Batman Detective Comics. Gothamski Nokturn. Akt 2 - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 4 czerwca 2025Gęsta atmosfera i zaskakujące fabularno-symboliczne koncepcje. Twórcy Gothamskiego Nokturnu w ramach Batman Detective Comics nie ustają w staraniach, by ich opowieść była wyjątkowa.
Gęsta atmosfera i zaskakujące fabularno-symboliczne koncepcje. Twórcy Gothamskiego Nokturnu w ramach Batman Detective Comics nie ustają w staraniach, by ich opowieść była wyjątkowa.

Jak jest z wyjątkowością w superbohaterskich historiach, dobrze wiemy. Schematy powielane od dziesięcioleci i rozbudowane fabuły, które i tak zazwyczaj muszą kończyć się efektowną naparzanką. O samym Batmanie wiemy już wszystko i wszystko w jego temacie widzieliśmy i przeczytaliśmy. Dlatego zawsze miłą odmianą są próby wrzucenia przygód Człowieka Nietoperza w niestandardowe tryby fabularne czy intrygującą estetykę. A kiedy i to się wyczerpuje, jest jeszcze opcja dopisania czegoś nowego do jego długiej historii, takie twórcze „grzebanie” w kanonie. Najlepiej z nowego punktu widzenia bądź wykorzystując nowe zagrożenie, które czaiło się w mroku od lat. Czasami nawet od setek lat.
Zrobił tak choćby Scott Snyder w Trybunale Sów i w swojej odsłonie Batman Detective Comics próbuje prowadzić historię w ten sposób Ram V. Takie dopisywanie, mieszanie w kanonie nie zawsze zdaje egzamin, ale w przypadku Gothamskiego Nokturnu działa jak trzeba. To prawda, że dynastia Orghamów jest pochodną wspomnianego wyżej Trybunału Sów, ale z odpowiednim tłem historycznym i możliwościami operacyjnymi konfrontacja z Batmanem działa jak należy i do tego wydobywa z fabuły zaskakujące koncepcje.
Na finiszu poprzedniego tomu dostaliśmy historię sprzed kilkuset lat, w której pojawił się poprzednik Batmana, by zburzyć plany złowieszczej rodziny na stworzenie i rządzenie wyjątkowym miastem. Plany Orghamów były niezwykłe, a Batman, ten dzisiejszy i ten sprzed stuleci, okazał się anomalią, która je pokrzyżowała. Takie spojrzenie na Człowieka Nietoperza to coś nowego – od Snydera, przez ostatnie lata twórcy bawili się w mitologizowanie roli Gacka w Gotham, a tymczasem przyszedł Ram V i oznajmia, że Batman to anomalia degenerująca wizję rozwoju metropolii – ta wizja z perspektywy Orghamów była jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna. Patrząc w ten sposób, wszystko co złe w Gotham, jest winą jego głównego obrońcy. I aby to się skończyło, trzeba go wyeliminować.
Co to oznacza dla Batmana? Udrękę. Podczas lektury trzeciego tomu z historią Rama V miałem reminiscencje z pierwszego tomu Batman. Knightfall, w którym Bruce Wayne przeszedł istna drogę przez mękę. I nie, te historie nie są do siebie podobne fabularnie, to inna rozgrywka, ale mają ten sam pesymistyczny wydźwięk i efekt pogrążania się bohatera w psychicznej otchłani i poczuciu bezradności. To zresztą podobna sytuacja jak w runie Chipa Zdarsky’ego, a dokładnie w jego pierwszym tomie, czyli Failsafe, który opowiadał o spektakularnej porażce Batmana z tytułowym przeciwnikiem. W przypadku Gothamskiego Nokturnu Ram V w poprzednich dwóch tomach zrobił podbudowę pod niemalże degrengoladę, która czeka bohatera w najnowszej odsłonie. I to działa – patrzenie na ledwie kontaktującego, bezradnego superbohatera, który jeszcze na początku albumu wydaje się mieć wszystko pod kontrolą.
Ten nastrój – można nawet rzec, że elegijny, dopełniają okładki poszczególnych zeszytów autorstwa Evana Cagle'a, na czele z tą zdobiącą trzeci tom – jest w nich mrok, ale podany w nietypowej estetyce, co potęguje wrażenie obcowania z unikalną opowieścią. W samym albumie może nie zawsze to działa, zależy od rysownika – kiedy na scenę wkracza Ivan Reis, inspirując się Sergio Toppim, wszystko jest bardziej niż ok, mogą się podobać również rysunki Dustina Nguyena w dalszej części albumu. Odpowiednie wrażenie robią dodatkowe historie ze scenariuszami Simona Spurriera i Dana Watersa, które z jednej strony dopowiadają poszczególne wątki, z drugiej nadal urzekają tajemnicą. A sam Ram V z lubością grzebie w przeszłości Orghamów, opowiadając o ich związkach z R’as al Ghulem – te fragmenty mają postać odczytywanych na nowo legend z dawnych wieków i przy stylizowanej oprawie graficznej tworzą wyjątkowy nastrój. Być może momentami skłonni jesteśmy uznać ten album za przyciężki fabularnie, ale wyraźnie widać w tej historii zamysł twórcy, by nie odhaczać kolejnych znanych motywów, nie dublować i małpować, tylko raczej parafrazować i dać opowieści o Batmanie nowy kontekst i nowy charakter. To podejście działa jak trzeba, także w tych momentach, kiedy trzeba rozpędzić opowieść i pójść w bardziej intensywną akcję. I oby wszystko działało w ten sposób w kolejnych odsłonach tej intrygującej sagi.
Poznaj recenzenta
Tomasz Miecznikowski



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 44 lat
ur. 1955, kończy 70 lat
ur. 1967, kończy 58 lat
ur. 1985, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 47 lat

