywne wrażenie. W ogóle trochę szkoda, że zabrakło odwagi, by kobietę uśmiercić. Krok może i drastyczny, ale mógłby pchnąć fabułę w ciekawym kierunku i pokazać, że produkcja Cinemaxu lubi przełamywać schematy.
[image-browser playlist="593586" suggest=""]
©2013 Cinemax
Trochę zawiodła mnie konfrontacja Rabbita z rodziną Any. Z jednej strony było w niej sporo napięcia, a gęstą atmosferę można było ciąć nożem, z drugiej jednak cała ta zabawa w dom nie ma za wiele sensu. Skoro gangster pragnie jej śmierci, to dlaczego jej po prostu nie zabije, tylko odstawia jakieś szopki? Przyznam się, że nie bardzo też rozumiem tego ich całego konfliktu. Jeżeli Carrie faktycznie jest jego biologiczną córką, a wszystko wskazuje na to, że tak, to kradzież diamentów nie jest wystarczającym powodem ku temu, by ojciec chciał zabić własne dziecko. Jedyne uzasadnienie znajduję w tym, że Rabbit to zwykły psychopata, którego mało obchodzą rodzinne więzi.
"Always the Cowboy" to kolejny dobry odcinek, który w udany sposób przygotowuje grunt pod finał. Pomimo kilku drobnych wpadek, całość ogląda się naprawdę dobrze - jest dynamicznie, emocjonująco i z humorem. Nie brakuje też akcji, która - gdy już się pojawia - jest pierwszorzędna. Dla odmiany zrezygnowano natomiast ze scen łóżkowych, których tym razem nie uświadczymy. Widać, że twórcy nie starają się ich wciskać na siłę tam, gdzie nie mają one żadnego uzasadnienia. Na zakończenie wspomnę tylko o mocnym cliffhangerze, którzy sprawia, że na ostatni epizod czeka się z wypiekami na twarzy. Tak właśnie powinny wyglądać rozrywkowe seriale akcji!
Ocena: 8/10
Poznaj recenzenta
Marcin KargulKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1957, kończy 67 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1989, kończy 35 lat