Batman: Rozbite Miasto i inne opowieści – recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 17 października 2018Za kolejny komiks o Batmanie w ramach egmontowego DC Deluxe odpowiedzialny jest doskonale znany fanom tandem twórców: Brian Azzarello i Eduardo Risso. Czy współpraca wyszła im równie znakomicie, jak w przypadku ich najsłynniejszego działa, czyli 100 naboi?
Za kolejny komiks o Batmanie w ramach egmontowego DC Deluxe odpowiedzialny jest doskonale znany fanom tandem twórców: Brian Azzarello i Eduardo Risso. Czy współpraca wyszła im równie znakomicie, jak w przypadku ich najsłynniejszego działa, czyli 100 naboi?
Od 100 Bullets, Book One zresztą nie sposób uciec, pisząc o Batmanie od Brian Azzarello i Eduardo Risso . Dołóżmy jeszcze okładki poszczególnych zeszytów autorstwa Dave'a Johnsona i mamy trzon ekipy w komplecie. W pewnym momencie mignie nam w Gotham nawet Agent Graves. Czy fakt, że bardziej chcielibyśmy podążyć za nim, by dowiedzieć się, cóż to enigmatyczny bohater 100 naboi robi w mieście Nietoperza, świadczy o tym, że tym razem twórcy nie zdołali zachwycić tak, jak w przypadki ich opus magnum?
Niestety to prawda. Głównym daniem albumu jest sześcioczęściowa historia Batman. Rozbite miasto i inne opowieści, będąca hołdem dla klasyków czarnego kryminału z Raymond Chandler na czele. Batman prowadzi w niej skomplikowane śledztwo, które z początku - ot zwykła pogoń za handlarzem samochodów, nie zapowiada się specjalnie ekscytująco. Azzarello wplata w nie jednak kilka elementów, które miały za zadanie zapewnić czytelnikowi mnóstwo satysfakcjonujących, estetycznych doznań.
Mamy zatem ciągnący się wraz z fabuła, monologi wewnętrzne Batmana, stylizowanego na chandlerowskiego detektywa. Monologi w pewnym momencie ciut irytujące, aż ma się ochotę powiedzieć Batmanowi, żeby się zamknął, ale cóż, Bruce Wayne po prostu przeżywa. Co może przezywać Bruce Wayne? Ponownie zdarzenie z przeszłości, śmierć rodziców w ciemnym zaułku z rąk bandziora. Przeżywa tym mocniej, ze podczas jego śledztwa ma miejsce niemal bliźniacze wydarzenie, przez co dochodzenie Batmana staje się sprawą osobistą.
Podczas tego dochodzenia pojawia się sporo znanych twarzy, chciałoby się powiedzieć, że za dużo, a niektóre w zasadzie niepotrzebnie. Batman miota się, pierze po mordach, sam czasem też dostanie, śledztwo trwa i jakoś niewiele z tego wszystkiego wynika, aż do szokującego w założeniach zakończenia. Ów shocker bardzie wprowadza w konsternację, niż stanowi godne zwieńczenie fabuły i to do tego stopnia, że aż szkoda Risso, który tyle się napracował, znów urzekając wieloma pomysłowymi kadrami i swym oryginalnym stylem. A Azzarello, cóż, chciał chyba tak mocno wejść w stylistykę noir, że zwyczajnie przedobrzył. Szkoda.
Na szczęście lepsze wrażenie pozostawiają kolejne historie. Krótkie Blizny zachwycają czarno-białą kolorystyką, choć nie do końca przekonują fabułą. Całkiem fajne i bardziej zbliżone do chandlerowskich fabuł śledztwo dostajemy w niedługim, ale za to przyjemnie skondensowanym Spadku z godną czarnego kryminału końcówką. Wisienką na torcie jest zaś trzyczęściowy Rycerz zemsty i to dla tej opowieści warto mieć w swych zbiorach album Azzarello i Risso.
Batmanem jest tu nie syn, tylko ojciec, Thomas Wayne. To świat znany dobrze z Flashpoint, w którym w alejce śmierć ponieśli nie rodzice Bruce'a, tylko on sam. Thomas Wayne jest tu nabuzowanym, szukającym guza dojrzałym mężczyzną, w którego życiu pozostało miejsce już tylko na brutalną przemoc, niekoniecznie używaną w dobrej sprawie. Historia obraca się wokół porwania dwójki dzieci Harveya Denta. Oprócz prokuratora, z którego twarzą jest w tej opowieści wszystko w porządku, spotkamy inne znane postaci w zaskakujących, odmiennych rolach.
Te podmiany są pomysłowe, wprowadzone nie na siłę. Z Rycerza zemsty najbardziej czuć twórczą radość i potrzebę opowiedzenia nietuzinkowej historii pełnej niespodzianek i to jak najbardziej się udaje. Podsumowując, czasem okazuje się, że kiedy za bardzo się chce, nie zawsze wychodzi tak, jak w przypadku Rozbitego miasta, opowieści mającej oddać hołd klasykom noir. Kiedy zaś dostajemy do dyspozycji całkiem nowe, nieznaczone karty, może powstać całkiem udana, niestandardowa rozgrywka. W efekcie, choć z mocno mieszanymi uczuciami, odstawiamy album na półkę w jakimś stopniu usatysfakcjonowani. Można będzie do niego wracać choćby po to, by delektować się rysunkami Risso, jak zwykle wyczyniającego cuda z perspektywą i kątami widzenia. A jego wizerunek Batmana, to po prostu klasa sama w sobie.
Źródło: fot. Egmont
Poznaj recenzenta
Tomasz MiecznikowskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1977, kończy 47 lat
ur. 1993, kończy 31 lat
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1969, kończy 55 lat