Batman Death Metal. Tom 4 - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 13 kwietnia 2022Batman Death Metal. Tom 4 to kulminacja serii, w której herosi DC walczą o przetrwanie całego uniwersum. Jak wypada zwieńczenie cyklu?
Batman Death Metal. Tom 4 to kulminacja serii, w której herosi DC walczą o przetrwanie całego uniwersum. Jak wypada zwieńczenie cyklu?
Batman Metal. Batman Death Metal. Tom 4 trafia do polskich czytelników jako zwieńczenie serii, która przynajmniej na papierze miała wywrócić uniwersum DC do góry nogami. Scenarzysta Scott Snyder oraz wspomagający go w materii tworzenia Joshua Williamson i James Tynion IV w opowieści o większej niż życie walce superbohaterów DC ze złowrogimi istotami mrocznego multiwersum z jednej strony chcieli zaproponować odbiorcom przeciwwagę dla słynnych "Kryzysów", z drugiej zaś w sposób totalny przeobrazić komiksową rzeczywistość wydawnictwa i popchnąć ją w zupełnie nowym kierunku. Jeśli stare porzekadło o tym, że człowieka powinniśmy rozliczać bardziej z jego końców niż początków, uznamy za punkt odniesienia, finałowy tom serii Death Metal należy podsumować tymi słowami: "odrobinę rozczarowujący". Autorzy opowieści rozmieniają ją na drobne, z zupełnie niezrozumiałych przyczyn zanurzając historię w otchłani pompatyczności tudzież patosu. Serwują kulminacje, które niebezpiecznie ocierają się o miano swoich własnych karykatur. Satysfakcjonuje poziom samej dynamiki wydarzeń i rozwoju akcji, lecz nasze oczekiwania były chyba znacznie większe.
Choć Batman, Superman i Wonder Woman zbudowali misterny plan pokonania Perpetui i mieli stosunkowo wiele czasu na jego realizację, cała misja - w kilku swoich wariantach - zakończyła się niepowodzeniem. Sytuacja dla ocalałych herosów jest tym gorsza, że Najmroczniejszy Rycerz stał się posiadaczem tak wielkiej ilości energii antykryzysu, iż może zamienić rzeczywistość w Multiwersum, Które się Śmieje. Najznamienitsi superbohaterowie muszą postawić wszystko na jedną kartę i - ryzykując przy tym własnym życiem - odtworzyć uprzednio zniszczone wersje przeszłości. Na czytelników czeka więc cała seria fabularnych uniesień w postaci ogromnej batalii dobra ze złem czy śmierci uwielbianych herosów i złoczyńców, ale także bardziej kameralne w formie historie poświęcone pomniejszym postaciom, jak choćby w przypadku pierwszego Superboya. Stawka całej opowieści jest olbrzymia i doprawdy nikt nie wie, jaki wszechświat powstanie, gdy bitewny kurz opadnie na dobre.
Snyder na przestrzeni całej serii rozbudził apetyty czytelników w sposób niewyobrażalny; co tu dużo mówić - przymykaliśmy oko na uginającą się pod własnym ciężarem mnogość wątków czy liczbę postaci, nie mówiąc już o niebezpiecznym romansowaniu z patosem, który w wielu miejscach przykrywał wydźwięk rozwoju wydarzeń. W ostatnim tomie Death Metalu wszystkie te grzechy widać jednak jak na dłoni i - mówię to z ogromnym żalem - autor niespecjalnie potrafi znaleźć sposób na to, aby przekonać nas do ich odpuszczenia. Najlepszym na to dowodem jest warstwa dialogowa; najważniejsze postacie zachowują się tak, jakby tkwiły w mentalnej wieży Babel, wygłaszając pompatyczne hasła o losach wszechświata albo tonąc w odmętach scenariuszowej ckliwości. Prawdziwym kuriozum staje się również to, co Snyder robi z Najmroczniejszym Rycerzem czy Batmanem, Który się Śmieje - jak do tej pory przerażająca swoją złowrogością postać zamienia się w narwańca, który postanawia unicestwić wszechświat, bo wtedy będzie klawo. Na całe szczęście twórca dobrze radzi sobie w aspekcie nieustannego podkreślania monumentalności przedstawionych wydarzeń; choć Snyderowi po tym tomie można zarzucić naprawdę wiele, w materii czerpania pełnymi garściami z konwencji superbohaterskiego eventu i bombardowania odbiorców tym, co widowiskowe, autor działa bez zarzutu.
Niezwykle trudno ocenić warstwę graficzną tego albumu, przede wszystkim z uwagi na to, że tworzyły ją blisko... dwa tuziny rysowników. Tak potężna armia artystów sięga po naprawdę przeróżne środki wyrazu i siłą rzeczy niektóre ilustracje będą prezentować się znacznie lepiej od innych i odwrotnie. Z drugiej jednak strony intryguje fakt, że oprawa wizualna jest w tym przypadku zaskakująco wręcz spójna, jakby każdy z rysowników nieustannie miał na uwadze, jakie zasady grą obowiązują w stworzonej przez Snydera serii.
Batman Metal. Batman Death Metal. Tom 4 w ostatecznym rozrachunku możemy uznać za komiks, który domyka serię iście wybuchową; sęk w tym, że o ile otwierające odsłony cyklu przychodziły w dźwięku eksplodujących bomb, o tyle jego kulminacja w tej perspektywie będzie raczej przywodzić na myśl kapiszon. To jedna z tych niezobowiązujących opowieści, w której wartka akcja i zabawne momenty mają przenieść czytelnika do kolejnego rozdziału. Tu jednak znów pojawiają się schody: postrzegany holistycznie Death Metal miał najpierw rozsadzić uniwersum DC, a później uporządkować je na nowo. Tym trudniej zrozumieć to, że po lekturze finałowego tomu możemy dojść do wniosku, iż cały event - z wyraźnie "kryzysowym zacięciem" - okazał się zaledwie przystankiem w drodze do jeszcze "doskonalszej" naprawy wszechświata komiksowego giganta. Tak to już jednak w świecie superbohaterów bywa: od początku do końca, przy czym żaden z końców nie jest definitywny.
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat